Przepiękny wystrój bloga zawdzięczam Szczególnie niewidocznej. z bloga "Skrawek nieba." Jeszcze raz Ado, dziękuję bardzo za poświęcony czas. ♥ Szablon jest przepiękny.

wtorek, 27 marca 2012

Jedenaście.


Uważnym wzrokiem mierzyłam blondyna w ogóle nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa. Jak to możliwe, że spotkaliśmy się w małej kręgielni w Bradford? Przecież nie mówiłam mu nic gdzie jadę, ani on nic nie wspominał o znajomych w tym, małym mieście.
Delikatnie się uśmiechając, analizowałam każdą możliwą wersję wydarzeń, jednak za każdym razem znalazłam jakieś drobne „ale”, które niszczyło całą moją definicję dzisiejszego spotkania.
-To wy się znacie? – z zamyślenia wyrwał mnie zaskoczony głos Zayna, który przyglądał nam się uważnie, przez cały czas, jakby chciał zbadać jakie relacje są pomiędzy nami.
Uśmiechnęłam się do niego, pokazując szereg białych ząbków i skinęłam delikatnie głową.
-Tak jakby… - zaczęłam i zrobiłam krótką pauzę, zastanawiając się co dalej powiedzieć.
-Znamy się z samolotu – wyprzedził mnie Niall i uśmiechnął się szeroko do przyjaciół.
-To ona nie lubiła „What makes you beautiful”?! – usłyszałam zdruzgotany głos Louisa i gwałtownie odwróciłam się w stronę chłopaka, przy okazji kątem oka zauważając zaskoczoną minę Zayna.
Nie wiedziałam o co chodziło im z tą całą piosenką, najpierw Niall w samolocie, teraz Louis reaguje jakbym mu kogoś zabiła, Zayn stara się zrozumieć o czym właściwie rozmawiamy, a Harry i… kolega, którego jeszcze nie miałam przyjemności poznać, śmieją się jak głupi z całego zajścia.
-Dobra, nie wiem o co wam chodzi, jak już rozmawiałam z Niallem, o gustach się nie dyskutuje mi się ta piosenka w ogóle nie podoba, jednak jeżeli wy lubicie takie klimaty to już wasz wybór – wywróciłam oczami i zdenerwowana całym tym zajściem usiadłam na półokrągłej kanapie. Na stoliku stało kilka napoi, jednak wszystko było wypite. Złapałam torebkę i sprawdziłam czy mam portfel. Szybko wynalazłam go w czarnym bagażu i spoglądając w stronę chłopaków, którzy byli zajęci rozmową wstałam z skórzanej sofy.
-Idę po coś do picia – rzuciłam w ich stronę i ruszyłam do barku.
Miły barman, który znudzony brakiem zajęcia, rozwiązywał SUDOKU. Na mój widok uśmiechnął się szeroko i zamknął książeczkę.
-W czym mogę pięknej pani pomóc? – zapytał opierając się o blat baru.
-Poproszę Cole dietetyczną – zamówiłam i spojrzałam na chłopaków, którzy zawzięcie dyskutowali na jakiś temat. Nie wiedziałam o czym rozmawiają, jednak wnioskując po ich zachowaniu, dawali jakieś dobre rady Zaynowi, który tylko kręcił głową od czasu do czasu spokojnie coś odpowiadając. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Widać było, że chociaż bierze sobie uwagi przyjaciół do serca, to zawzięcie potrafi bronić swoich racji.
-A oto pani Cola -  usłyszałam głos barmana i odwróciłam się w jego stronę. Przede mną stała szklana literatka z czarnym płynem i kolorową rurką zanurzoną w napoju.
-Ile płacę? – zapytałam wyjmując portfel z torby.
-Na koszt firmy – uśmiechnął się do mnie szeroko i ponownie otworzył swoją łamigłówkę.
-Dziękuję bardzo – odwróciłam się do niego tyłem i ponownie spojrzałam na moich towarzyszy, którzy najwyraźniej skończyli już prawić kazania brunetowi i zajęli się profesjonalną grą w kręgle. Jeżeli oczywiście, profesjonalizmem można było nazwać turlanie się czterech młodzieńców w  stronę rozstawionych, drewnianych figurek.
Mimowolnie uśmiechnęłam się na ten widok. Chociaż nie znałam ich dobrze to czułam, że są oni strasznie ze sobą zżyci i pozytywnie nastawieni do świata. Widziałam jak miłość i energia od nich bije i wiedziałam, że znajomość z nimi, na pewno pomoże mi, chociaż na chwilę ponownie poczuć się szczęśliwą.
Z napojem w dłoni, powoli podeszłam do chłopaka, którego imienia jeszcze nie miałam przyjemności poznać. Stanęłam obok niego i zaczęłam tak jak on obserwować szalejących Louisa, Harrego, Zayna i Nialla.
-Czy oni, aby wiedzą jak gra się w kręgle? – zapytałam upijając odrobinę czarnego płynu.
-Zaczynam mieć co do tego wątpliwości – usłyszałam rozbawiony, głos chłopaka – My tak właściwie się nie znamy – spojrzał w moją stronę a ja dopiero teraz mogłam lepiej się mu przyjrzeć. Wysoki, jak każdy z paczki przystojny o zniewalającym spojrzeniu. Dobrali się idealnie, każdy z nich miał w sobie coś ciekawego, oryginalnego, przyciągającego. – Jestem Liam – przedstawił się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Ann – uścisnęłam jego rękę delikatnie i uśmiechnęłam się blado – czyli teraz, już znam was wszystkich? – zapytałam rozbawiona – Bo szczerze zaczynam się gubić. Za dużo was.
-Tak, jestem ostatnim z tego dziwnego, świata wariatów – powiedział i roześmiał się głośno.
Napiłam się kolejne kilka łyków napoju i wzrokiem ponownie wróciłam do chłopaków, którzy aktualnie zaprzestali się turlać i postanowili chyba zrobić sobie przerwę na tak zwaną „kanapkę”. Roześmiałam się wesoło widząc jak trzech, dobrze zbudowanych nastolatków stara się jak najmocniej przycisnąć do ziemi biednego bruneta, który błagalnym wzrokiem spoglądał w moją stronę.
-Biedny Zayn – powiedziała ciągle się śmiejąc.
-E tam biedny! Należy mu się! – krzyknął Liam tak żeby chłopcy usłyszeli – Zaraz wam pomogę dzieciaki! – ruszył w stronę przyjaciół, jednak w połowie drogi zatrzymał się i odwrócił w moją stronę – Przepraszam, że nie zapytałem, co ze mnie za dżentelmen! Już się poprawiam, chwila… - zaczął gładzić swoją koszulę i stając prosto, odchrząknął cicho – Czy chciałaby nam pani pomóc? – zapytał poważnym tonem, natomiast ja roześmiałam się cicho i odstawiając szklankę na stolik podeszłam do niego.
-Wiesz, może ja lepiej Zaynowi pomogę, żeby się nie czuł taki osamotniony – wywróciłam z rozbawieniem oczami.
-No, jak wolisz – odpowiedział i pędem rzucił się w stronę chłopaków a po chwili było już tylko słychać ciche jęki, głośniejsze wrzaski i kilka wyzwisk rzucanych zarówno przez Zayna jak i pozostałych chłopaków, którzy też w pewien sposób odczuli nacisk ciała przyjaciela.
-Duże dzieci – powiedziałam podchodząc do nich – Dobra Zayn dajesz ręce i cię wyciągamy bo zaraz ci żebra zgniotą – złapałam chłopaka za dłonie a on uśmiechnął się do mnie szeroko.
-Ej! Nie ma tak! – wrzasnął jak mniema Harry, którego twarz była przyciśnięta przez klatkę piersiową Liama.
-Jest, jest – wydyszał zmęczony Zayn i zaczął okładać chłopaków nogami żeby pozwolili mu wstać, natomiast ja starałam się wyciągnąć go spod czwórki rozszalałych nastolatków, jednak moje wysiłki spełzły na niczym. Zmęczona wysiłkiem przykucnęłam obok bruneta i zaczęłam gładzić go po głowie.
-Widzisz kolego, chyba nie damy rady – powiedziała rozbawiona widząc jego zarumienione od wysiłku policzki.
-Zacznij Łaskotać Nialla, on nie wytrzyma i zacznie się kręcić i zwali całą resztę – Zayn uśmiechnął się szeroko dumny ze swojego pomysłu.
-Nawet nie próbuj! – usłyszałam wrzask Nialla i podeszłam do niego powoli. Z rozbawieniem zaczęłam szybko poruszać palcami, a on patrzył na mnie, jak na jakiegoś potwora.
-Przykro mi, Niall – uśmiechnęłam się chytrze i zaczęłam łaskotać chłopaka, który po chwili nie wytrzymał i piszcząc jak oszalały, zaczął zwalać z siebie chłopaków. Odsunęłam się od nich na bezpieczną odległość a kiedy już wszyscy zeszli z Zayna podeszłam do niego powoli i pomogłam podnieść się z ziemi.
-Dzięki – powiedział i obdarzył mnie jednym z tych swoich, uroczych uśmiechów.
-Nie ma za co – odpowiedziałam i spojrzałam na czubki butów mając nadzieję, że nie zauważy jak rumieńce kolejny raz wstępują na moje policzki.
-Dobra, kochani! – usłyszałam wrzask jednego z chłopaków – Gramy w te kręgle czy nie? – zapytał się Harry, podchodząc do naszej dwójki i poprawiając sobie granatową marynarkę, która podczas zabawy została wprowadzona w lekki nieład.
-Jasne – rzuciłam krótko i podeszłam do kolorowych kuli, które leżały nieopodal toru. Zatrzymałam się i spojrzałam na chłopaków, którzy powoli szli w moją stronę – To, jak się dzielimy? Kto z kim gra? – zapytałam, uśmiechając się do nich szeroko.
-To może ja i Zayn z tobą na Liama, Louisa i Harry’ ego, co?  - zapytał blondynek, który szybko znalazł się obok mnie.
-Czemu nie – wzruszyłam ramionami i podałam mu kulę – rzucaj pierwszy.
-Okej – odpowiedział blondasek i biorąc ciężką kule ode mnie ustawił się na linii, zamach i pięć kręgli leży…
Tak właśnie zaczęło się szaleństwo tego wieczoru. Razem z chłopakami, na zmianę rzucaliśmy kulą i wrzeszczeliśmy jak wariaci, zarówno kiedy coś zostało zbite, jak i w momencie kiedy nasze rzuty były nietrafne. Bawiliśmy się świetnie, jak starzy dobrzy przyjaciele, chociaż nie mogłam ich tak nazwać. Nie znałam tych ludzi, nie wiedziałam nawet jak się dokładnie nazywają, skąd pochodzą czy też ile mają lat. Nic o nich nie wiedziałam, a już czułam do nich pewną sympatię, czułam, że ta znajomość może przerodzić się w coś więcej, niż tylko zwykłe spotkanie na kręgielni.
Godzina dwudziesta pierwsza, zbliżała się wielkimi krokami a my bawiliśmy się w najlepsze. Kiedy przyszła kolej na zespół Louisa, usiadłam na skórzanej sofie i zaczęłam przeglądać torbę w poszukiwaniu telefonu.
-Co robisz? – usłyszałam głos Zayna, który właśnie zajął miejsce obok mnie.
-Szukam telefonu. Musze sprawdzić, która godzina. Nie chcę się spóźnić. Nie chcę problemów – powiedziałam lekko podenerwowana faktem, że właśnie w takim momencie moja niezawodna komórka, zniknęła gdzieś na dnie torebki. – Jest! – pisnęłam czując jak wpada w moją dłoń, podczas przegrzebywania zawartości bagażu. Spojrzałam na wyświetlacz i wciągnęłam głęboko powietrze. Zegarek wskazywał godzinę dwudziesta pięćdziesiąt pięć – Cholera – szepnęłam i złapałam się za głowę.
-Co tam? – powiedział Zayn i nachylił się nade mną żeby sprawdzić godzinę – O, idziesz już?
-No chyba nie mam wyjścia? – wstałam z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Poczekaj, odwiozę cię – brunet podbiegł szybko do mnie i uśmiechnął się szeroko – Panowie ja za chwilę wracam, tylko odwiozę Ann do domu. Lou, biorę twój wóz! – krzyknął do chłopaków i nie czekając na odpowiedź, wyszedł ze mną przed budynek kręgielni.
Zapowiadała się zimna noc, chociaż niebo było bezchmurne to nieprzyjemny, chłodny wiaterek sprawiał, że po ciele człowieka od góry do dołu i na odwrót wędrowała gęsia skórka.
Szybko przemknęliśmy do jedynego, zaparkowanego pod budynkiem samochodu i wsiedliśmy do środka. Podróż spod kręgielni do domu nie zajęła nam zbyt wiele czasu. Niewielki ruch i nienajgorsze warunki pogodowe sprawiły, że po dziesięciu minutach zaparkowaliśmy pod moim nowym domem.
-Dzięki, za miły wieczór –powiedziałam spoglądając na chłopaka, który odwrócił się przodem w moją stronę.
-Nie ma za co – uśmiechnął się delikatnie –To ja ci bardzo dziękuję, że dałaś mi szansę, mi i chłopakom – dorzucił a jego twarz z chwili, na chwilę znajdowała się bliżej mojej.
‘Jakie on ma piękne oczy?’, myślałam zatapiając się w jego czekoladowych tęczówkach.
‘Ann spokój! Nie możesz go pocałować, on nie może pocałować ciebie! To nie tak ma wyglądać! Znacie się zaledwie dwanaście godzin!’, skarciłam się w myślach i delikatnie odsunęłam od chłopaka.
-Dobranoc, Zayn – powiedziałam i wyciągnęłam dłoń w jego stronę a on spuszczając głowę uścisnął ją delikatnie.
-Dobranoc Ann – odpowiedział, a ja otworzyłam drzwi i zaczęłam wysiadać z samochodu – I… przepraszam. – dorzucił kiedy już stałam na chodniku i miałam zamknąć drzwi.
-Widzimy się w szkole – powiedziałam i ruszyłam w stronę metalowej furtki mając nadzieję, że ciocia i wujek, nie zdenerwują się z powodu kilku minut spóźnienia.
Krzyżując dłonie na piersi, przeszłam przez drogę, nacisnęłam metalową klamkę i weszłam na średnich rozmiarów podwórko, które oświetlone przez światło na tarasie zapewne czekało na mój powrót.
‘Będzie dobrze’, pocieszyłam się w myśli i powoli weszłam po schodach na niewielką werandę.
_______________________________________

A ja zamiast się uczyć, piszę... Kurcze chyba się uzależniłam a egzamin tuż, tuż... Echh...
Ale co tam! Specjalnie dla was stworzyłam ten oto rozdział jedenasty. Możliwe, że są jakieś błędy ortograficzne lub interpunkcyjne jednak sprawdziłam to tylko raz więc możliwe, że nie wychwyciłam wszystkiego.
Jak wam się podoba? Wiem, że spodziewałyście się czegoś lepszego a ja zwaliłam sprawę. Szczerze? Średnio mi się podoba, mogło być lepiej więc nawet się nie zdziwię, że wam nie będzie się podobać :)
Czekam na szczere opinie, wiecie takie co pierwsze przychodzi wam do główek po przeczytaniu ♥
Dzięki, że jesteście ♥

poniedziałek, 26 marca 2012

Dziesięć.


Kartonowe pudełka, kto by pomyślał, że niewielka ilość tektury z zawartością, wartościową tylko dla mnie może być tak wciągająca. Zaraz po obiedzie, znudzona i niechętnie nastawiona do nauki, rozsiadłam się w kącie mojego nowego pokoju i zaczęłam rozpakowywać moje bagaże, które od kilku dni czekały na ten moment. Pierwszym już do połowy wyładowanym opakowaniem, był ten z pamiątkami, który sprawiał, że na samą myśl o tych wspomnieniach serce mi pękało. Zdjęcia spod wieży Eiffla, krzywej wieży w Pizie czy też Disneyland w Paryżu. Na każdym z nich stałam w towarzystwie wspaniałej dwójki, która urozmaicała moje życie. Z każdą nową fotografią, łzy coraz szybciej zbierały się w moich oczach, aż w końcu nie wytrzymały i powolnymi strumykami zaczęły spływać w dół mojej twarzy, zaczęły kolejny wyścig ku kresowi. Zapłakana i zapatrzona w kilka kawałków papieru, oprawionych w metalowe ramki, nawet nie zwróciłam uwagi, kiedy mój zegarek na półce przy drzwiach wybił godzinę siedemnastą trzydzieści. Smutnym wzrokiem od niechcenia spojrzałam w jego kierunku i uświadamiając sobie, która to godzina nadeszła i przypominając o całym Bożym świecie i spotkaniu z Zaynem i jego znajomymi poderwałam się z podłogi i uderzyłam głową o ścianę, która z powodu pokoju na poddaszu, była nachylona pod lekkim skosem.
-Cholera – szepnęłam i złapałam się za czubek głowy. Masując obolałe miejsce, podeszłam do szafy i zaczęłam przeglądać jej zawartość. Prawdę powiedziawszy, nie wiedziałam co mogę na siebie założyć. Chciałam zrobić dobre wrażenie na nowych znajomych, jednak nie miałam ochoty żeby uznali mnie za jakąś lalunię czy snobkę. Fakt, faktem muszę założyć coś ciemnego, więc za słodką landrynkę mnie nie wezmą, chociaż mogą nazwać mnie Emo lub metalem, kto wie.
Zniechęcona całym tym spotkaniem usiadłam na kanapie i zaczęłam przyglądać się otwartej na oścież szafie, wiedziałam, że się wkurzą jak się spóźnię jednak to nie moja wina, że ubrania dzisiaj zbuntowały się przeciwko mnie a kreatywność poszła spać. Kolejny raz podeszłam do drewnianego pudła i zaczęłam przeglądać jego zawartość. W ostateczności, jednak z wieloma wątpliwościami i niechętnie zdecydowałam się na czarną sukienkę z wyższym stanem i rękawami trzy-czwarte oraz delikatnym suwakiem z tyłu, do tego dobrałam czarne, gładkie rajstopy i ciemną , dżinsową kurteczkę, która zapewne w ogóle nie pasowała do całej kompozycji, jednak co mi tam, przecież nie planuję ich w sobie rozkochiwać, to tylko kręgle. Pocieszyłam się i pobiegłam do łazienki. Szybka toaleta nie służyła nikomu, słabo dopracowany makijaż i wysoki kucyk na pewno nie zrobią na tych ludziach zbytniego wrażenia, chociaż, może to i dobrze? Może dzięki mojemu braku organizacji i jakże oryginalnemu i naturalnemu wyglądowi lepiej zapiszę się w ich pamięci?
‘Ann! Daruj sobie i staszcz tyłek!’, skarciłam się w myśli i z kosmetyczką i ubraniami pod pachą pobiegłam do pokoju. Wciągnęłam głęboko powietrze i przejrzałam się w lusterku. Chyba nie wyglądałam tak źle, chociaż gdybym poświeciła na to więcej czasu zapewne, prędzej zdobyłabym ich sympatię, jeżeli byli chłopakami, bo dziewczyny raczej nie leciały na osoby tej samej płci.
Wzięłam telefon do ręki i spojrzałam na wyświetlacz, osiem nieodebranych wiadomości.
‘Zapewne nieźle się wkurzył’, pomyślałam i przełknęłam głęboko ślinkę, po czym zaczęłam odczytywać wiadomości.
„Ulica świętego Patryka, dom numer 105a? Dobrze trafiliśmy? Czekamy pod domem, wychodź.” Razy trzy, widać, że chłopak nie lubi się rozpisywać, woli zrobić „kopiuj”, „wklej” albo „wyślij ponownie”.
”No dajesz Ann, bo zaraz po ciebie pójdę!”,  o coś nowego, może jednak nie jest takim leniem jak mi się wydawało?
„Stoję pod twoim domem, jeżeli za chwilę nie zejdziesz to ja wchodzę!”, poderwałam się z kanapy i ruszyłam w stronę wyjścia z pokoju, po drodze złapałam jeszcze tylko czarną torebkę i już miałam nacisnąć klamkę i wyjść kiedy poczułam, że ktoś mnie wyprzedza i popycha drzwi w moją stronę.
-Ostrzegałem! – usłyszałam zdenerwowany głos chłopaka i uśmiechnęłam się mimowolnie na jego widok.
-Oj! Przepraszam cię! Nie znasz kobiet? My musimy się spóźniać – odpowiedziałam lekko sarkastycznie mając nadzieję, że nie odbierze tego źle. – Tak właściwie to kto cię wpuścił na górę i skąd wiedziałeś, który to mój pokój? – zapytałam po chwili namysłu i gasząc światło w pomieszczeniu ruszyłam w stronę schodów.
-Jakiś miły blondyn otworzył mi drzwi i kiedy zapytałem o ciebie, zrobił tylko duże oczy i kazał iść na górę do pierwszego pokoju po prawo, więc grzecznie mu podziękowałem i zastosowałem się do jego instrukcji - uśmiechnął się delikatnie, wzruszył ramionami i tak jak ja skierował swoje kroki ku wyjściu.
W myślach cicho modliłam się, żeby którykolwiek z domowników nie wyszedł w celu, zobaczenia z kim to mam zamiar spędzić poniedziałkowy wieczór i chyba moje prośby zostały wysłuchane, ponieważ w spokoju i bez zbędnych występów i zapoznawania ludzi, dotarliśmy do przedsionka, w którym czułam się na bezpiecznej pozycji. Szybko założyłam czarny płaszczyk i trapery, które zawsze dodawały mi otuchy.
-Wychodzę, przed dwudziestą pierwszą będę! – krzyknęłam na dowidzenia i zakładając torebkę na ramię wyszłam z domu.
Na zewnątrz nie było zbyt ciepło, jednak cóż się dziwić. Wielka Brytania nie należała do krajów ciepłych i zimy zazwyczaj wilgotne i z niskim temperaturami niczym nie przypominały tych alpejskich krajobrazów. Schowałam ręce do kieszeni i o nic nie pytając ruszyłam w stronę furtki, którą – o dziwo – Zayn otworzył przede mną, jak przystało na dżentelmena i puścił przodem. Na ulicy, po drugiej stronie stał niewielki samochód osobowy a o jego przednie drzwi opierał się chłopak ubrany w czerwone rurki i popielaty płaszczyk, zawzięcie piszący coś na telefonie.
-Malik, ile można na ciebie czekać?! – wrzasnął na widok chłopaka, jednak kiedy zauważył, że nie jest on sam szybko się zreflektował i uśmiechnął szeroko – O, witam panią serdecznie – podszedł do nas i wyciągnął rękę w moją stronę – Jestem Louis, dla znajomych Lou.
Uścisnęłam jego dłoń a on podniósł ją delikatnie do góry, zbliżył do swoich ust i obdarował praktycznie niewyczuwalnym pocałunkiem. Uśmiechnęłam się delikatnie a na moje policzki wstąpił rumieniec, którego dzięki Bogu nie mogli zobaczyć z powodu późnej pory.
-Miło mi, jestem Ann – przedstawiłam się i schowałam ręce do kieszeni.
-Malik, nie mówiłeś nic, że zapraszasz tak ładną koleżankę na kręgle – szturchnął chłopaka w bok i podszedł do samochodu zabawnie przy tym podskakując. – Dobra gołąbeczki, pośpieszcie się bo chłopaki zaczynają wypisywać sms-y o głupiej treści, chyba Harry dobrał się do telefony Liama i sypie sprośnymi wiadomościami – wywrócił oczami i zajął miejsce za kierownicą.
Zayn natomiast otworzył mi drzwi i zachęcającym gestem zaprosił żebym wsiadła do środka. Uśmiechnęłam się do niego delikatnie.
-Dziękuję – powiedziałam wsiadając do samochodu i przypadkowo spojrzałam mu prosto w oczy co chyba zajęło zbyt długą chwilę, gdyż ten uśmiechnął się tylko delikatnie a Louis chrząknął cicho w celu, ponaglenia nas. Cała czerwona z zamkniętymi oczami siedziałam w samochodzie i przeklinałam się w myślach.
Do kręgielni dotarliśmy w miarę szybko. Ruch na ulicy był raczej niewielki, gdyż mało kto w styczniu o osiemnastej wychodził z domu. Zatrzymaliśmy się pod niewielkim budynkiem z kolorowym napisem nazwy knajpki i nie czekając już aż któryś z chłopaków otworzy mi drzwi wysiadłam szybko i uśmiechnęłam się do nich szeroko.
-Kobieta samodzielna – skomentował Louis i znowu trącił Zayna łokciem, a ten obdarzył go tylko pogardliwym spojrzeniem.
-Wiesz, Lou daruj sobie bo zaraz stracisz dwie jedynki i żadna kobieta nie będzie cię chciała, nawet największa maszkara – odpysknął mu i razem ze mną wszedł do kręgielni zostawiając Louisa z tyłu, który analizował jak by wyglądał bez dwóch zębów.
Chociaż był wieczór, to kręgielnia raczej świeciła pustkami, ponieważ mało kto wybiera się w poniedziałek do klubu żeby pograć ze znajomymi w kręgle. Podeszliśmy do kasy, wzięliśmy zmienne obuwie i zostawiliśmy kurtki. Szybko zmieniliśmy obuwie i pozostało nam tylko czekanie na Louisa, który gramolił się jak ostatnia niezdara narzekając na nieświeże buty.
-Mówiłem? Mogłeś założyć skarpetki – naśmiewał się z niego Zayn.
-Ile razy mam ci kretynie powtarzać, że ja nie noszę skarpetek?! – wrzasnął na bruneta i z miną rozpieszczonej księżniczki, jakby to robił z łaski dla nas, a nie dla siebie założył buty.
-Brawo! – krzyknęliśmy oboje z Zaynem i zaczęliśmy śmiać się z Louisa, który wyminął nas szybko i pobiegł w stronę młodego chłopaka w loczkach. Skoczył mu na plecy i przewrócił na ziemię krzycząc jak niedobrzy jesteśmy.
-Chodź, poznasz chłopaków – powiedział Zayn i złapał mnie za rękę, ciągnąc w stronę torów do gry. Jego gest, sprawił, że kolejny już raz tego wieczoru zaczerwieniłam się jak głupia. Dlaczego musiałam tak reagować, kiedy chłopcy obdarzali mnie miłymi spojrzeniami, gestami czy też słowami? Nie lubiłam jak każde uczucie, można było wyczytać z moje twarzy.
-To jest ta dziewczyna, z którą nas zdradza! – kolejny raz usłyszałam wrzask Louisa i uśmiechnęłam się mimowolnie. Właśnie stał przytulając chłopaka w loczkach i udając jak bardzo został przez nas skrzywdzony.
-Dobra, Lou nie marz się, przecież masz jeszcze mnie i całą resztę – poklepał go po plecach i zaczął wyplątywać się z objęć przyjaciela – A teraz pozwól, ale ja chciałbym poznać tę miłą paniom i nie mam zamiaru, robić tego czując twoje ręce na swoich plecach – rzucił do chłopaka i powoli podszedł do mnie i Zayna – Witam piękną koleżankę – przywitał się obdarzając mnie szerokim uśmiechem – jestem Harry – przedstawił się i wyciągnął dłoń w moją stronę.
-Ann, miło mi  - uścisnęłam jego dłoń i rozejrzałam się po sali.
Przy torze numer siedem stała trójka chłopaków, dwóch z nich nie znałam, natomiast trzeci – Louis – zawzięcie im coś opowiadał zabawnie przy tym gestykulują. Powoli podeszliśmy w ich stronę.
-Vas happenin’ chłopcy?! – krzyknął rozbawiony Zayn a chłopaki odwrócili się w naszą stronę. Moim oczom ukazały się trzy twarze z czego – dziwnym zbiegiem okoliczności się okazało - dwie znałam a nie jak przypuszczałam tylko jedną. Gwałtownie zatrzymałam się i z rozchylonymi ustami przyjrzałam się chłopakowi. Blondynowi o zniewalająco ładnym uśmiechu i błękitnych oczach, który najwyraźniej też był zaskoczony moim widokiem. Tak, tak oczywiście mowa o koledze z samolotu, chłopaku, który przez ponad dwie godziny urozmaicał moja podróż do Londynu. Osobie, która sprawiła, że nie dołowałam się myśleniem o problemach, że nie pogrążałam się w rozpaczy.
-Niall? – szepnęłam cicho i podeszłam do niego powoli.
-Ann? – wypowiedział moje imię i nie zwracając uwagi na chłopaków przytulił mocno – Co ty tu robisz? – zapytał nie wypuszczając mnie z uścisku.
-Mieszkam, znaczy się nie w kręgielni tylko w Bradford – odsunęłam się od niego delikatnie.
-Myślałem, że już się nie spotkamy.
-Przecież ci obiecałam, że jak Bóg będzie chciał to jeszcze skrzyżuje nasze drogi – uśmiechnęłam się delikatnie wspominając własne słowa – I widzisz najwyraźniej, stwierdził, że to idealny moment żebyśmy się ponownie spotkali.
_____________________________________________

Haha ♥ widzicie to co ja?! Oto rozdział dziesiąty przed nami! Czujecie? Mały jubileusz! Ach, ale się cieszę, że jesteście, czytacie i że mam dla kogo pisać :)
Moja ocena? No cóż, szału nie ma, jednak zawsze mogło być gorzej niż jest. Jednak, jak wam się podoba? Widzicie?! Mamy już wszystkich chłopców, znaczy się Ann nie poznała jeszcze Liama ale to zostawiam na następny rozdział, ponieważ chciałam skończyć w takim momencie, żeby zżerała was ciekawość jaka będzie reakcja Zayna i tak dalej :)
Czekam na wsze opinie i cieszę się jak głupia, że jesteście to ze mną i czytacie!  ♥

niedziela, 25 marca 2012

Dziewięć.


Podejrzewam, że gdyby nie fakt, że kucharka od kilku minut zniecierpliwiona popędzała mnie, żebym nie blokowała kolejki oraz nagła zmiana w zachowaniu chłopaka, zapewne drążyłabym dalej temat. Narcyzm tego człowieka sprawił, że moja opinia na jego temat zaczynała powoli wędrować w dół. Tak, racja, był nieziemsko przystojny, miał wspaniałe czekoladowe oczy oraz ciekawy akcent, jednak wysoka samoocena i brak skromności nie były zbyt seksowne, przynajmniej nie dla mnie. Zachowanie pod tytułem „Jestem najlepszy, najpiękniejszy i jak możesz mnie nie znać?!”, nie robiło na mnie wrażenia.
Ujmując w dwie dłonie niebieską tackę, zastawianą sokiem pomarańczowym, sałatką wegetariańską oraz czerwonym jabłkiem, ruszyłam w stronę jednego z wolnych stolików mając nadzieję, że nikt nie wyprzedzi mnie i nie podbierze mi, jakże ekskluzywnego miejsca nieopodal okna. Zmotywowana urojonymi przeciwnikami, marszem dopadłam stolik i zajęłam jedno z krzesełek. Tacka, którą chwilę temu trzymałam w dłoniach aktualnie stała przede mną i czekała, aż zacznę trawić towar jaki ona przetrzymuje.
Kilka głębokich wdechów przy zamkniętych oczach sprawiło, że mój oddech się uspokoił. Powoli uniosłam powieki do góry i pierwszym co ujrzałam była sałatka, zaczęłam ją rozpakowywać kiedy usłyszałam szurnięcie krzesełka. Może nie zwróciłabym na to większej uwagi gdyby nie fakt, że dźwięk dobiegł z naprzeciwka. Podniosłam gwałtownie głowę do góry. Moje oczy na chwilę zatrzymały się na czekoladowych tęczówkach chłopaka, chyba na zbyt długą chwilę gdyż na jego twarzy zaczął pojawiać się mimowolny uśmiech. Spuściłam wzrok udając, że jedzenie jest nader interesujące.
-Cóż za wyścig – powiedział chłopak. Miałam ochotę spojrzeć w jego stronę jednak powstrzymałam się przed tym odruchem. Wiedziałam, że kolejne takie zachowanie mogłoby sprawić, że jego samoocena powędrowałaby ku górze.
-Umiem walczyć o swoje – odpowiedziałam i skosztowałam sałatki. Cały czas czułam na sobie spojrzenie chłopaka.
-Nie wątpię – rzucił a przy stoliku zapanowała grobowa cisza. Ja pochłaniałam swoją sałatkę a chłopaka najprawdopodobniej pisał coś na telefonie ponieważ gdzieś pomiędzy całym tym rumorem, który panował na sali słyszałam stukanie klawiszy.
Spojrzałam na bruneta, udając brak zainteresowania jego osobą, jakbym tylko chciała sprawdzić czy dał mi już spokój. Jednak moim oczom ukazała się postać zamyślonego chłopaka, który trzymając telefon blisko ust przyglądał się widokowi za oknem. Nie patrzył już na mnie, traktował mnie jak powietrze, zachowywał się wobec mnie tak, jak ja wobec, niego.
-O czym myślisz? – zapytałam. Teoretycznie nie powinno mnie to interesować, jednak praktycznie czułam nieodpartą ciekawość odnośnie tego człowieka.
-Dobra sałatka? – spojrzał na mnie z delikatnym uśmiechem.
-Przyzwoita,  jednak nie odpowiada się pytaniem na pytanie. – lekko zirytowana zaczęłam bawić się jabłkiem, które prawdopodobnie za kilka minut zostanie przeze mnie skonsumowane. – Więc o czym myślałeś? – ponowiłam pytanie.
-Między innymi, dlaczego mnie nie lubisz? – odpowiedział a uśmiech na jego ustach zamienił się w delikatny grymas, jednak oczy go zdradzały. Dobrze widziałam, że zmyślał a to pytanie zadał tylko w celu poznania mojej opinii na jego temat.
-Kłamiesz. Jednak prawda jest taka, że po kilku godzinach znajomości i paru krótkich rozmowach nie mogę stwierdzić czy cię lubię – ugryzłam kawałek jabłka.
Zayn uśmiechnął się lekko i opierając o blat stołu, pochylił do przodu, przygryzł delikatnie dolną wargę żeby po chwili uśmiechnąć się unosząc jeden kącik ust ku górze. Co prawda to prawda, przystojny był bardzo i najwyraźniej dobrze wiedział o swoich atutach a już na pewno znał się na podrywaniu dziewczyn. Zapewne większość płci pięknej uległaby mu podczas pierwszej randki czy też pierwszego spotkania jednak nie ja. Wiedziałam, że ciekawi ludzie to nie tylko osoby z dużą ilością pieniędzy czy też urodą jak z bajki ale także z barwną osobowością a nie puści ludzie dla, których nikt inny się nie liczy, a jaki był ten cały Zayn? Cóż pierwszym wrażeniem nie powalał, jednak rodzice zawsze powtarzali, że nie powinno się skreślać ludzi na samym początku. Każdy zasługuje na szansę.
-Może i masz rację – powiedział i znowu zaczął pisać coś na telefonie. – Jakie masz plany na dzisiejszy wieczór? – zapytał chowając swoją komórkę do kieszeni. Słysząc jego słowa powstrzymałam się przed kolejnym ugryzieniem jabłka i z rozbawieniem pokręciłam głową uważnie przyglądając się chłopakowi. Najwyraźniej nie chciał dać za wygraną.
-Czy ty chcesz mnie zaprosić na randkę? – zapytałam nie odpowiadając na jego pytanie.
-Nie, tylko moi kumple za kilka godzin przyjeżdżają z Londynu i wieczorem wybieramy się na kręgle i pomyślałem, że mogłabyś pójść z nami – zaczął się tłumaczyć a ja spuściłam wzrok w dół. No tak, co ja sobie wyobrażałam, że po kilku godzinach znajomości zaprosi mnie na randkę? Czy naprawdę uważałam go za takiego podrywacza? Przecież nawet go nie znałam.
‘Głupia, idiotka!’, skarciłam się w myśli i wróciłam do jedzenia mojego jabłka.
-No nie wiem – wymamrotałam po krótkim zastanowieniu.
-Obiecuję, że to nie będzie randka a jak poznasz chłopaków to nawet nie będziesz miała ochoty wracać do domu, no nie daj się prosić – podniosłam wzrok a on uśmiechając się szeroko, przyglądał mi się badawczo.
-Wiesz co, pogadam z ciocią i wujkiem i jak nie będą mieli nic przeciwko to ci napiszę – odpowiedziałam wstając od stolika. Sama nie wiedziałam czy chce iść na to spotkanie z znajomymi Zayna, czy chce spędzać z nim czas, ponieważ czułam się jak zdrajca, czułam, że zdradzam przyjaciół, którzy zostali w Dublinie.
-Poczekaj! – usłyszałam wołanie Zayna i odwróciłam się w jego stronę.
-Jeżeli masz do mnie napisać to wypadałoby żebyś miała mój numer, co? – uśmiechnął się szeroko ukazując rząd perłowo białych ząbków. Odwzajemniłam jego uśmiech i wyciągnęłam telefon z kieszeni moich czarnych spodni. Nie wiedziałam czy robię dobrze podając mu swój numer oraz przyjmując jego, jednak czułam, że może to być początek nowej, dobrej znajomości.
Kilka kolejnych lekcji minęło w miarę szybko, każdy nauczyciel witał mnie „miłym słowem” pomijając zapoznawanie z klasą. Prawdopodobnie słyszał już o wydarzeniach jakie miały miejsce na matematyce albo po prostu sądził, że skoro jego lekcja nie jest pierwszą w tym dniu, to zapewne uczniowie mieli już możliwość poznania „Nowej” więc nie ma sensu tracić czasu, przeznaczonego na zdobywanie wiedzy.
Chociaż lekcje były prowadzone w dość ciekawy sposób a ja miałam delikatne zaległości, to zamiast skupić się na wykładach rozmyślałam o wydarzeniach z dnia dzisiejszego. Wspominałam każdą rozmowę przeprowadzoną z chłopakiem, zastanawiałam się jaka będzie reakcja wujka i cioci kiedy poproszę ich żeby pozwolili mi wyjść czy też po prostu wspominałam czekoladowe tęczówki chłopaka. Czy ja przypadkiem nie popadłam w jakąś paranoję? Przecież to był jeden wielki laluś, Kasanowa, który prawdopodobnie swoimi technikami podrywu zdobył już połowę dziewczyn w tej szkole a teraz przyszedł czas na mnie.
‘Głupia, naiwna Ann, daruj sobie jeżeli nie chcesz później siedzieć i płakać przez kolejnego dupka’, pouczałam się kiedy moje myśli snuły najgorsze scenariusze odnośnie naszej znajomości. Chociaż rozum podpowiadał mi jedno, serce błądziło w innej sferze i zachęcał chociażby do poznania tego przystojnego człowieka.
Godzina czternasta trzydzieści, lekcje dobiegły końca a ja znudzona, zmęczona pierwszym dniem w nowej szkole nie zwracając uwagi na ludzi dookoła z słuchawkami na uszach, wyszłam przez duże szklane drzwi, zostawiając za sobą ogromny gmach „Tong High School”. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła się mi w oczy był czerwony samochód, którym około siedem godzin temu przyjechałam do szkoły. Wysoki blondyn stał oparty o drzwi od strony kierowcy i pisząc coś na telefonie czekał zapewne na mnie i Margaret. Podeszłam do niego powoli i uśmiechając się delikatnie ściągnęłam słuchawki z uszu.
-O hej – przywitał się podnosząc wzrok znad telefonu – jak tam pierwszy dzień w szkole?
-Proszę cię, nawet nie pytaj. To była jakaś porażka – wywróciłam oczami i wsiadłam do samochodu – Gdzie Margo?
-Zaraz pewnie przyjdzie – chłopak zajął miejsce kierowcy i odwrócił się w moją stronę – O wilku mowa! – rzucił widząc siostrę, która zajęta dyskusją z jakimiś dziewczynami szła w naszą stronę.
Nie minęła chwila a roześmiana Margaret wpuściła do samochodu sporą ilość zimnego powietrza i pozytywnego nastroju, który wręcz od niej promieniował. Drogę powrotną spędziliśmy w ciszy, Kevin skupiał się na drodze, która w godzinach popołudniowych była przepełniona samochodami, Margo ciągle pisała sms-y a ja wpatrując się w widoki za oknem kolejny raz wspominałam dzisiejsze rozmowy z Zaynem. Po piętnastu minutach jazdy zatrzymaliśmy się pod domem i szybko żeby nie musieć marznąć na zewnątrz weszliśmy do budynku.
-Jesteśmy! – krzyknęła Margaret i pobiegła na górę, natomiast ja weszłam do kuchni, w której ciocia przyrządzała obiad a wujek znudzony czytał gazetę.
-Dzień dobry – przywitałam się zdejmując płaszczyk.
-Cześć Ann, jak tam pierwszy dzień w szkole? – zapytał wujek odkładając gazetę na stół.
-Mogło być lepiej, jednak nie będę narzekać – odpowiedziałam i usiadłam na jednym z brązowych krzeseł. – Mam takie pytanie, czy mogłabym wieczorem wyjść ze znajomymi na dwie godzinki na kręgle? – zapytałam z nadzieją, że mi pozwolą.
-No proszę, pierwszy dzień w szkole a ona już na randki chodzi – zaśmiała się ciocia a wujek skarcił ją wzrokiem.
-Tylko wiesz, że jutro idziesz do szkoły i przed dziewiątą masz być w domu? - odezwał się wujek po chwili.
-Tak wiem, podejrzewa, że nawet wcześniej wrócę – odpowiedziałam i spojrzałam to na ciocię to na wujka. – To mogę iść?
-No chyba tak, tylko nie chcemy żebyś wpadła w jakieś łobuzerskie towarzystwo.
-O to nie musisz się wujku martwić, to dobrzy ludzie, chyba – rzuciłam i przytuliłam się mocno do brata bliźniaka mojego taty. Złapałam płaszczyk, który chwilę temu powiesiłam na oparciu od krzesła i pobiegłam na górę. Torbę i pozostały bagaż jaki miałam rzuciłam na biurko i kładąc się na skórzanej kanapie zaczęłam pisać sms-a:
Ciocia i wujek się zgodzili, więc gdzie i o której na te kręgle? :)” 
Wysłałam do chłopaka i rozejrzałam się po pokoju, w którym nadal panował ten sam bałagan. Porozwalane ubrania i dookoła masa kartonowych pudełek wypełnionych rzeczami z Irlandii. Wciągnęłam głęboko powietrze i podeszłam do jednego z opakowań. Właśnie trafiłam na karton z pamiątkami i zdjęciami z wyjazdów wakacyjnych. Powoli zaczęłam wyjmować różne figurki kiedy w moje ręce dostała się niewielka metalowa ramka ze zdjęciem. Fotografia przedstawiała mnie w towarzystwie Little D i Toma, podczas wyjazdu do Paryża. Roześmiani staliśmy pod wieżą Eiffla. Tom obejmował nas obie w pasie a my śmiejąc się trzymałyśmy się za ręce. Jacy byliśmy wtedy szczęśliwi, nawet nie wyobrażaliśmy sobie, że za kilka miesięcy rozstaniemy się na zawsze, bezpowrotnie.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk przychodzącego sms-a. Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu komórki, która leżała na kanapie. Podniosłam ją i szybko odczytałam wiadomość:
„Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę. Chłopaki w sumie też. Spotkajmy się o osiemnastej pod kręgielnią.”
Skrzywiłam się lekko i nie zastanawiając się długo odpisałam:
„Wiesz, że jestem nowa i nie znam dobrze miasta. Gdzie jest ta kręgielnia?”
Zablokowałam klawiaturę i wróciłam do rozpakowywania kartonów. Nie musiałam zbyt długo czekać na odpowiedź, ponieważ po kilku minutach ponownie usłyszałam dźwięk telefonu informujący o odebraniu wiadomości. 
„Przepraszam, zapomniałem. To my podjedziemy po ciebie o osiemnastej, dobra? Tylko się nie rozmyśl.”
Uśmiechnęłam się delikatnie odczytując wiadomość. Chociaż w Dublinie zostawiłam najwspanialszych na świecie ludzi to tutaj mogłam poznać osoby, które chociaż w najmniejszym stopniu mogłyby zakleić tę pustkę jaka powstała w moim sercu. Ludzi, którzy mogą sprawić, że za jakiś czas znowu będę śmiała się szczerze i pozytywnie patrzyła na przyszłość.
„Dobrze”
Odpisałam krótko i ponownie zajęłam się rozpakowywaniem rzeczy.
_______________________________________________

Łał! Jaki długi w porównaniu do wcześniejszych! Nawet nie wiecie ile czasu spędziłam przed komputerem na pisaniu, chyba wena mnie opuściła, jednak ja nie dalam za wygraną i tak oto mamy dziewiąteczkę! Szczerze? Mnie osobiście się podoba, a wam?
Podejrzewam, że domyślacie się z jakimi "kumplami" Zayna spotka się Ann w następnym rozdziale, no i pamiętajcie, że dziewczyna zna Nialla więc będzie miała lekki zdziwko :).
Dziękuję każdej z was, która czyta, kometuje i obserwuje mojego bloga. Jesteście wspaniałe i dzięki wam wiem, że mam dla kogo pisać i zdobywam motywację kiedy wena mnie opuszcza! Dzięki, żę jesteście ♥

czwartek, 22 marca 2012

Osiem.


Chociaż należałam do ludzi, którzy nie lubią zakazów, rozkazów i nakazów, chociaż lubiłam się postawić zasadom, to dzisiaj, postępując wbrew sobie, na lekcji języka angielskiego, potulna jak baranek zachowałam spokój do końca zajęć. Sama nie wiem, dlaczego tak robiłam. Nie chciałam już pierwszego dnia mieć problemów? A może nie chciałam robić cioci i wujkowi jakichkolwiek kłopotów z powodu mojego nieokrzesanego charakteru, kto wie?
Znudzona „Iliadą”, którą nauczyciel przez czterdzieści pięć minut namiętnie wygłaszał, powolnie się oddalając zawitałam do krainy marzeń i rozmyślań w żadnym stopniu niezwiązanych z nudną lekturą. Może wyda się to trochę dziwne, jednak moje myśli, skupiły się dookoła osoby wysokiego bruneta o czekoladowych tęczówkach. Młody, przystojny i wysportowany - jak zapewne większość chłopaków w tej szkole – Zayn. Z szerokim uśmiechem, który przyprawiał o gęsią skórkę ideał, który z niewiadomych mi przyczyn zainteresował się właśnie mną, dziewczyną, która stara się być niezauważalna, chociaż chyba trochę jej nie wychodzi…
-Ann, mówię do ciebie! – usłyszałam nade mną męski głos i podskoczyłam jak oparzona spoglądając na chłopaka, który widząc mój przestraszony wyraz twarzy zaczął śmiać się jak ostatni wariat.
-Bardzo śmieszne – spiorunowałam go wzrokiem i zaczęłam pakować książki, które przez całą lekcję leżały na ławce zamknięte.
-Uwierz mi, że nigdy nie zapomnę tego przestraszonego wyrazu twarzy – Tony próbował opanować śmiech jednak zbytnio mu to nie wychodziło.
-Jeszcze słowo a pożałujesz, że mnie przepraszałeś – wstałam z krzesełka i zwinnie wymijając chłopaka podeszłam do nauczyciela, który z zniecierpliwieniem wymalowanym na twarzy, czekał na naszą dwójkę.  
-Panna Lee-Palmer i kawaler Woodrow – powiedział w dość dziwny sposób akcentując nasze nazwiska.
-Tak? – powiedzieliśmy równo co sprawiło, że uśmiechnęliśmy się do siebie mimowolnie.
-Proszę o spokój – zdenerwowany nauczyciel wstał od biurka i zaczął krążyć po niewielkim podeście – Dobrze wiecie, że nie tolerują rozmawiania podczas lekcji i dyskryminacji nauczyciela – zaczął monolog, który nic dobrego nie wróżył – i chociaż jestem człowiekiem wyrozumiałym to nie pozwolę, żeby dwójka zakochanych nastolatków przeszkadzała mi w lekcji – spiorunował nas wzrokiem.
‘Dwójka zakochanych nastolatków?!’ pomyślałam i już miałam ochotę prychnąć coś wrednego do nauczyciela, kiedy w ostatniej chwili ugryzłam się w język.
-Ale… - zaczął chłopak jednak szturchnęłam go tylko w bok i spojrzałam wymownie.
-My przepraszamy, więcej razy się to nie powtórzy – przerwałam Tony’ emu, żeby nie zaczął jakiejś niepotrzebnej dyskusji.
-Oczywiście, że się nie powtórzy, jednak w tym momencie zasługujecie na karę.
-Za zwykłe gadanie?! – wrzasnął chłopak a ja ponownie szturchnęłam go w bok.
-Daruj sobie –wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Woodrow, zachowuj się bo jak nie pohamujesz swoich nerwów to widzimy się u dyrektora – nauczyciel zaczął pakować swoje dokumenty – A więc, oboje macie mi na środę napisać esej na temat „Iliady” lub samego Homera, liczę na minimum dziesięć stron.
-Komputerowo? – zapytałam mając nadzieję, że nauczyciel nie zaprzeczy.
-Możecie komputerowo, jednak ostrzegam, ma to być praca indywidualna a nie pobrana z Internetu – zakończył i wyszedł z sali. – Żegnam państwa.
W milczeniu ruszyliśmy za nauczycielem. Nie miałam najmniejszej ochoty na siedzenie w tej nędznej klasie i Tony najwyraźniej też nie. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Jakoś damy radę – powiedziałam zatrzymując się przy swojej szafce.
-Nie napiszę tego, cholera! – wrzasnął i pięścią uderzył w rząd szafek. Kilka osób się obejrzało w naszą stronę z zaciekawieniem, jednak ja tylko zgromiłam ich wzrokiem i udając, że nic się nie stało powróciłam do rozmowy.
-Mamy dwa dni, zarwie się noc i się napisze…
-Tony! Chłopie, ile mamy na ciebie czekać? – przerwał mi niski męski głos, dochodzący zza pleców chłopaka. Wychyliłam się lekko i moim oczom ukazała się grupka trzech nastolatków w sportowych strojach. – Trening od dziesięciu minut trwa i trener zaczyna się wkurzać! Pośpiesz się – dorzucili nawet nie zwracając na mnie uwagi. Może bycie niezauważalną, wcale nie wychodzi mi tak źle?
-Ann, muszę lecieć na trening, przez tego nauczyciela zawalę drużynę i jeszcze lunchu nie zjem.
-To teraz jest przerwa obiadowa? – zapytałam słysząc wzmiankę o lunchu.
-No tak, nie widać jakie pustki na korytarzu? – rozejrzałam się po pomieszczeniu i rzeczywiście, mało kto w tym momencie przemierzał te strony – Dobra, idę. Do zobaczenia na następnej lekcji – dodał i ruszył w stronę sali gimnastycznej, natomiast ja odwróciłam się na pięcie i zaczęłam przegrzebywać szafkę w poszukiwaniu planu szkoły. Nie znałam jej zbyt dobrze a nie chciałam stracić przerwy obiadowej na szukaniu stołówki.
„Szkolna jadłodajnia”, jak nazwał stołówkę autor mapki znajdowała się na drugim końcu szkoły. Zarzuciłam torbę na ramię i ruszyłam w jej stronę. Czym bliżej znajdowałam się pomieszczenia, tym tłumy były większe. Przedarłam się przez grupkę piszczących dziewczyn, przeklinających chłopaków i całujących się par żeby cała zmęczona i nieogarnięta stanąć na środku dużego pomieszczenia, w którym znajdowało się około pięćdziesięciu okrągłych stolików i panował gwar jak na jakimś bazarze.
Przy jednym ze stolików zżyta paczka przyjaciół słuchała muzyki, dalej grupa cheerleaderek przeglądała jakieś kolorowe czasopisma o modzie i głośno dyskutowała. Przeszłam obok nich, zatrzymałam się przy kolejce i zaczęłam szukać portfela, w którym miałam schowane karnety obiadowe. Skupiona na tym co robię nawet nie zauważyłam jak ktoś stanął obok mnie.
-I co, zastanowiłaś się? – usłyszałam i podskoczyłam jak oparzona, spoglądając na chłopaka.
-Czy mówiłam ci już, żebyś nie zachodził mnie w ten sposób? – zapytałam i spiorunowałam go wzrokiem.
-Coś tam wspominałaś – wywrócił oczami i stanął za mną w kolejce.
Zmarszczyła delikatnie czoło i już miałam się odwrócić w stronę chłopaka, kiedy zauważyłam, że spora grupka ludzi przygląda się nam z zaciekawieniem. Nie rozumiałam tych spojrzeń. Przecież to, że byłam nowa nie mogło sprawiać, że aż tyle osób się mną interesuje.
-Mam coś na twarzy? – zapytałam chłopaka, a on wychylił się z kolejki i spojrzał na mnie badawczo.
-Wydaje mi się, że nie a wręcz, jestem tego pewien – odpowiedział i ponownie stanął na swoim miejscu.
-To dlaczego, ci wszyscy ludzie, się tak na mnie patrzą? – odwróciłam się w jego stronę mając nadzieję, że chociaż na chwilę uniknę spojrzeń namolnych obserwatorów.
-Zapewne dlatego, że jesteś nowa w szkole i… - zamyślił się na chwilę, jakby nie wiedział czy to co powie ma sens.
-I co? – ponagliłam go.
-Powiem, ale obiecaj, że kolejny raz nie stwierdzisz, że mam zbyt wysokie ego – postawił warunek a ja wywróciłam oczami.
-Nie wygłupiaj się tylko mów!
-I pewnie dlatego, że rozmawiasz ze mną – zmierzyłam go zaskoczonym spojrzeniem i po chwili zaczęłam się śmiać jak oszalała. Już przy pierwszym spotkaniu dało się stwierdzić, że chłopak wysoko się ceni, jednak w tym momencie jego narcyzm przybrał najwyższą notę. Tylko ciekawe czym to było spowodowane? Tym, że był zniewalająco przystojny? Nie, nie wydaje mi się. Przecież Tony, na przykład, niewiele od niego odstawał a nikt nie zwrócił nawet uwagi na to, że ze mną rozmawia. To może jest jakąś szkolną gwiazdką? Kapitan drużyny? Nie, przecież szkolna drużyna ma trening…
-Co cię śmieszy? – zapytał lekko podirytowany.
-Nie powiem bo obiecałam – odpowiedziałam starając się opanować śmiech.
-Czyli ty mnie naprawdę nie poznajesz? – uśmiechnął się szeroko a ja spoważniałam.
-A powinnam? – kolejny raz zmierzyłam go uważnym wzrokiem, jakbym chciała sobie przypomnieć, skąd się znamy. Jednak moje starania poszły na marne. Za żadne skarby świata nie mogłam sobie przypomnieć, abyśmy kiedykolwiek wcześniej się spotkali.
Widziałam jak uśmiech z jego twarzy znika i przeradza się w pewnego rodzaju zadumę nad tym jakiej odpowiedzi powinien udzielić.
-Właściwie, to chyba nie – powiedział i schował ręce do kieszeni – kupuj bo kucharka się niecierpliwi – dodał i spojrzał gdzieś w bok, kątem oka zauważyłam, że ciągle nad czymś rozmyśla jakby nie wiedział czy podjął dobrą decyzję.
________________________________________________

Jest wyczekiwana ósemka! Miałam ochotę napisać, że Zayn mówi Ann kim tak naprwdę jest ale się powstrzymałam. Niech myśli, że to normalny nastolatek, przynjamniej niech na razie tak myśli. Mam nadzieję, że dobrze zrobiłam, co?
Jak wam się podoba? Co wy na to? Czekam na szczere opinie!
A i mam jeszcze jedno pytanie, czy chcecie abym zrobiła zakładkę z opisami bohaterów? Ponieważ czasami się zastanawiam czy tak owa by się nie przydała, chociaż w prawdziwych książkach czegoś takiego nie ma. Bohaterów poznaje się z czasem z opisów itp. sama nie wiem... Muszę się z tym przespać :) ♥

poniedziałek, 19 marca 2012

Siedem.


Algebra, jeden z najciekawszych i najprostszych działów w matematyce. Nigdy nie miałam z nim problemów. Jednak, na dzisiejszej lekcji zamiast skupić się na równaniach, nauczycielka wolała poświęcić ten czas na zapoznanie mnie z klasą.
Przed rozpoczęciem zajęć podeszłam do niej i wręczyłam kartkę z informacjami na mój temat. Ona tylko uśmiechnęła się delikatnie i kazała mi usiąść. Sprawdziła listę obecności i… zaczęło się piekło.
-Drogie dzieci – zwróciła się do klasy, jak do jakichś przedszkolaków – do waszej klasy dołączyła nowa koleżanka, Ann – przedstawiła mnie a każda para oczu, jaka w tej chwili znajdowała się w klasie, została zwrócona w moją stronę –Ann, chodź tu na środek i się przedstaw.
-Czy to konieczne? – zapytałam nie ruszając się z miejsca. Nauczycielka spojrzała na mnie, wzrokiem zatytułowanym „bez dyskusji”, a jak powoli podeszłam i stanęłam obok niej.
-Cześć, jestem Ann – przedstawiłam się na początku.
-Cześć Ann – odpowiedzieli jak na jakiejś terapii grupowej, co za porażka.
-Mam szesnaście lat i przyjechałam z Dublinu. Interesuję się pływaniem z resztą tak, jak większość z was. Ale oprócz tego sportu, moim hobby jest też gra na gitarze, pianinie i perkusji – wymieniłam trzy najwspanialsze instrumenty, na których gry nauczył mnie tata.
-Chwila! – usłyszałam jakiś dziewczęcy głos z końca sali – Ann Lee-Palmer? Trzykrotna mistrzyni w stylu dowolnym, w tym roku nie startowałaś bo jakieś zamieszki z policją były? – zapytała a dziesiątki par oczu zwróciły się w jej stronę, żeby po chwili powrócić do mnie ze zdwojoną siłą ciekawości.
Przełknęłam głęboko ślinę i spojrzałam na nieznajomą, która przyglądała mi się wyzywająco.
-Tak, to ja we własnej osobie. Widzę, że informacje rozchodzą się szybko. Szkoda tylko, że mało kto zna prawdę.
-Jednak to prawda, że policja ściągnęła cię ze stopnia przed samym skokiem?
-Zeszłam dobrowolnie – dłonie, które dotychczas trzymałam w kieszeni zacisnęłam w pięść. Wiedziałam, że ta rozmowa nie będzie łatwa, przyjacielska.
-Dobra, mów  mała, dopalacze? – tym razem usłyszałam męski głos.
-Co?! – spiorunowałam chłopaka wzrokiem.
-No co wzięłaś, że cię zdyskwalifikowali.
-Panie, trzymaj mnie, żebym nie zrobiła mu krzywdy – szepnęłam pod nosem – Nic nie brałam i nie zostałam zdyskwalifikowana, zrezygnowałam z powodów rodzinnych – dodałam głośniej.
-Tak, jasne. Każda wymówka dobra – znowu odezwała się dziewczyna.
-Do jasnej cholery! Gdyby to na twoich zawodach, policja weszła na basen przed startem i powiedziała, że twoi rodzice od godziny nie żyją to byś wystartowała, pusta kretynko? – wrzasnęłam a gwar panujący w sali ucichł. Do oczu nazbierało mi się łez. Zdenerwowana całą sytuacją, wybiegłam z sali nie zwracając uwagi na zakazy i nawoływanie nauczycielki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i pobiegłam w bliżej nieokreślonym kierunku. Chociaż w tym momencie najchętniej wróciłabym do domu, tego w Dublinie, dobrze wiedziałam, że nie mam takiej możliwości. Jedynym przyzwoitym jak na tę chwilę schronieniem była toaleta, w której podczas lekcji nikogo nie było. 
Nie wiedziałam jak do niej trafić. Kierowałam się instynktem, który często sprowadzał mnie na manowce. Jednak nie tym razem. Dzisiaj sobie odpuścił i po chwili błądzenia zauważyła zielone  drzwi z napisem „WC”. Pchnęłam je delikatnie i weszłam do środka.
 Jak przewidywałam nikogo w środku nie było. Drzwi od kabin pootwierane, nie sprawiały zbyt przyjemnych widoków. Podeszłam do jednej z umywalek i oparłszy dłonie o zimny blat, spojrzałam na moje odbicie w lustrze. Delikatny make up, który zrobiłam rano, rozpłynął się pod wpływem łez.
Westchnęłam głęboko i zaczęłam przeglądać torebkę w poszukiwaniu chusteczek, które w tym momencie były jedynym środkiem ratunku przed komicznym wyglądem. Odrobina wody i kawałek tworzywa sztucznego z zawartością celulozy sprawiły, że w dość szybkim czasie opanowałam sytuację. Chociaż zaczerwienienia pod oczami zostały to pozbyłam się ciemnych cieni.
‘Coś kosztem, czegoś’, pomyślałam i ponownie odetchnęłam ciężko.
-Musisz być twarda – szepnęłam przyglądając się swojemu odbiciu i równo z dzwonkiem wyszłam z toalety.
Jak to przystało na przerwę, na korytarzu panował ogromny gwar. Ledwo co przedostałam się do swojej szafki i zaczęłam zostawić książki, które nie były mi potrzebne na następną lekcję jaką był język angielski. Nie śpiesząc się nigdzie wyjęłam plan lekcji i zaczęłam go analizować mając nadzieję, że kolejne lekcje nie będą gorsze od poprzedniej.
-Co następne? – usłyszałam znajomy głos i odwróciłam się gwałtownie. Po lewej stronie oparty o rząd szafek stał Zayn, chłopak, który godzinę temu oprowadzał mnie po szkole.
-Nie zachodź mnie w ten sposób, nigdy więcej – powiedziałam zirytowana.
-Oj przepraszam, ale nie mogłem się doczekać przerwy śniadaniowej i postanowiłem cię znaleźć.
Zamknęłam szafkę a plan lekcji schowałam do torby i uważnie spojrzałam na chłopaka.
-Czy ty próbujesz mnie poderwać? – wypaliłam jak głupia i ruszyłam w stronę sali numer sto jeden.
-A dasz się w ten sposób poderwać? – dogonił mnie szybko.
-Raczej nie – odpowiedziałam wzruszając ramionami, jednak nie spoglądając na chłopaka.
-Więc nie masz się co obawiać. Co z naszym drugim śniadaniem?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawiałam – tym razem spojrzałam na chłopaka.
-No chyba mi nie powiesz, że przez czterdzieści pięć minut nawet o mnie nie pomyślałaś – uśmiechnął się szeroko.
„Co za narcyzm” pomyślałam i pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Wysoko się cenisz – zatrzymałam się pod salą numer sto jeden.
-To chyba dobrze, że znam własne atuty? – zatrzymał się naprzeciwko mnie.
-Teoretycznie tak, jednak praktycznie nie obnoś się tak z tym.
-Dobra postaram się. Angielski? – zapytał zmieniając temat.
-Jak widać.
-Nie będzie tak źle, ja mam francuski i chyba muszę się zbierać – powiedział widząc jak korytarzem przechodził jeden z nauczycieli, jak dobrze się domyślam profesor od języka francuskiego. – Widzimy się na przerwie śniadaniowej! – ruszył za nauczycielem.
-Się okaże – odpowiedziałam rozbawiona i weszłam do klasy w której moi nowi „koledzy” czekali już na nauczyciela.
Czułam, że wszyscy mi się przyglądają, jednak ja nie miałam siły na nich spojrzeć. Nie chciałam spotkać się kolejny raz z wzrokiem przepełnionym współczuciem czy też nienawiścią za to, że nie powstrzymałam swojego ciętego języka. Usiadłam w ławce nieopodal okna i spojrzałam na niewielkie boisko nieopodal szkoły. Skąpane w deszczu, smutne, samotne, tak jak ja w tej strasznej szkole.
-Dzień dobry – usłyszałam głos nauczyciela i spojrzałam w jego kierunku. Starszy mężczyzna w grubych okularach usiadł za biurkiem i zaczął zapisywać temat. Ponownie z broszurką odnośnie mojej osoby podeszłam do nauczyciela i wręczyłam blado się uśmiechając. Przyjął ją bez słowa i wrócił do robienia notatek w dzienniku.
‘Dzięki Bogu sobie odpuścił zapoznawanie z klasą’ pomyślałam i zajęłam miejsce w ławce.
-Nowa – usłyszałam szept za sobą i głęboko wciągając powietrze odwróciłam się w stronę jego właściciela. Moim oczom ukazała się chłopak, który podczas lekcji oskarżył mnie o stosowanie dopalaczy.
-Co chcesz? – wysyczałam przez zaciśnięte zęby.
-Przeprosić – uśmiechnął się delikatnie. Muszę przyznać, że jego zachowanie sprawiło mi w pewien sposób przyjemność, ponieważ jako jedyny z całej klasy odważył się odezwać jako pierwszy.
-Ale ja się nie gniewam – odpowiedziałam cicho – tylko nie rozumiem, dlaczego ludzie oceniają po pozorach i żyją plotkami.
Jego mina zrzedła a ja w duchu pomyślałam, że o wiele przystojniej wyglądał z tym uśmiechem. Blondyn o zielonych oczach uważnie ciągle mi się przyglądał. Najwyraźniej starał się złożyć jakąś sensowną wypowiedź, którą nie uraziłby mnie kolejny raz.
-Wiem, zachowaliśmy się jak egoiści i hipokryci – odezwał się w końcu – Ale uwierz mi, my naprawdę tacy nie jesteśmy. Po prostu, nie potrafimy czasami odróżnić fikcji od realiów – dodał a ja spojrzałam na niego z zaskoczeniem. Chociaż godzinę temu zachowywał się wobec mnie jak kretyn, skończony dupek to w tym momencie byłam przepełniona podziwem nad jego wypowiedzią jakże składną i… szczerą?
-Ten typ tak ma. Jednak, ja się na nikogo nie gniewam, chociaż inaczej wyobrażałam sobie pierwszy dzień w szkole.
-Lee-Palmer i Woodrow, czy ja wam nie przeszkadzam? – zapytał zirytowany nauczyciel, który od kilku minut czytał na głos „Iliadę”. Odwróciłam się gwałtownie i spojrzałam na mężczyznę, który z niedowierzaniem się nam przyglądał. – Proszę abyście zostali po lekcji – dodał i powrócił do czytania. 
-Tylko tego brakowało – szepnęłam i wsłuchałam się w jego wykład. Po chwili poczułam jak chłopak szturcha mnie w ramię. Nie chciałam się odwracać, jednak on nie ustawał. Spiorunowałam go wzrokiem. On uśmiechnął się tylko i podał mi niewielki kawałek kartki. Rozwinęłam szybko i przeczytałam a z każdym kolejnym słowem uśmiech na moich ustach się powiększał:
"Tak, wiem, że zachowaliśmy się jak ostatni idioci i debile, że mogłaś uznać nas za skończonych kretynów i nie zaprzeczę, ponieważ co poniektóre  jednostki w tej klasie (włącznie ze mną) do tak owych się zaliczają. Jednak nie skreślaj nas na samym początku, nawet najgorsze osoby zasługują na szansę.
PS Jestem Tony i miło mi Cię Ann poznać.:)"
Złożyłam kartkę i spojrzałam na chłopaka.
-Mi ciebie też, Idioto. – powiedziałam z szerokim uśmiechem na ustach.
_________________________________________________

Om i tak oto zakonczyła się siódemeczka! Szczerze, nawet mi się podoba a wam?
Czekam na opinie o komentarze, może jakieś rady? Czego więcej? Czego mniej?
Dziękuję wszystkim tym, którzy czytają i kometują ponieważ dzięki temu wiem, że ze mną ttu jesteście i wam się podoba :).

niedziela, 18 marca 2012

Sześć.


Sylwester w tym roku wypadał w sobotę co było równoznaczne z faktem, że w poniedziałek czekał mnie pierwszy dzień w nowej szkole. Sama nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Kilka wieczorów spędziłam na przeglądaniu strony internetowej tejże placówki oraz wielu ulotek, które Margaret dostała podczas dni otwartych. Oczywiście szkoła robiła dobre wrażenie. Nowoczesna placówka, dobrze utrzymana i co najważniejsze z profilami sportowymi, które były dla mnie dość istotnym szczegółem. Zostałam zapisana do klasy pływackiej, nic dziwnego, że wybrali mi tę klasę ponieważ wujek dobrze wiedział o moich sportowych osiągnięciach i zapewne chciał tym gestem dać mi znać, że nie będą stawać na drodze w mojej karierze. Jednak aktualnie sama nie wiedziałam czy dalej chcę pływać. Czy chcę brać udział w zawodach i wygrywać. Czułam, że to już nie będzie to samo, ponieważ osoby, z którymi dzieliłam moją miłość do sportu odeszły albo zostały w Dublinie.
Sobotni wieczór spędziłam w samotności słuchając muzyki i czytając książkę na zmianę. Margaret i Kevin poszli na jakieś imprezy Sylwestrowe, Lucas wyjechał z dziewczyną do Paryża natomiast ciocia i wujek wtuleni w siebie, siedzieli na dole w salonie i oglądali jakiś film sensacyjny. Chociaż proponowali mi wspólny seans to odmówiłam. Nie chciałam im przeszkadzać. Nie przywitałam Nowego Roku z należytym szacunkiem, ponieważ kraina snu wciągnęła mnie szybciej niż to sobie wyobrażałam.
Pierwszy dzień Nowego Roku też nie należał do najciekawszych. Przespałam cale dopołudnie a resztę dnia spędziłam przeglądając książki i materiał, który miałam do nadrobienia. Moja nowa klasa z tego co zdążyłam zaobserwować na jednym z forum, szła trochę innym planem nauki niż ta w Dublinie. Niektóre wiadomości znałam dobrze, jednak sporo zagadnień sprawiało mi niewielkie trudności, z którymi będę musiała się zmierzyć w ciągu najbliższych kilku dni. Zmęczona naukom, leżąc na skórzanej kanapie nawet sama nie pamiętam kiedy zasnęłam.
Były to chyba dwa najnudniejsze dni w moim życiu, z których nic ciekawego do zapamiętania nie miałam. Nic się nie wydarzyło a ja blada jak ściana i zmęczona tymi wszystkimi zmianami kręciłam się po nowym domu, który tak naprawdę nigdy nie stanie się dla mnie prawdziwym domem. 
W poniedziałkowy poranek około godziny siódmej do mojego pokoju wpadła ciocia.
-Ann, wstawaj! – powiedziała odsłaniając żaluzje przy oknie. – Dzisiaj twój pierwszy dzień szkoły i chyba nie chcesz się spóźnić. Kevina was zawiezie – rzuciła na koniec i poszła budzić Margo.
Powoli podniosłam się z kanapy i przetarłszy oczy rozejrzałam po pokoju. Niezaścielany materac, rozwalone pudła kartonowe na podłodze i książki na biurku nie sprawiały najlepszego wrażenia.
-Muszę to ogarnąć –szepnęłam i podeszłam do ciemnej szafy. Pierwszego dnia w szkole powinnam  pokazać się od dobrej strony, ponieważ dobrze wiedziałam jak ważne jest pierwsze wrażenie i wielu ludzi tylko według niego ocenia innych.
Otworzyłam drzwiczki i zaczęłam przeglądać zawartość szafy. Z kilku stert ciemnych bluzek i spodni wybrałam koszule w ciemnopopielatym kolorze, czarne rurki i materiałową, czarną kamizelkę, która chociaż sprawiała wrażenie eleganckiej to idealnie pasowała do mojej dzisiejszej kreacji. Szybka toaleta i wyszykowanie się zajęły mi około dwudziestu minut. Z torbą przewieszoną przez ramię, zaplatając włosy w luźnego warkocza zeszłam na dół i zajrzałam do kuchni, w której Margaret i Kevin siedzieli przy stole i pałaszowali swoje śniadanie.
-Hej – rzuciłam krótko i podeszłam do szafki kuchennej. Wyjęłam z niej kolorowy kubek i usiadłam przy stole.
-Zjedz coś, przecież nie pójdziesz do szkoły z pustym żołądkiem – powiedział Kevin nalewając mi soku pomarańczowego.
-Nie jestem głodna, tak bardzo się denerwuję, że nic nie przełknę.
-Spokojnie Ann, szkoła jest naprawdę fajna. Uwierz mi spodoba ci się – tym razem odezwałam się Margo, która dotychczas była zbyt pochłonięta jedzeniem kanapek.
-Zjem w szkole – odpowiedziałam i upiłam trochę soku.
-Skoro tak stawiasz sprawę to chodźcie, zbieramy się bo ja za godzinę mam wykład z filologii i nie chce się na niego spóźnić – Kevin wstał od stołu i skierował się w stronę wyjścia.
Dopiłam swój sok, złapałam torbę leżącą obok krzesła i ruszyłam za chłopakiem. Margo szybko poszła w moje ślady i po chwili obie, ubrane w zimowe płaszczyki wsiadałyśmy do sportowego, czerwonego samochodu naszego kochanego braciszka.
Do szkoły mieliśmy jakieś dziesięć minut drogi samochodem, więc ledwo zdąrzyłyśmy się rozgrzać i już musiałyśmy wysiadać.
-Podjadę po was wpół do trzeciej, dobra? – powiedział Kevin zatrzymując się pod szkołą.
-Dobra, tylko nie zapomnij – rzuciła Margo a ja wysiadłam z samochodu.
Szkoła w rzeczywistości wyglądała dużo lepiej niż na zdjęciach. Duży, nowoczesny gmach z wielkim napisem „Tong High School” stał naprzeciwko mnie. Przy drzwiach i na placu dookoła roiło się od młodych, szczęśliwych ludzi, kompletnie mi nie znanych. Wciągnęłam głęboko powietrze i ruszyłam przed siebie w stronę wejścia. Przeciskając się pomiędzy młodymi uczniami, starałam zgrywać niewidzialną, tutejszą, jednak wielokrotnie spotykałam się z pytającymi spojrzeniami. Ludzie wiedzieli, że jestem nowa. Nic nie dało się przed nimi ukryć.
Pierwszym miejscem do jakiego miałam się wybrać był szkolny sekretariat. Miła kobieta siedząca za biurkiem przywitała mnie promiennym uśmiechem i wręczyła kod i numerek szafki, plan lekcji, plan szkoły i jakieś podanie, które miałam przynieść na następny dzień. Obładowana dokumentami wyszłam z pomieszczenia gwałtownie popychając drzwi. Nie zwracając uwagi na to czy ktokolwiek za nimi stoi czy też nie.
-Jasna cholera! – usłyszałam męski głos. Spojrzałam na chłopaka, który trzymała się jedną ręką za nos. Wysoki brunet o nieziemskiej urodzie stał naprzeciw mnie i wyglądał jakby miał ochotę „odwdzięczyć”  się za uszkodzenie nosa. –Uważaj jak chodzisz! – warknął i opuścił rękę. Teraz mogłam lepiej przyjrzeć się jego twarzy. Mocne rysy i ciemna karnacja nadawały mu jakże wspaniałego wyrazu oraz te oczy, w kolorze mlecznej czekolady sprawiały, że chłopak no cóż grzeszył urodą.
-Przepraszam, nie wiedziałam, że ktoś stoi za drzwiami – odpowiedziałam lekko poirytowana jego zachowaniem. Przecież skąd mogłam wiedzieć, że akurat w tym momencie jakiś uczeń stanie za drzwiami i okaże się moją ofiarą? Nie mogłam przewidzieć przyszłości, chociaż w niektórych momentach przydałaby mi się taka umiejętność. 
-Dobra, nic się nie stało – jego ton głosu poprawił się raptownie, jakby dopiero teraz zauważył, że rozmawia z dziewczyną. – Może i masz rację – dorzucił po chwili. – A tak właściwie to jestem Zayn – wyciągnął zgrabną dłoń w moją stronę. Skrzywiłam się lekko i pokazałam mu zajęte papierami ręce. Szybko cofnął swoją dłoń i schował do tylniej kieszeni spodni. 
-Ann i przepraszam ale mam trochę zajęte ręce – odpowiedziałam i uśmiechnęła się do niego blado. Chłopak mierzył mnie uważnym wzrokiem a ja nie miałam zbytniej ochoty na dłuższe konwersacje z nim. 
-Jesteś tu nowa? – zapytał kiedy już miałam się z nim pożegnać.
-Tak, to pierwszy mój dzień w tej szkole – odpowiedziałam i poprawiłam kartki, które lada chwila miały wylądować na podłodze.
-I pewnie nie znasz dobrze szkoły, co?
-No, nie bardzo. 
-Co masz pierwsze?
W ogromnej stercie papierów znalazłam plan lekcji i zabawnie, przekrzywiając głowę, żeby móc rozczytać pionowe pismo, zaczęłam szukać poniedziałku.
-Matematyka, sala numer dwieście trzynaście z panną McNamara – przeczytałam i spojrzałam na bruneta, który zastanowił się chwilę.
-Ja mam w dwieście piętnaście, więc jeżeli chcesz, mogę cię zaprowadzić. 
-Ale, nie ma takiej potrzeby… - zaczęłam się wykręcać, chociaż możliwość spędzenia czasu w towarzystwie tego przystojniaka była bardzo kusząca. Jednak on uśmiechnął się tylko lekko i wyciągnął ręce w moją stronę, żeby wziąć ode mnie wszystkie te papiery.
-Ale, ja i tak ci pomogę – powiedział biorąc ode mnie całą stertę – Chodź, mamy trochę szkoły do zwiedzenia. 
Powolnym krokiem ruszyłam obok chłopaka w stronę jak mniemam sali dwieście trzynaście. Czułam jak co chwilę spogląda na mnie zaciekawionym wzrokiem, jakby chciał o coś zapytać i po chwili namysłu, rozmyśla się cicho prychając. 
-Skąd przyjechałaś? – zapytał kiedy zatrzymaliśmy się pod salą dwieście trzynaście.
-Z Dublinu – odpowiedziałam i wzięłam od niego moje dokumenty.
-Z Dublinu? Tego w Irlandii? – zdziwienie na jego twarzy przybrało dość komiczną maskę.
-Tak, właśnie z tego Dublinu.
-Mam kolegę, który pochodzi z Irlandii.
-A ja mam kolegę, który pochodzi z Wielkiej Brytanii i jeżeli się nie pospieszy to dostanie spóźnienie – powiedziałam rozbawiona, widząc zniecierpliwioną minę nauczyciela, który przytrzymując drzwi do dwieście piętnaście czekał aż ostatni z uczniów zaszczyci go swoją obecnością.
-Co za człowiek – wywrócił oczami i ruszył w stronę sali. – Mogę liczyć na to, że zjesz ze mną drugie śniadanie? – zapytał wchodząc do sali.
-Zastanowię się! – odpowiedziałam i przyjrzałam się uważnie dziewczynom, które mierzyły mnie podejrzliwym wzrokiem zarówno podczas rozmowy z chłopakiem jak i teraz kiedy znudzona czekałam na nauczycielkę od matematyki.
__________________________________________

Viola! Szósty rozdział z Zaynem w roli drugoplanowej! Jak obiecałam jest Directionowy akcencik i nawet zdanie o Niallu, któergo nasza Ann też zna.
Czekam na  wasze opinie i nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że czytacie.
Moje osobiste zdanie na temat rozdziału? Hmm szału nie ma, w pierwszej trójce ulubionych się nie znadjzie napewno :).

sobota, 17 marca 2012

Pięć.


Zatrzymaliśmy się przy jednym z lepszych, samochodów osobowych. Jeżeli się nie myliłam był to pojazd marki Mercedes, jednak nie powiem, że na pewno. Nigdy nie znałam się na samochodach. Nie interesował mnie ich wygląda zewnętrzny jak i wnętrze, dla mnie najważniejsze było żeby jechał. Nie zagłębiałam się w żadne konie mechaniczne czy informacje odnośnie ‘palenia’.
-Czeka nas długa podróż – powiedział wujek Adam pakując moje walizki do bagażnika – Mamy do przejechania około trzystu dwudziestu pięciu kilometrów. Więc, jeżeli jesteś zmęczona podróżą, to będziesz mogła sobie pospać, jak to wy, młodzi mówicie, uciąć sobie komara – zaśmiał się nerwowo. Widać było po nim, że jest lekko zestresowany całą tą sytuacją i najwyraźniej, tym żartem chciał rozładować napięcie.
‘Jak tata’ pomyślałam i uśmiechnęłam się mimowolnie, wsiadając do czarnego samochodu. Zajęłam miejsce obok kierowcy i zapięłam pasy. Skórzana tapicerka, idealnie czysta sprawiała wrażenie, że samochód dopiero co zjechał z taśmy, wyjechał z salonu.
‘Czyżby wujek należał do pedantów?’, zastanawiałam się oglądając wnętrze pojazdu.
Wujek wsiadł do samochodu i powoli wyjechał z podziemnego garażu. Przez pierwsze trzydzieści minut jazdy milczeliśmy, nie mieliśmy o czym rozmawiać. Zero wspólnych tematów, chociaż pytań miałam sporo. Ciekawiło mnie do jakiej szkoły będę chodzi, jak ulokowany jest dom oraz to czy będę miała swój własny pokój. Chociaż wiele chciałam wiedzieć, miliony pytań cisnęły mi się na język, to starałam się powstrzymać, nie chciałam słuchać gadania jak będzie świetnie i wspaniale, jak dobrzy ludzie mieszkają w Bradford i że na pewno znajdę sobie nowych przyjaciół, chłopaka i tym podobnych wypowiedzi. Znudzona obserwowaniem pustej jezdni przymknęłam na chwilę oczy, tylko na chwileczkę. Nie chciałam zasypiać, chciałam widzieć jak będziemy przejeżdżać przez miasto, dojeżdżać do domu, chciałam wszystko zapamiętać. Jednak powieki były takie ciężkie, że pozostawiłam je w dole na dłuższą chwilę i zasnęłam…
-Ann, obudź się – poczułam jak ktoś potrząsa mnie za ramię – wstawaj, dojechaliśmy do Bradford – słyszałam spokojny głos wujka. Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na brata bliźniaka mojego taty.
-Już jesteśmy na miejscu? – zapytałam.
-Tak, chodź wszyscy już czekają – dodał i wysiadł z samochodu. Kiedy otworzył drzwi, moje rozgrzane ciało dopadł chłodny powiew. Poczułam, jak na dłoniach pojawia się gęsia skórka i zaczęłam szukać czarnego płaszczyka, który rzuciłam na siedzenia z tyłu. Założyłam go szybko na siebie i wysiadłam z pojazdu.
-Ja wezmę torbę i gitarę, dobrze?
-Tak, tak ja dam sobie radę z walizkami – wujek zamknął bagażnik i ruszył w stronę wejścia do domu. Było już po zmroku i nie miałam możliwości ocenić jak wygląda dom, jednak jednego byłam pewna. Nie mieszkali w mieszkaniu w bloku, a w domku jednorodzinnym na przedmieściach.  – Idziesz? – głos wujka wyrwał mnie z zamyślenia.
-Tak, tak – podbiegłam i zrównałam swoje kroki z jego – Wujku, ile ty tak właściwie masz dzieci? – zapytałam lekko zmieszana. Prawda była taka, że wiedziałam tylko o jednej córce i synu, który próbuje swoich sił w zawodzie reżysera, jednak czy to było wszystko?
-Troje – odpowiedział z nutką rozbawienia – dwóch synów i córkę w twoim wieku – zapalił światło na niewielkiej werandzie i zaczął szukać kluczy, którymi po chwili majstrował już coś pry zamku. – Zapraszam do domu – dodał popychając ciemne, drewniane drzwi.
Niepewnie wyminęłam wujka Adama i weszłam do środka. Moją zmarznięta twarz ogarnęły języki ciepła a do nozdrzy doleciały przyjemne zapachy. Zapewne nieznana mi jeszcze ciocia przygotowywała jakąś kolację, chyba, że to któreś z kuzynostwa krzątało się po kuchni. Przecież nie znałam tych ludzi, ich talentów i zainteresowań, obyczajów i nawyków.
Zdjęłam czarny płaszczyk oraz trapery i spojrzałam na wujka.
-No wchodź dalej – pogonił mnie i wyminął zwinnie. – Jesteśmy! – krzyknął a ja weszłam w głąb mieszkania i stanęłam obok schodów, z których po chwili zeszła młoda dziewczyna.
-Hej tato – wysoka blondynka przywitała się z wujkiem i spojrzała na mnie – Ty zapewne jesteś Ann – powiedziała i podeszła bliżej wyciągając prawą rękę w moją stronę – Margaret i miło mi cię poznać.
-Tak, to ja, we własnej osobie – uścisnęłam jej dłoń – mi też jest bardo miło – zmierzyłam ją uważnym wzrokiem. Wysoka dziewczyna o długich nogach i idealnej sylwetce. Nienagannie zgrabna i pozytywnie nastawiona do świata. Takie było moje pierwsze wrażenie. Przyjemny wyraz twarzy i długie blond włosy sprawiały, że kogoś mi przypominała. Miałam wrażenie, że już kiedyś ją widziałam tylko w starszej wersji.
-Ale jesteś podobna do babci – wystrzeliłam jak głupia, mając nadzieję, że nikogo nie urażę swoimi słowami. Jednak dziewczyna uśmiechnęła się tylko blado i rozejrzała po korytarzu.
-Podłączyłem ją pod nasz Internet, mam tylko nadzieję, że nie wkurzy się za złamanie hasła – usłyszałam męski głos, zamiast odpowiedzi ze strony dziewczyny i spojrzałam w kierunku, z którego dochodził. Z jednego z pokoi wyszedł chłopak, też blondyn o dłuższych włosach, którymi zabawnie zarzucał. Na ręce miał oparty mój laptop i chyba nawet nie słyszał, że przyjechaliśmy bo jego zdziwiona i lekko zawstydzona mina wskazywały, że chłopak czuł się jakby powiedział coś głupiego.
-Poznaj Kevina – powiedział rozbawiony wujek –Nie zrobisz mu nic z powodu hasła?
-Będę musiała się zastanowić – rzuciłam i podeszłam do niego się przywitać – Ann.
-Tak wiem – uścisnął moją dłoń, odstawiając mój laptop na półkę stojącą nieopodal nas. –Kevin – przedstawił się i schował ręce do kieszeni spodni.
-Gdzie Lucas i mama? – usłyszałam głos wujka i odwróciłam się w jego stronę.
-W kuchni, znowu coś razem gotują – odpowiedziała dziewczyna a z pomieszczenie, które jak mniemam było kuchnią wyszła niska kobieta w towarzystwie o głowę wyższego chłopaka, bruneta.
-Witamy Ann w  domu – powiedziała ciocia i podeszła do mnie, delikatnie przytuliła i po chwili odsunęła na niewielką odległość – Pewnie wujek mało ci o nas opowiadał. Jestem Olivia, a to Lucas. Zapewne resztę rodziny już znasz – przedstawiła siebie i chłopaka i zmierzyła pozostałych mieszkańców domu pytającym wzrokiem.
Lucas, czyli najstarszy z rodzeństwa podszedł i stanął obok matki uważnie mi się przyglądając.
-Hej Ann – powiedział po chwili i wyciągnął dłoń w moją stronę. Uścisnęłam ją delikatnie i rozejrzałam się po przedpokoju w którym zrobiło się niewielkie zgromadzenie.
Dziwnie się czułam. Miałam wrażenie, że wszyscy ci ludzie coś przede mną ukrywają, omijają jakiś temat chociaż bardzo chcieliby poznać chociaż skrawek tej tajemnicy. Może nie chcieli mówić o wypadku? O pogrzebie? Może nie chcieli mnie urazić czy też doprowadzić do łez, namolnymi pytaniami, jednak szczerze powiedziawszy wolałabym tą ich ciekawość zamiast tych tajemniczych spojrzeń.
-Chodź, pokażę ci twój pokój – przerwała męczącą ciszę Margaret. Złapała mnie za rękę i pociągnęła na górę po schodach.
Na piętrze znajdowały się cztery pokoje, łazienka i garderoba. Sypialnia naprzeciw schodów należała do cioci i wujka, drzwi po lewej stronie prowadziły do pokoju Margaret, natomiast obok niego znajdowała się niewielka toaleta. Po lewej stronie sypialni dorosłych, był pokój Kevina a centralnie naprzeciwko niego mój.
-Nie jest on ogromny i jakiś genialny ale mam nadzieję, że ci się spodoba – powiedziała blondynka otwierać drzwi do pokoju i zapalając światło.
Weszłam powoli i oniemiałam. Było to niewielkie pomieszczenie ze ścianami pomalowanymi na czerwono i magnoliowo. Na samym środku stała niewielka, skórzana kanapa a naprzeciwko niej telewizor i stolik dookoła, którego leżały poduszki. Meble w pokoju były w kolorze ciemnego brązu z jasnymi drzwiami i delikatnymi metalowymi klamkami. Nieopodal drzwi stało biurko a na nim mój sprzęt grający, ukochana wieża. Zaraz za biurkiem, we wnęce leżał materac. Przyjrzałam mu się dokładnie, przekrzywiając głowę.
-Wiem, że może to trochę dziwnie wygląda i wolałabyś łóżko ale prawda jest taka, że pokój ten jest po Lucasie i nie mieliśmy czasu na zmianę jego wyglądu. On preferował taki sposób spania i mamy nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać. A jeżeli wolałabyś spać na łóżku to możesz sobie kanapę rozkładać – powiedziała Margaret. Zapewne zauważyła moje zdziwione spojrzenie, którym obdarzyłam materac.
-Nie, nie! – zaprzeczyłam szybko – pokój jest idealny. Tylko jeżeli ja mam mieszkać w Lucasa pokoju to z nim co się stanie?
-Nie martw się o niego, ma on mieszkanie w centrum miasta i mieszka tam z dziewczyną a do rodzinki wpada tylko raz na jakiś czas. Nawet sam się zaoferował, że odda ci ten pokój a swoje rzeczy przeniósł do gościnnego.
-Jeżeli tak wygląda sprawa to dziękuję za wszystko – uśmiechnęłam się do niej delikatnie.
-Nie masz za co dziękować, jesteśmy rodzinom i powinniśmy sobie pomagać w tych złych momentach – zawahała się na chwilę – Ja idę na dół, pomogę im przy kolacji. Powiem Kevinowi to przyniesie twoje walizki.
-Poczekaj chwilę! – zatrzymałam ją kiedy miała wyjść z pokoju.
-No, co tam?
-Powiedz mi, do jakiej szkoły mnie zapisali? Nie miałam okazji zapytać się wujka w samochodzie…
-Tong High School, najlepsze liceum sportowe w Bradford, ja też tam chodzę i rodzice stwierdzili, że dobrze by było abyśmy miały się pod ręką. Tata zapisał cię do klasy pływackiej, chyba dobrze wybrał?
-Tak, tak… idealnie.
-Lecę na dół – rzuciła krótko i już je nie było.
Kolejny raz rozejrzałam się po pokoju i zrezygnowana usiadłam na kanapie. Dookoła roiło się od kartonowych pudełek z moimi rzeczami, które w przeciągu kilku następnych dni będę musiała rozpakować.
Podciągnęłam kolana pod brodę i wbiłam swój wzrok w poduszkę leżącą na ziemi. Pokój naprawdę był niesamowity, jednak w niczym nie przypominał mojej kochanej sypialni z Dublinu.
-Przyniosłem walizki – usłyszałam głos Kevina i odwróciłam się w jego stronę.
-Dzięki ogromne – wstałam z kanapy i podeszłam do niego.
-Nie ma za co i jeszcze raz przepraszam za to hasło ale chciałem ci komputer do sieci podłączyć, mam nadzieję, że nie jesteś zła.
-No jasne, że nie jestem, nawet się nie wygłupiaj, mam tylko nadzieję, że nie naściągałeś mi tam żadnych wirusów.
-Jasne, że nie, gdzieżbym śmiał. Chodź na kolację.
Wyszłam za chłopakiem z pokoju zamykając za sobą drzwi.
Kolejne drzwi zamknięte, kolejny rozdział w życiu rozpoczęty. Nowy świat, nowi ludzie, nowa szkoła i nowy rok, za dwa dni Sylwester i później wszystko zacznie się od początku z postanowieniami i wyrzeczeniami na Nowy Lepszy Rok.
____________________________________________
Kochana piąteczka miała pojawić się wczoraj ale jest dzisiaj.
Moje zdanie o niej? Hmmm... Najgorszy rozdział z dotychczas napisanych, jednak jak już mówiłam wszystko po kolei. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze t w szóstce znowu pojawi się Directionowy akcenick. :)

Pozdrawiam was moje drogie i proszę o szczere komentarze i opinie a i jeżeli są jakieś błędy ortograficzne lub interpunkcyjne to przepraszam ale nie miałam siły na poprawianie:).