Sylwester w tym roku wypadał w sobotę co było równoznaczne z
faktem, że w poniedziałek czekał mnie pierwszy dzień w nowej szkole. Sama nie
wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Kilka wieczorów spędziłam na
przeglądaniu strony internetowej tejże placówki oraz wielu ulotek, które
Margaret dostała podczas dni otwartych. Oczywiście szkoła robiła dobre
wrażenie. Nowoczesna placówka, dobrze utrzymana i co najważniejsze z profilami
sportowymi, które były dla mnie dość istotnym szczegółem. Zostałam zapisana do
klasy pływackiej, nic dziwnego, że wybrali mi tę klasę ponieważ wujek dobrze
wiedział o moich sportowych osiągnięciach i zapewne chciał tym gestem dać mi
znać, że nie będą stawać na drodze w mojej karierze. Jednak aktualnie sama nie
wiedziałam czy dalej chcę pływać. Czy chcę brać udział w zawodach i wygrywać.
Czułam, że to już nie będzie to samo, ponieważ osoby, z którymi dzieliłam moją
miłość do sportu odeszły albo zostały w Dublinie.
Sobotni wieczór spędziłam w samotności słuchając muzyki i
czytając książkę na zmianę. Margaret i Kevin poszli na jakieś imprezy
Sylwestrowe, Lucas wyjechał z dziewczyną do Paryża natomiast ciocia i wujek
wtuleni w siebie, siedzieli na dole w salonie i oglądali jakiś film sensacyjny.
Chociaż proponowali mi wspólny seans to odmówiłam. Nie chciałam im
przeszkadzać. Nie przywitałam Nowego Roku z należytym szacunkiem, ponieważ
kraina snu wciągnęła mnie szybciej niż to sobie wyobrażałam.
Pierwszy dzień Nowego Roku też nie należał do
najciekawszych. Przespałam cale dopołudnie a resztę dnia spędziłam przeglądając
książki i materiał, który miałam do nadrobienia. Moja nowa klasa z tego co
zdążyłam zaobserwować na jednym z forum, szła trochę innym planem nauki niż ta
w Dublinie. Niektóre wiadomości znałam dobrze, jednak sporo zagadnień sprawiało
mi niewielkie trudności, z którymi będę musiała się zmierzyć w ciągu
najbliższych kilku dni. Zmęczona naukom, leżąc na skórzanej kanapie nawet sama
nie pamiętam kiedy zasnęłam.
Były to chyba dwa najnudniejsze dni w moim życiu, z których
nic ciekawego do zapamiętania nie miałam. Nic się nie wydarzyło a ja blada jak
ściana i zmęczona tymi wszystkimi zmianami kręciłam się po nowym domu, który
tak naprawdę nigdy nie stanie się dla mnie prawdziwym domem.
W poniedziałkowy poranek około godziny siódmej do mojego
pokoju wpadła ciocia.
-Ann, wstawaj! – powiedziała odsłaniając żaluzje przy oknie.
– Dzisiaj twój pierwszy dzień szkoły i chyba nie chcesz się spóźnić. Kevina was
zawiezie – rzuciła na koniec i poszła budzić Margo.
Powoli podniosłam się z kanapy i przetarłszy oczy
rozejrzałam po pokoju. Niezaścielany materac, rozwalone pudła kartonowe na
podłodze i książki na biurku nie sprawiały najlepszego wrażenia.
-Muszę to ogarnąć –szepnęłam i podeszłam do ciemnej szafy.
Pierwszego dnia w szkole powinnam
pokazać się od dobrej strony, ponieważ dobrze wiedziałam jak ważne jest
pierwsze wrażenie i wielu ludzi tylko według niego ocenia innych.
Otworzyłam drzwiczki i zaczęłam przeglądać zawartość szafy.
Z kilku stert ciemnych bluzek i spodni wybrałam koszule w ciemnopopielatym kolorze,
czarne rurki i materiałową, czarną kamizelkę, która chociaż sprawiała wrażenie
eleganckiej to idealnie pasowała do mojej dzisiejszej kreacji. Szybka toaleta i
wyszykowanie się zajęły mi około dwudziestu minut. Z torbą przewieszoną przez
ramię, zaplatając włosy w luźnego warkocza zeszłam na dół i zajrzałam do
kuchni, w której Margaret i Kevin siedzieli przy stole i pałaszowali swoje
śniadanie.
-Hej – rzuciłam krótko i podeszłam do szafki kuchennej.
Wyjęłam z niej kolorowy kubek i usiadłam przy stole.
-Zjedz coś, przecież nie pójdziesz do szkoły z pustym
żołądkiem – powiedział Kevin nalewając mi soku pomarańczowego.
-Nie jestem głodna, tak bardzo się denerwuję, że nic nie
przełknę.
-Spokojnie Ann, szkoła jest naprawdę fajna. Uwierz mi
spodoba ci się – tym razem odezwałam się Margo, która dotychczas była zbyt
pochłonięta jedzeniem kanapek.
-Zjem w szkole – odpowiedziałam i upiłam trochę soku.
-Skoro tak stawiasz sprawę to chodźcie, zbieramy się bo ja
za godzinę mam wykład z filologii i nie chce się na niego spóźnić – Kevin wstał
od stołu i skierował się w stronę wyjścia.
Dopiłam swój sok, złapałam torbę leżącą obok krzesła i
ruszyłam za chłopakiem. Margo szybko poszła w moje ślady i po chwili obie, ubrane
w zimowe płaszczyki wsiadałyśmy do sportowego, czerwonego samochodu naszego
kochanego braciszka.
Do szkoły mieliśmy jakieś dziesięć minut drogi samochodem,
więc ledwo zdąrzyłyśmy się rozgrzać i już musiałyśmy wysiadać.
-Podjadę po was wpół do trzeciej, dobra? – powiedział Kevin zatrzymując
się pod szkołą.
-Dobra, tylko nie zapomnij – rzuciła Margo a ja wysiadłam z
samochodu.
Szkoła w rzeczywistości wyglądała dużo lepiej niż na
zdjęciach. Duży, nowoczesny gmach z wielkim napisem „Tong High School” stał
naprzeciwko mnie. Przy drzwiach i na placu dookoła roiło się od młodych,
szczęśliwych ludzi, kompletnie mi nie znanych. Wciągnęłam głęboko powietrze i
ruszyłam przed siebie w stronę wejścia. Przeciskając się pomiędzy młodymi
uczniami, starałam zgrywać niewidzialną, tutejszą, jednak wielokrotnie spotykałam
się z pytającymi spojrzeniami. Ludzie wiedzieli, że jestem nowa. Nic nie dało
się przed nimi ukryć.
Pierwszym miejscem do jakiego miałam się wybrać był szkolny
sekretariat. Miła kobieta siedząca za biurkiem przywitała mnie promiennym uśmiechem
i wręczyła kod i numerek szafki, plan lekcji, plan szkoły i jakieś podanie,
które miałam przynieść na następny dzień. Obładowana dokumentami wyszłam z
pomieszczenia gwałtownie popychając drzwi. Nie zwracając uwagi na to czy
ktokolwiek za nimi stoi czy też nie.
-Jasna cholera! – usłyszałam męski głos. Spojrzałam na chłopaka, który trzymała się jedną ręką za nos.
Wysoki brunet o nieziemskiej urodzie stał naprzeciw mnie i wyglądał jakby miał
ochotę „odwdzięczyć” się za uszkodzenie
nosa. –Uważaj jak chodzisz! – warknął i opuścił rękę. Teraz mogłam lepiej
przyjrzeć się jego twarzy. Mocne rysy i ciemna karnacja nadawały mu jakże wspaniałego
wyrazu oraz te oczy, w kolorze mlecznej czekolady sprawiały, że chłopak no cóż
grzeszył urodą.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś stoi za drzwiami –
odpowiedziałam lekko poirytowana jego zachowaniem. Przecież skąd mogłam
wiedzieć, że akurat w tym momencie jakiś uczeń stanie za drzwiami i okaże się
moją ofiarą? Nie mogłam przewidzieć przyszłości, chociaż w niektórych momentach
przydałaby mi się taka umiejętność.
-Dobra, nic się nie stało – jego ton głosu poprawił się
raptownie, jakby dopiero teraz zauważył, że rozmawia z dziewczyną. – Może i
masz rację – dorzucił po chwili. – A tak właściwie to jestem Zayn – wyciągnął
zgrabną dłoń w moją stronę. Skrzywiłam się lekko i pokazałam mu zajęte
papierami ręce. Szybko cofnął swoją dłoń i schował do tylniej kieszeni spodni.
-Ann i przepraszam ale mam trochę zajęte ręce –
odpowiedziałam i uśmiechnęła się do niego blado. Chłopak mierzył mnie uważnym wzrokiem
a ja nie miałam zbytniej ochoty na dłuższe konwersacje z nim.
-Jesteś tu nowa? – zapytał kiedy już miałam się z nim
pożegnać.
-Tak, to pierwszy mój dzień w tej szkole – odpowiedziałam i
poprawiłam kartki, które lada chwila miały wylądować na podłodze.
-I pewnie nie znasz dobrze szkoły, co?
-No, nie bardzo.
-Co masz pierwsze?
W ogromnej stercie papierów znalazłam plan lekcji i zabawnie,
przekrzywiając głowę, żeby móc rozczytać pionowe pismo, zaczęłam szukać
poniedziałku.
-Matematyka, sala numer dwieście trzynaście z panną McNamara
– przeczytałam i spojrzałam na bruneta, który zastanowił się chwilę.
-Ja mam w dwieście piętnaście, więc jeżeli chcesz, mogę cię
zaprowadzić.
-Ale, nie ma takiej potrzeby… - zaczęłam się wykręcać,
chociaż możliwość spędzenia czasu w towarzystwie tego przystojniaka była bardzo
kusząca. Jednak on uśmiechnął się tylko lekko i wyciągnął ręce w moją stronę,
żeby wziąć ode mnie wszystkie te papiery.
-Ale, ja i tak ci pomogę – powiedział biorąc ode mnie całą
stertę – Chodź, mamy trochę szkoły do zwiedzenia.
Powolnym krokiem ruszyłam obok chłopaka w stronę jak mniemam
sali dwieście trzynaście. Czułam jak co chwilę spogląda na mnie zaciekawionym
wzrokiem, jakby chciał o coś zapytać i po chwili namysłu, rozmyśla się cicho
prychając.
-Skąd przyjechałaś? – zapytał kiedy zatrzymaliśmy się pod
salą dwieście trzynaście.
-Z Dublinu – odpowiedziałam i wzięłam od niego moje
dokumenty.
-Z Dublinu? Tego w Irlandii? – zdziwienie na jego twarzy
przybrało dość komiczną maskę.
-Tak, właśnie z tego Dublinu.
-Mam kolegę, który pochodzi z Irlandii.
-A ja mam kolegę, który pochodzi z Wielkiej Brytanii i
jeżeli się nie pospieszy to dostanie spóźnienie – powiedziałam rozbawiona,
widząc zniecierpliwioną minę nauczyciela, który przytrzymując drzwi do dwieście
piętnaście czekał aż ostatni z uczniów zaszczyci go swoją obecnością.
-Co za człowiek – wywrócił oczami i ruszył w stronę sali. – Mogę
liczyć na to, że zjesz ze mną drugie śniadanie? – zapytał wchodząc do sali.
-Zastanowię się! – odpowiedziałam i przyjrzałam się uważnie dziewczynom,
które mierzyły mnie podejrzliwym wzrokiem zarówno podczas rozmowy z chłopakiem jak
i teraz kiedy znudzona czekałam na nauczycielkę od matematyki.
__________________________________________Viola! Szósty rozdział z Zaynem w roli drugoplanowej! Jak obiecałam jest Directionowy akcencik i nawet zdanie o Niallu, któergo nasza Ann też zna.
Czekam na wasze opinie i nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że czytacie.
Moje osobiste zdanie na temat rozdziału? Hmm szału nie ma, w pierwszej trójce ulubionych się nie znadjzie napewno :).
kurde,twój styl pisania wymiata,i będę to non stop powtarzać ;)
OdpowiedzUsuń+jak chcesz,zajrzyj do mnie ;D
czekam na kolejny rozdział :)
uwielbiam twoje opowiadanie , ciekawa jestem co wydarzy się w następnym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny ! dodawaj szybko ;p