Powolnym krokiem z sportową torbą przewieszoną przez ramię,
zmierzałam w stronę szatni. Dookoła mnie unosił się znajomy, mile kojarzący się
zapach chloru i potu, które razem tworzył nienaganną harmonię. Obok mnie równo
i rytmicznie kroczyła Little D. Oczywiście to nie jest jej imię a pseudonim,
przezwisko jakie ta oto, niska blondynka zdobyła podczas obozu sportowego.
Wzięło się ono od jej
wzrostu i pierwszej litery imienia, Daphne. Cóż trzeba przyznać, że nie
należało ono do najambitniejszych, jednak ona uwielbiała je nad życie.
Kojarzyło się jej dzieciństwem, znajomymi, dobrą zabawą i ukochanym sportem,
którym było pływanie.
Razem z Little D. od szóstego roku życia trenowałyśmy na
pobliskim basenie. Ćwiczyłyśmy te głupie style i zasady, nadrabiałyśmy tępo i poprawiałyśmy rytmikę naszych ruchów
żeby za kilka lat, znaleźć się w tak owej sytuacji jaka miała dzisiaj miejsce.
Żeby z uśmiechem kroczyć korytarzem, który był przesiąknięty wonią chloru, potu
i innymi jeszcze niezidentyfikowanymi zapachami, które w tym momencie były dla
nas najwspanialsze na świecie. Spojrzała na niską dziewczynę. Uśmiechnięta od ucha,
do ucha, skocznym krokiem szła przed siebie. Jej blond kucyk w przezabawny
sposób podskakiwał w rytm kroków, które robiła jeden za drugim.
Drzwi szatni były coraz bliżej nas. Wciągnęłam głęboko
powietrze i nacisnęłam metalową klamkę. Kiedy drzwi uchyliły się lekko do
naszych nozdrzy dotarła zdwojona dawka potu i chloru, natomiast do uszu
doleciał gwar, który tworzyła pewna grupka wysportowanych nastolatek. Weszłyśmy
do środka a dziewczyny zmierzyły nas uważnym wzrokiem, przerywając swoją jakże
interesującą rozmowę.
-Hej – rzuciłam krótko a Little D. powtórzyła po mnie,
jednak z większą sympatią.
Szybko przyjrzałam się dziewczynom, które znajdowały się w
pomieszczeniu. Kilka z nich znałam z widzenia, parę kojarzyłam z treningów, a
jeszcze nieliczne jednostki z gazet dla zapalonych sportowców. Niespiesznym
krokiem podeszłam do szafki, na której widniał mój numerek identyfikacyjny.
Otworzyłam ją i zaczęłam ściągać ubrania.
Dobrze wiedziałam, że kilkanaście par oczu skupia swoją
uwagę na moje osobie. Zapewne kilka z tych spojrzeń jest przesyconych
nienawiścią, a kilka następnych podziwem. Jednak nic nie mogłam poradzić. Tak
właśnie wyglądała rywalizacja. Gdy udało ci się kogoś pokonać o te kilka sekund
on stawał się twoim wrogiem na zawsze. Może właśnie dlatego, ja i Daphne wybrałyśmy
inne style pływania? Może nie chciałyśmy za kilka lat stać się dla siebie
wrogami jak Biała Czarownica dla Aslana? Sama nie wiem.
Jednak przyglądając się sprawie od strony bardziej
techniczno –praktycznej niż prywatnej, ja
nigdy nie lubiłam narzuconych z góry regułek, zasad według, których miałam
postępować i pewnie dlatego zawsze startowałam w kategorii stylem dowolnym.
Natomiast Little D. od zawsze stosowała się do zasad jakie narzuca system, była
do nich przyzwyczajona. Twierdziła, że sama nie powinna decydować o tak
istotnych dla niej rzeczach co pewnie było głównym powodem, który po kierunkował
ją w stronę kategorii zwanej Kraulem.
Oczywiście wielokrotnie zdarzało się, że próbowałyśmy swoich
sił w innych kategoriach jednak nie sprawiały one nam takiej przyjemności, nie
dawały satysfakcji ani wygranej.
Pół naga, ubrana w zielono-czarny strój stałam przy szafce i
mocowałam się z kasztanowymi, długimi włosami, które jak zwykle robiły mi
psikusy i nie chciały ułożyć się w przyzwoity kok. Zrezygnowana opuściłam
obolałe już ręce i odwróciłam się w stronę Little D. zahaczając wzrokiem kilka
dziewczyn, które napotkawszy moje spojrzenie odwracały się udając jak to bardzo
pochłania je dyskusja, której dotychczas nie prowadziły. Dziecinada.
-Daph? – zwróciłam się do przyjaciółki z uśmiechem –
Pomożesz mi je ułożyć? – zapytałam i podeszłam do dziewczyny. Dobrze
wiedziałam, że mi nie odmówi, zawsze mi pomagała.
-Jasne, chodź tu – rzuciła krótko i wstała z ławki kończąc
wiązanie swojego blond warkocza. Wzięła ode mnie kilka wsuwek i gumkę, po czym zaczęła
majstrować to i owo przy moich niesfornych kosmykach. Nie minęło pięć minut, kiedy
odsunęła się na niewielką odległość, zmierzyła mnie uważnie i powiedziała:
-Viola! Gotowa?
-Jasne – rzuciłam krótko, złapałam okularki i czepek, które
leżały obok sportowej torby i czekały aż będę mogła je założyć. Mój niewielki
bagaż wrzuciłam do szafki, zamknęłam ją dwa razy sprawdzając czy nikt nie
będzie mógł dostać się do jej zawartości pod moją nieobecność i przewieszając
identyfikator przez szyję ruszyłam za dziewczyną w stronę wyjścia na basen.
Jak narzucały zasady każda zawodniczka czy też zawodnik,
który startował w turnieju miał obowiązek, przed wejściem do wody, przez
minimum pięć minut schłodzić swoje ciało do temperatury, która panowała w
pływalni. Jeszcze nigdy razem z Little D. nie odstąpiłyśmy od tej regułki
zapisanej małą pochyłą czcionką w regulaminie i za każdym razem z zaciśniętymi
oczami i ustami moczyłyśmy się w wodzie, której temperatura było sporo niższa
niż, temperatura naszych ciał.
Po pięciu „regulaminowych” minutach z głębokim oddechem wyszłyśmy
spod strumienia wody, który już nie był tak zimny jak na początku. Złapałyśmy
się za ręce i delikatnie popychając szklane drzwi weszłyśmy do wielkiej
pływalni, które zawsze robiła na nas ogromne wrażenie.
Oczywiście zaskakującym faktem nie był widok basenu
podzielonego na siedem części, wypełnionego po brzegi wodą czy też niski głos
mężczyzny, który rozbrzmiewał z głośników objaśniając reguły dzisiejszego
konkursu. Uważałyśmy to za normalną sprawę, nic wielkiego. Bardziej jednak nasz
podziw rozbudzała liczna widownia, fotoreporterzy czy też stolik wypełniony
medalami i pucharami, które może za kilka godzin będziemy odbierać stojąc na
jednym z trzech stopni zwycięskiego podium. Kto wie.
Rozejrzałam się uważnie po publiczności w poszukiwaniu
znajomych twarzy rodziców, jednak moje wysiłki poszły na marne, ponieważ
jedynymi znajomymi rysami i sylwetką jakie zauważyłam były te należące do Toma,
starszego o trzy lata brata, Little D.
-Jeszcze ich nie ma – usłyszałam znajomy głos i zwróciłam
się w jego stronę. Daphne trzęsła się cała z zdenerwowania.
-Spokojnie, dojadą – pocieszyłam ją i przytuliłam najmocniej
jak potrafiłam na świecie. Dobrze wiedziałam, że w tym momencie rzeczą, której
najbardziej potrzebowała była obecność najbliższych.
- UWAGA! UWAGA! UWAGA! Wszystkie osoby zakwalifikowane do kategorii w stylu dowolnym proszone są o podejście do JURY, które przydzieli wam grupę oraz tor! – na sali rozległo się ogłoszenie mężczyzny.
- UWAGA! UWAGA! UWAGA! Wszystkie osoby zakwalifikowane do kategorii w stylu dowolnym proszone są o podejście do JURY, które przydzieli wam grupę oraz tor! – na sali rozległo się ogłoszenie mężczyzny.
-Idę – odsunęłam się od dziewczyny i spojrzałam na jej
twarz. – Życz mi szczęścia – dodała z lekkim uśmiechem.
-Jak zawsze będę trzymać kciuki – uścisnęłam ją jeszcze raz
po czym poprawiając czepek ruszyłam w stronę stoiska JURY.
Młody, przystojny mężczyzna podał mi karteczkę, na której
widniało moje imię i nazwisko oraz informacje odnośnie pozycji startowej jaką
miałam przyjąć. Wyglądało na to, że startowałam w grupie pierwszej na siódmym
torze.
-Niech to szlag! – krzyknęłam widząc jak beznadziejną
pozycję mi przydzielono.
Nigdy nie lubiłam pływać na torach zewnętrznych, gdyż były
one najmniej praktyczne i wygodne. Mniejszy ruch wody czy też brak motywacji
spowodowany brakiem rywala po jednej stronie, dawały mniejsze szanse na wygraną.
Powoli podeszłam do stopnia, z którego za chwilę miałam
skoczyć do wody i zapominając o całym świecie przepłynąć te dwanaście basenów.
Założyłam okularki na oczy, kilka głębokich wdechów i…
Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć. Odwróciła się
gwałtownie gotowa odpyskować coś namolnej osobie, jednak szybko ugryzłam się w
język. Moim oczom ukazał się wysoki umundurowany mężczyzna, policjant.
-Możemy porozmawiać panno Lee-Palmer? – zwrócił się do mnie
po nazwisku.
-Tt… - zawahałam się chwilę. – Tak oczywiście. – zeszłam ze
stopnia i stanęłam naprzeciwko mundurowego. – O co chodzi?
- Podkomisarz John Rogers, proszę za mną – powiedział mężczyzna
i wyprowadził mnie na korytarz gdzie w towarzystwie innego policjanta siedziała
zapłakana Little D. i blady jak ściana Tom.
-Co się dzieje?! – krzyknęłam przerażona tym widokiem.
-Spokojnie, proszę usiąść i zachować spokój – narzucił podkomisarz
a ja grzecznie usiadłam na plastikowym krzesełku. – Około godzinę temu, na
trasie pomiędzy Dublinem a Santry doszło do wypadku – zaczął mundurowy a ja
wstrzymałam oddech – Samochód osobowy marki Volvo wpadł pod tira, czworo
pasażerów zginęło na miejscu – zakończył swój oficjalny monolog a ja
przyglądałam mu się z niedowierzaniem.
-Nie rozumiem – wydusiłam po chwili.
-Pani rodzice oraz państwo Morgenstern zginęli w wypadku
samochodowym – uprościł wypowiedź drugi policjant, który dotychczas nie
udzielał się w rozmowie.
-To nie możliwe… - wyszeptałam czując jak wnętrzności
podchodzą mi do gardła.
-Przykro mi, najbliższa rodzina została już poinformowana,
Pani wujek powiedział, że przyleci najwcześniej jak będzie mógł… - mówił dalej
jednak ja już nie słuchałam. Przed oczami z których powoli spływały w dół łzy miałam twarze rodziców, wszystkie wspomnienia te smutne i szczęśliwe z nimi związane pojawiały się jak film, który tylko ja mogłam oglądać.
_____________________________________
I oto jest pierwszy rozdział! Tak wiem, nudny jak flaki z olejem jednak postanowiłam, że muszę wszystko dokładnie opowiedzieć jak widzę tą historię. Wiem, że czekacie na chłopców ale proszę o chwilę cierpliwości! Oni lada moment się pojawią! :)
Jeżeli wam się podoba to proszę komentujcie, ponieważ to wiele dla mnie znaczy :)
Następny rozdział już niebawem, może jutro gdyż aktualnie jestem chora i nie mam nic innego do roboty.
Pozdrawiam.
świetnie piszesz , naprawdę !
OdpowiedzUsuńnie mogę się doczekać następnego rozdziału mam nadzieję że pojawi się lada moment ! :D
Wow. Tylko to nasuwa mi sie na myśl po przeczytaniu tego. Pisz dalej i nie zważaj na nie miłe komentarze.
OdpowiedzUsuńi Zapraszam do mnie
http://another-world-onedirection.blogspot.com/
Hej! ;]
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się Twój blog i naprawdę podziwiam. Chętnie poznałabym Cię bliżej. Zapraszam na swojego bloga: http://lilla-onedirectionstory.blogspot.com/. Jeżeli chcesz napisz w komentarzu jak możemy się skontaktować.
Pozdrawiam,
Liz