Przepiękny wystrój bloga zawdzięczam Szczególnie niewidocznej. z bloga "Skrawek nieba." Jeszcze raz Ado, dziękuję bardzo za poświęcony czas. ♥ Szablon jest przepiękny.

niedziela, 18 marca 2012

Sześć.


Sylwester w tym roku wypadał w sobotę co było równoznaczne z faktem, że w poniedziałek czekał mnie pierwszy dzień w nowej szkole. Sama nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Kilka wieczorów spędziłam na przeglądaniu strony internetowej tejże placówki oraz wielu ulotek, które Margaret dostała podczas dni otwartych. Oczywiście szkoła robiła dobre wrażenie. Nowoczesna placówka, dobrze utrzymana i co najważniejsze z profilami sportowymi, które były dla mnie dość istotnym szczegółem. Zostałam zapisana do klasy pływackiej, nic dziwnego, że wybrali mi tę klasę ponieważ wujek dobrze wiedział o moich sportowych osiągnięciach i zapewne chciał tym gestem dać mi znać, że nie będą stawać na drodze w mojej karierze. Jednak aktualnie sama nie wiedziałam czy dalej chcę pływać. Czy chcę brać udział w zawodach i wygrywać. Czułam, że to już nie będzie to samo, ponieważ osoby, z którymi dzieliłam moją miłość do sportu odeszły albo zostały w Dublinie.
Sobotni wieczór spędziłam w samotności słuchając muzyki i czytając książkę na zmianę. Margaret i Kevin poszli na jakieś imprezy Sylwestrowe, Lucas wyjechał z dziewczyną do Paryża natomiast ciocia i wujek wtuleni w siebie, siedzieli na dole w salonie i oglądali jakiś film sensacyjny. Chociaż proponowali mi wspólny seans to odmówiłam. Nie chciałam im przeszkadzać. Nie przywitałam Nowego Roku z należytym szacunkiem, ponieważ kraina snu wciągnęła mnie szybciej niż to sobie wyobrażałam.
Pierwszy dzień Nowego Roku też nie należał do najciekawszych. Przespałam cale dopołudnie a resztę dnia spędziłam przeglądając książki i materiał, który miałam do nadrobienia. Moja nowa klasa z tego co zdążyłam zaobserwować na jednym z forum, szła trochę innym planem nauki niż ta w Dublinie. Niektóre wiadomości znałam dobrze, jednak sporo zagadnień sprawiało mi niewielkie trudności, z którymi będę musiała się zmierzyć w ciągu najbliższych kilku dni. Zmęczona naukom, leżąc na skórzanej kanapie nawet sama nie pamiętam kiedy zasnęłam.
Były to chyba dwa najnudniejsze dni w moim życiu, z których nic ciekawego do zapamiętania nie miałam. Nic się nie wydarzyło a ja blada jak ściana i zmęczona tymi wszystkimi zmianami kręciłam się po nowym domu, który tak naprawdę nigdy nie stanie się dla mnie prawdziwym domem. 
W poniedziałkowy poranek około godziny siódmej do mojego pokoju wpadła ciocia.
-Ann, wstawaj! – powiedziała odsłaniając żaluzje przy oknie. – Dzisiaj twój pierwszy dzień szkoły i chyba nie chcesz się spóźnić. Kevina was zawiezie – rzuciła na koniec i poszła budzić Margo.
Powoli podniosłam się z kanapy i przetarłszy oczy rozejrzałam po pokoju. Niezaścielany materac, rozwalone pudła kartonowe na podłodze i książki na biurku nie sprawiały najlepszego wrażenia.
-Muszę to ogarnąć –szepnęłam i podeszłam do ciemnej szafy. Pierwszego dnia w szkole powinnam  pokazać się od dobrej strony, ponieważ dobrze wiedziałam jak ważne jest pierwsze wrażenie i wielu ludzi tylko według niego ocenia innych.
Otworzyłam drzwiczki i zaczęłam przeglądać zawartość szafy. Z kilku stert ciemnych bluzek i spodni wybrałam koszule w ciemnopopielatym kolorze, czarne rurki i materiałową, czarną kamizelkę, która chociaż sprawiała wrażenie eleganckiej to idealnie pasowała do mojej dzisiejszej kreacji. Szybka toaleta i wyszykowanie się zajęły mi około dwudziestu minut. Z torbą przewieszoną przez ramię, zaplatając włosy w luźnego warkocza zeszłam na dół i zajrzałam do kuchni, w której Margaret i Kevin siedzieli przy stole i pałaszowali swoje śniadanie.
-Hej – rzuciłam krótko i podeszłam do szafki kuchennej. Wyjęłam z niej kolorowy kubek i usiadłam przy stole.
-Zjedz coś, przecież nie pójdziesz do szkoły z pustym żołądkiem – powiedział Kevin nalewając mi soku pomarańczowego.
-Nie jestem głodna, tak bardzo się denerwuję, że nic nie przełknę.
-Spokojnie Ann, szkoła jest naprawdę fajna. Uwierz mi spodoba ci się – tym razem odezwałam się Margo, która dotychczas była zbyt pochłonięta jedzeniem kanapek.
-Zjem w szkole – odpowiedziałam i upiłam trochę soku.
-Skoro tak stawiasz sprawę to chodźcie, zbieramy się bo ja za godzinę mam wykład z filologii i nie chce się na niego spóźnić – Kevin wstał od stołu i skierował się w stronę wyjścia.
Dopiłam swój sok, złapałam torbę leżącą obok krzesła i ruszyłam za chłopakiem. Margo szybko poszła w moje ślady i po chwili obie, ubrane w zimowe płaszczyki wsiadałyśmy do sportowego, czerwonego samochodu naszego kochanego braciszka.
Do szkoły mieliśmy jakieś dziesięć minut drogi samochodem, więc ledwo zdąrzyłyśmy się rozgrzać i już musiałyśmy wysiadać.
-Podjadę po was wpół do trzeciej, dobra? – powiedział Kevin zatrzymując się pod szkołą.
-Dobra, tylko nie zapomnij – rzuciła Margo a ja wysiadłam z samochodu.
Szkoła w rzeczywistości wyglądała dużo lepiej niż na zdjęciach. Duży, nowoczesny gmach z wielkim napisem „Tong High School” stał naprzeciwko mnie. Przy drzwiach i na placu dookoła roiło się od młodych, szczęśliwych ludzi, kompletnie mi nie znanych. Wciągnęłam głęboko powietrze i ruszyłam przed siebie w stronę wejścia. Przeciskając się pomiędzy młodymi uczniami, starałam zgrywać niewidzialną, tutejszą, jednak wielokrotnie spotykałam się z pytającymi spojrzeniami. Ludzie wiedzieli, że jestem nowa. Nic nie dało się przed nimi ukryć.
Pierwszym miejscem do jakiego miałam się wybrać był szkolny sekretariat. Miła kobieta siedząca za biurkiem przywitała mnie promiennym uśmiechem i wręczyła kod i numerek szafki, plan lekcji, plan szkoły i jakieś podanie, które miałam przynieść na następny dzień. Obładowana dokumentami wyszłam z pomieszczenia gwałtownie popychając drzwi. Nie zwracając uwagi na to czy ktokolwiek za nimi stoi czy też nie.
-Jasna cholera! – usłyszałam męski głos. Spojrzałam na chłopaka, który trzymała się jedną ręką za nos. Wysoki brunet o nieziemskiej urodzie stał naprzeciw mnie i wyglądał jakby miał ochotę „odwdzięczyć”  się za uszkodzenie nosa. –Uważaj jak chodzisz! – warknął i opuścił rękę. Teraz mogłam lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Mocne rysy i ciemna karnacja nadawały mu jakże wspaniałego wyrazu oraz te oczy, w kolorze mlecznej czekolady sprawiały, że chłopak no cóż grzeszył urodą.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś stoi za drzwiami – odpowiedziałam lekko poirytowana jego zachowaniem. Przecież skąd mogłam wiedzieć, że akurat w tym momencie jakiś uczeń stanie za drzwiami i okaże się moją ofiarą? Nie mogłam przewidzieć przyszłości, chociaż w niektórych momentach przydałaby mi się taka umiejętność. 
-Dobra, nic się nie stało – jego ton głosu poprawił się raptownie, jakby dopiero teraz zauważył, że rozmawia z dziewczyną. – Może i masz rację – dorzucił po chwili. – A tak właściwie to jestem Zayn – wyciągnął zgrabną dłoń w moją stronę. Skrzywiłam się lekko i pokazałam mu zajęte papierami ręce. Szybko cofnął swoją dłoń i schował do tylniej kieszeni spodni. 
-Ann i przepraszam ale mam trochę zajęte ręce – odpowiedziałam i uśmiechnęła się do niego blado. Chłopak mierzył mnie uważnym wzrokiem a ja nie miałam zbytniej ochoty na dłuższe konwersacje z nim. 
-Jesteś tu nowa? – zapytał kiedy już miałam się z nim pożegnać.
-Tak, to pierwszy mój dzień w tej szkole – odpowiedziałam i poprawiłam kartki, które lada chwila miały wylądować na podłodze.
-I pewnie nie znasz dobrze szkoły, co?
-No, nie bardzo. 
-Co masz pierwsze?
W ogromnej stercie papierów znalazłam plan lekcji i zabawnie, przekrzywiając głowę, żeby móc rozczytać pionowe pismo, zaczęłam szukać poniedziałku.
-Matematyka, sala numer dwieście trzynaście z panną McNamara – przeczytałam i spojrzałam na bruneta, który zastanowił się chwilę.
-Ja mam w dwieście piętnaście, więc jeżeli chcesz, mogę cię zaprowadzić. 
-Ale, nie ma takiej potrzeby… - zaczęłam się wykręcać, chociaż możliwość spędzenia czasu w towarzystwie tego przystojniaka była bardzo kusząca. Jednak on uśmiechnął się tylko lekko i wyciągnął ręce w moją stronę, żeby wziąć ode mnie wszystkie te papiery.
-Ale, ja i tak ci pomogę – powiedział biorąc ode mnie całą stertę – Chodź, mamy trochę szkoły do zwiedzenia. 
Powolnym krokiem ruszyłam obok chłopaka w stronę jak mniemam sali dwieście trzynaście. Czułam jak co chwilę spogląda na mnie zaciekawionym wzrokiem, jakby chciał o coś zapytać i po chwili namysłu, rozmyśla się cicho prychając. 
-Skąd przyjechałaś? – zapytał kiedy zatrzymaliśmy się pod salą dwieście trzynaście.
-Z Dublinu – odpowiedziałam i wzięłam od niego moje dokumenty.
-Z Dublinu? Tego w Irlandii? – zdziwienie na jego twarzy przybrało dość komiczną maskę.
-Tak, właśnie z tego Dublinu.
-Mam kolegę, który pochodzi z Irlandii.
-A ja mam kolegę, który pochodzi z Wielkiej Brytanii i jeżeli się nie pospieszy to dostanie spóźnienie – powiedziałam rozbawiona, widząc zniecierpliwioną minę nauczyciela, który przytrzymując drzwi do dwieście piętnaście czekał aż ostatni z uczniów zaszczyci go swoją obecnością.
-Co za człowiek – wywrócił oczami i ruszył w stronę sali. – Mogę liczyć na to, że zjesz ze mną drugie śniadanie? – zapytał wchodząc do sali.
-Zastanowię się! – odpowiedziałam i przyjrzałam się uważnie dziewczynom, które mierzyły mnie podejrzliwym wzrokiem zarówno podczas rozmowy z chłopakiem jak i teraz kiedy znudzona czekałam na nauczycielkę od matematyki.
__________________________________________

Viola! Szósty rozdział z Zaynem w roli drugoplanowej! Jak obiecałam jest Directionowy akcencik i nawet zdanie o Niallu, któergo nasza Ann też zna.
Czekam na  wasze opinie i nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że czytacie.
Moje osobiste zdanie na temat rozdziału? Hmm szału nie ma, w pierwszej trójce ulubionych się nie znadjzie napewno :).

2 komentarze:

  1. kurde,twój styl pisania wymiata,i będę to non stop powtarzać ;)
    +jak chcesz,zajrzyj do mnie ;D
    czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam twoje opowiadanie , ciekawa jestem co wydarzy się w następnym rozdziale :)
    Czekam na kolejny ! dodawaj szybko ;p

    OdpowiedzUsuń