Drogie czytelniczki!
Ostatnio strasznie zaniedbałam bloga a wszystko przez szkołę. Pojawiło się sporo nowych obowiązków i od początku września mieszkam w internacie, gdzie nie mam dostępu do internetu. Od dość dawna nie pojawił się żaden post, rozdział. Wiem. Zawodzę was na każdej linii. Dzisiaj nawet otworzyłam program do pisania i miałam zacząć "tworzyć", gdy dopadła mnie pewna bolesna myśl...
Czy ktokolwiek z moich dawnych, oddanych czytelników jeszcze tutaj jest? Czeka na kolejny rozdział? Czy mam dla kogo pisać?
Proszę, jeżeli macie chwilę to powiedzcie mi czy... Jest sens poświęcać popołudnia na pisanie dla was, czy raczej powinnam skończyć z tym blogiem.
Pozdrawiam Was, ściskam mocno i proszę, dajcie mi światełko nadziei.
BTW jak podoba się LWWY, teledysk i sama piosenka? ♥
Ja się zakochałam *.*
Przepiękny wystrój bloga zawdzięczam Szczególnie niewidocznej. z bloga "Skrawek nieba." Jeszcze raz Ado, dziękuję bardzo za poświęcony czas. ♥ Szablon jest przepiękny.
sobota, 22 września 2012
piątek, 31 sierpnia 2012
Bo Aleksji się nudzi.
Zapewne wiele z was korzysta teraz z wakacji jednak ja siedzę w pokoju i się nudzę i tak sobie pomyślałam... Że może, któreś z was chciałyby sobie ze mną pogadać. Co powiecie na twitcam?
Oto link: KLIK
Ja siedzę i tak się nudzę więc jak coś to wpadajcie :)
Ściskam miśki ♥
Oto link: KLIK
Ja siedzę i tak się nudzę więc jak coś to wpadajcie :)
Ściskam miśki ♥
niedziela, 26 sierpnia 2012
Nowy blog!
Siema Moje Koliberki! Co tam u was? Jak wam leci? Mam nadzieję, że dobrze i jestem pewna iż ostatni tydzień wakacji wykorzystacie jak najlepiej. Tylko grzecznie tam!
Jednak wrócę do mojego bloga a więc...
Wiem, że ta grupka wspaniałych osóbek, które regularnie zaglądają na BLBY nadal czekają na kolejny rozdział i jestem wam za to wdzięczna. Teoretycznie posiadam jakiś plan i zarys akcji, chcę to zapisać ale nie mam motywacji do tego. Jednak... Jeżeli bardzo zależy wam na czytaniu tych bredni, które wychodzą spod mojego pióra to wraz z Gab z bloga http://bloggerkagabrielle.blogspot.com/ postanowiłyśmy napisać coś razem. Stworzyłyśmy historię, która mam nadzieję przypadnie wam do gusty, gdyż jest trochę inna niż te wszystkie, które spotykamy w blogosferze. Na razie możecie znaleźć tam dopiero pierwszy post, który w całości jest autorstwa Gabi, jednak lada moment pojawią się już rozdziały, które będziemy razem tworzyć.
Oczywiście liczymy na wasze szczere opinie i zaangażowanie w czytanie ponieważ to właśnie czytelnicy nadają siły i chęci do tworzenia autorom. :)
Ach i oczywiście tu jest adres: http://gabi-aleksja-story.blogspot.com/
A teraz wracam do pisania dla Was! ♥
Zdrówka Miśki.
Jednak wrócę do mojego bloga a więc...
Wiem, że ta grupka wspaniałych osóbek, które regularnie zaglądają na BLBY nadal czekają na kolejny rozdział i jestem wam za to wdzięczna. Teoretycznie posiadam jakiś plan i zarys akcji, chcę to zapisać ale nie mam motywacji do tego. Jednak... Jeżeli bardzo zależy wam na czytaniu tych bredni, które wychodzą spod mojego pióra to wraz z Gab z bloga http://bloggerkagabrielle.blogspot.com/ postanowiłyśmy napisać coś razem. Stworzyłyśmy historię, która mam nadzieję przypadnie wam do gusty, gdyż jest trochę inna niż te wszystkie, które spotykamy w blogosferze. Na razie możecie znaleźć tam dopiero pierwszy post, który w całości jest autorstwa Gabi, jednak lada moment pojawią się już rozdziały, które będziemy razem tworzyć.
Oczywiście liczymy na wasze szczere opinie i zaangażowanie w czytanie ponieważ to właśnie czytelnicy nadają siły i chęci do tworzenia autorom. :)
Ach i oczywiście tu jest adres: http://gabi-aleksja-story.blogspot.com/
A teraz wracam do pisania dla Was! ♥
Zdrówka Miśki.
piątek, 17 sierpnia 2012
Dwadzieścia jeden.
Słyszałam kiedyś, że w samotności kawa dłużej stygnie i łzy
są bardziej słone, że każda sekunda trwa tyle co minuta, a poszczególna minuta
przeradza się w godzinę. Wszystko się wydłuża i nabiera tej negatywnej siły,
ujemnego działania, które ma zły wpływ na człowieka. Dołuje go, ściąga na dno
niżej i niżej. Jego umysł przepełniony jest samymi złymi, błędnymi myślami.
Dlaczego zrobiłem tak, a nie inaczej? Co by było, gdyby? Siedzimy zamknięci w
czterech ścianach nawet nie wiedząc, że każde takie zachowanie coraz bardziej
osłabia naszą psychikę. Sprawia, że zapominamy o pozytywnych elementach świata.
Delikatnie pchnęłam duże, drewniane drzwi. Wszystkie światła
były w domu pogaszone a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Pamiętam jak
jeszcze podczas rozmowy z Tony’ m, obiecałam sobie, że wszystko z Zaynem
wyjaśnię, załatwię. Marzyłam, żeby było tak pięknie jak wcześniej. Żebym żyła
dalej mając wrażenie, że jest on zwykłym nastolatkiem. Codziennie rano
spotykała go w szkole i śmiała się do rozpuku. Nawet podczas lekcji uśmiechała
się, na samą myśl o tym, co jeszcze kilka minut temu powiedział, czy zrobił.
Był wspaniałym człowiekiem, takim światełkiem w tunelu, które idealnie
oświetliło moją szarą rzeczywistość. To on, pierwszy po śmierci rodziców,
wywołał uśmiech na mojej twarz ale też, momentalnie go odebrał. Jakby ktoś
zaplanował, że w moim życiu nigdy nie będzie z górki, łatwo. Twierdził, że problemy
są nieodłączną częścią mojego bytu. Wiecie tak jak oddychanie, jeżeli tego nie
robisz nie jesteś w stanie przeżyć.
Po cichu zdjęłam czarne trapery i weszłam do niewielkiego
holu. Dom był pusty, samotny. Każda żywa dusza, która go zamieszkiwała zniknęła.
Nie wiedziałam gdzie w tym momencie są i zbytnio mnie to nie interesowało.
Możliwe, że właśnie odezwała się moja egoistyczna natura. Możliwe, że nie
obchodziło mnie to, co dzieje się z innymi, jednak czy innych obchodziło to, co
dzieje się ze mną?
Z czarnym, przewieszonym przez ramię płaszczykiem, niczym ta
myszka po cichu, na paluszkach zaczęłam wchodzić po schodach. Nawet nie
kłopotałam się z zapaleniem światła. Ciemność w ostatnim czasie stała się
pewnego rodzaju przyjemnością, ukojeniem. Takim momentem spokoju, kiedy to
zamykając oczy, najłatwiej było udać się do krainy snu. Nie zwracałam uwagi na otoczenie.
Mechanicznie, prawie jak ten robot nastawiony na odpowiednią pracę systemu,
weszłam do pokoju i położyłam na skórzanej sofie. Rozgrzany policzek dotknął
zimnej powierzchni a po całym moim ciele przeszły delikatnie ciarki. Prawą ręką
zaczęłam szukać telefonu, który zaraz po wyjściu ze szkoły wyłączyłam. Nie miałam
ochoty odbierać żadnych SMS-ów czy połączeń, bez znaczenia kto by chciał się ze
mną skontaktować. Bez znaczenia…
Nie, kogo ja oszukuję. Prawda była taka, że uciekałam.
Uciekałam przed szczerą rozmową. Najpierw unikałam jej w szkole. Chowałam się
niczym ten winny wszystkiemu tchórz a później, jak to się mawia, dałam nogę.
Jednak dlaczego? Bałam się? Ale czego?
Zażenowana pokręciłam głową i uruchomiłam niewielkie
urządzenie. Powitalny napis i wyprowadzając z równowagi melodyjka. Tak, jakby
nie było nic przyjemniejszego, dodającego otuchy.
Westchnęłam cicho i z niecierpliwością, która kłębiła się w
zakamarkach mojej osobowości czekałam, aż system się załączy i w końcu
poinformuje mnie jak wiele opuściłam, na ile się zamknęłam.
Dwanaście nieodebranych połączeń, średnio co pół godziny
oczywiście każde od tego samego nadawcy. Szybko wzrokiem przeleciałam po
liście. Nikt poza Malikiem nie próbował się ze mną skontaktować.
Zależało mu? Czy to, co powiedział Tony było prawdą, że
słynnemu na cały świat chłopakowi zależało właśnie na mnie.
‘Nie łudź się’, skarciłam samą siebie w myśli i schowałam telefon
pod poduszkę. Elektryczny zegarek stojący na biurku wskazywał godzinę
siedemnastą pięćdziesiąt sześć a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić.
Teoretycznie powinnam była zacząć odrabiać lekcje, zająć się czymś co
odciągnęłoby mnie od tego całego bałaganu i myśli związanych z kilkoma
ostatnimi dniami. Jednak nie miałam ochoty na siedzenie z nosem w książkach,
nie umiałam się uczyć kiedy tak wiele działo się w moim życiu.
‘Przesadzasz dziewczyno! Weź się w garść, przeżywasz tą
sprawę bardziej niż śmierć rodziców’, skarcił mnie jakiś wewnętrzny głos,
jednak czy nie miał racji? Czy przypadkiem nie użalałam się teraz bardziej niż
tych kilka tygodni wcześniej. Co się ze mną działo?!
‘Może ty się po prostu zakochałaś!’, znowu ten parszywy
szmer, rozsądek się odzywa? Nie, rozsądek nie gadałby takich głupot.
-Zwariowałam – szepnęłam i powoli wstałam z kanapy. Złapałam
czarną podkoszulkę leżącą na krześle i leniwie powlekłam się do łazienki.
Miałam chociaż odrobinę nadziei, że pod prysznicem, w strugach ciepłej wody
chociaż na chwilę zapomnę o tym zimnie, które zaczynało mnie ogarniać. Wyobrażę
sobie przeszłość i zamykając oczy, powrócę na chwilę do niewielkiego domku na
obrzeżach Dublinu.
Kąpiel nie trwała długo, powrót do przeszłości nie trwał
długo a zamykając za sobą drzwi i wycierając włosy, znowu zawitałam do szarej
rzeczywistości. Chociaż pod prysznicem siedziałam około trzydziestu minut to w
tym czasie żaden z domowników nie powrócił. Nadal byłam w domu sama jak palec,
samiuteńka z ciemnością i problemami, których miałam już powyżej uszu.
-Don't want to be an
American idiot- oprzytomniałam kiedy po uśpionym mieszkaniu rozbrzmiał
dźwięk mojego dzwonka. Przyspieszyłam lekko kroku i nie zwracając na nic uwagi
wbiegłam do pokoju, złapałam telefon i nawet nie sprawdzając kto dzwoni
zamaszystym gestem nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak – powiedział z nutką zdenerwowania.
-Ann? – po drugiej stronie usłyszałam zaskoczony głos Malika
i dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie zwróciłam uwagi kto dzwoni.
‘Oj głupia, głupia’, skarciłam się w myśli i przełknęłam
ślinkę. Nie wiedziałam co powiedzieć, miałam wrażenie, że ogromna gula rozmiaru
piłki do tenisa wyrosła mi w gardle.
-Odebrałaś? – kolejny raz do moich uszu dobiegł głos
chłopaka, melodyjny, spokojny i ciepły, który został przerwany podłą ciszą.
-Tak – szepnęłam czując jak serce skacze mi pomiędzy
płucami, jakby za chwilę miało wyskoczyć i polecieć w przestworza. Przymknęłam
delikatnie oczy z nadzieją, że ta rozmowa nie potrwa długo – Jednak to zwykły
przypadek – dodałam po chwili i w tym samym momencie gdzieś z dala usłyszałam
ciche piszczenie. Dzwonek do drzwi.
‘Nie za dużo tych dzwonków jak na jeden moment?!’,
pomyślałam mimowolnie, jednak po chwili frustracja ustąpiła miejsca
zakłopotaniu. Możliwe, że to ktoś z domowników wrócił a ja, tak obijam się z
otworzeniem.
-Poczekaj chwilę, muszę otworzyć drzwi. – szepnęłam i
truchcikiem zbiegłam na dół. Nawet nie pamiętałam faktu żebym je zamykała,
jednak to co działo się ostatnio w mojej głowie przerastało ludzkie wyobrażenia,
więc bardzo prawdopodobne, że ten jeden jakże nudny czyn umknął mojej uwadze.
Przekręciłam dwukrotnie klucz i nacisnęłam metalową klamkę.
-Przypadek powiadasz? – po drugiej stronie, na zewnątrz stał
Zayn. W całej swojej okazałości, oświetlony promieniami padającymi z ulicznych
lamp. Na swój sposób uroczy i tajemniczy nerwowo przygryzał dolną wargę. W
prawej dłoni trzymał telefon, który podtrzymywał połączenie.
-Idzie na twój koszt – powiedziałam starając się uniknąć
jego spojrzenia. Nie wiedziałam jak powinnam się w tym momencie zachować. Serce
najchętniej przeprosiłoby go za wszystko i wzięło całą winę na siebie,
natomiast rozum i urażona duma chciały zamknąć mu drzwi przed nosem.
-Zapomniałem – momentalnie spojrzał na wyświetlacz i
zakończył połączenie po czym ponownie przeniósł swój wzrok na mnie a ja czułam,
że gdzieś na plecach zaczyna pojawiać się gęsia skórka. Dopiero teraz dotarło
do mnie, że stoję przed Zaynem w za dużym, czarnym podkoszulku z logo SIMPLE
PLAN, nawet nie założyłam kapci na stopy. Na policzkach zaczęły pojawiać się
dwa ogromne rumieńce. – Nie jest Ci zimno? – zapytał z zatroskaniem w głosie.
-Jest – powiedziałam nadal patrząc na gołe stopy.
-Wejdźmy do środka – zaproponował po chwili zastanowienia –
Wiem, że możesz nie chcieć ze mną rozmawiać jednak to Cię nie ominie. Uważam,
że zasługujesz na wyjaśnienia – mówił powoli, jakby analizując każde słowo,
które wypływało z jego ust.
Kiedy tak staliśmy w progu domu miałam wrażenie, że nadal
jest on tym, za kogo go uważałam. Zwykłym uczniem Tong High School.
-Chodź – powiedziałam robiąc mu przejście. Sama do końca nie
wiedziałam czy było to spowodowane chęcią usłyszenia wytłumaczenia czy zwykłą
pychą oraz faktem, że przez kolejnych kilka, może kilkanaście minut będę mogła
słuchać jego głosu, bez znaczenia co planował mówić. – Idź na górę, pamiętasz,
który pokój?
-Nie trudno zapomnieć – zdjął buty i udał się na górę,
natomiast ja postanowiłam zaparzyć herbatę. Teoretycznie dobra pani domu
powinna najpierw zapytać gościa czy tak ową chce, jednak nikt nie był ideałem.
Metalowa tacka z dwoma kubkami i cukierniczką wylądowała na
niewielkim stoliku, który stał naprzeciwko skórzanej kanapy. Obróciłam się
delikatnie w stronę bruneta, który zawzięcie oglądał zdjęcia poustawiane na
półkach.
-Powiesz coś wreszcie – wydusiła z siebie, przy okazji
krzyżując ręce na klatce piersiowej. Podobno ten gest był oznaką zamknięcia się
na drugą osobę. Sygnałem dla rozmówcy, że nie jest mile widziany w mojej
przestrzeni, darzony zaufaniem.
-Tęsknisz za nimi? – wziął do ręki ramkę ze zdjęciem, na
którym znajdowałam się razem z Daphne i Tomem. Fotografia została zrobiona na
osiemnastce Toma. Staliśmy jak zawsze we trójkę, nasz rodzynek na środku a my
po bokach. Little D uśmiechnięta delikatnie, zmysłowo a ja śmiejąca się do
rozpuku. Nigdy nie umiałam zachować spokoju podczas robienia zdjęć.
-Chyba nie o tym mieliśmy rozmawiać – odtrąciłam temat
przyjaciół, chociaż tak naprawdę zazwyczaj potrafiłam mówić o nich godzinami.
Chłopak zrezygnowany odstawił ramkę i spojrzał w moją stronę. Dopiero teraz,
przy lepszym świetle – które pozwolił sobie zapalić – zauważyłam, że brakuje
czegoś w jego oczach. Zniknęły te wesołe iskierki, a pojawił się pewnego
rodzaju smutek.
-Nie chciałem żeby to tak wyszło. Wszystko miało wyglądać
inaczej – zaczął a ja znudzona usiadłam na kanapie. Słyszałam to już.
Słyszałam, że chciał zaznać życia normalnego nastolatka, zobaczyć jak to jest
gdy ludzie lubią go bez etykietki gwiazdy.
-Wiesz, że już to słyszałam? – spojrzałam na czerwoną ścianę
jakby była jednym z ciekawszych elementów do obserwacji.
-Tak… Wiem… – przerwał na chwilę jakby analizując co ma
dalej powiedzieć. Także usiadł na kanapie jednak w pewnej odległości,
zachowując dystans. – Ale nie chodzi o samą tą akcję z ukrywaniem… Zatajaniem
prawdy o mnie i zespole. Jest też kilka innych kwestii…
-Jakich innych kwestii? – spojrzałam w jego kierunku.
-Chodzi o to… - przymknął delikatnie oczy, jakby bał się, że
za chwilę poznam gorszy jego sekret niż to czego dowiedziałam się z telewizji.
– Jak myślisz kiedy tak naprawdę, poczułem się jak skończony dupek? – wyrzucił
z siebie po chwili.
-Skończony dupek? – zapytałam zaskoczona.
-No tak, jak sądzisz kiedy?
-Sama nie wiem – zaczęłam uważnie analizować naszą rozmowę w
sali muzycznej – Gdy wybiegłam zapłakana?
-Prawie, wtedy to już moja perfidność osiągała zenitu, byłem
uświadomiony, że przesadziłem – spojrzał na mnie opierając się łokciami o
kolana. W tej pozycji wydawał się taki bezbronny, zamknięty w sobie i może
nawet przestraszony otaczającym go światem.
-To kiedy? – zapytałam przyglądając mu się uważnie.
-Kiedy wytknąłem Ci sprawę z rodzicami. Wtedy miałem
wrażenie, że co bym nie zrobił, nie powiedział już mi nie wybaczysz – przygryzł
delikatnie dolną wargę i schował twarz w dłonie.
Moje serce ogarnęła fala ciepła, przypływ radości oraz to
ukłucie, które spowodował kolejny powrót do śmierci rodziców. Jednak wiedziała,
że ten ból pozostanie już ze mną na zawsze. Możliwe, że z czasem złagodnieje,
jednak nigdy nie odejdzie. Ponieważ jeżeli kogoś kochamy, to tęsknimy, gdyż
tęsknota ta prawdziwa, płynąca z serca jest oznaką prawdziwej miłości.
-Dlaczego… - wciągnęłam głęboko powietrze – Dlaczego tak
bardzo zależy Ci na moim wybaczeniu? – zapytałam starając się opanować drżenie
głosu.
Widziałam jak Zayn zastanawia się nad odpowiedzią. Jak jego
mięśnie się napinają, kiedy to starał się wszystko sobie poukładać.
-Pamiętasz jak pierwszy raz na siebie wpadliśmy? – zapytał a
na jego ustach pojawił się delikatny, przelotny uśmiech. Niespiesznie przeniósł
wzrok na mnie a ja tylko pokiwała dla potwierdzenia głową. – Już wtedy
wydawałaś mi się inna. W pewnym sensie zagadkowa i czysta jak karta papieru,
szczęśliwa i przepełniona goryczą życia. Miałem wrażenie, że jesteś zagubiona i
to nie tylko w szkole, ale także w tym świecie. Jakbyś balansowała pomiędzy
dwoma istotnymi częściami twojego życia. Przeszłością, która Cię doświadczyła
jednak nie chcesz jej pozostawić, oraz przyszłością, tym co jeszcze nie
nastąpiło, ale się wydarzy. Nie chciałaś pozostawić ani jednego, ani drugiego
chociaż czułaś, że musisz się oderwać od tego pierwszego…. – przerwał na
chwilę.
-Skąd Ci takie rzeczy przyszły do głowy?
-Ludzie są jak otwarta księga. Wiele można wyczytać z ich
zachowania, sposobu uśmiechania się czy też samego stylu mówienia. Za każdym
razem kiedy rozmawialiśmy zgrywałaś nieprzystępną chociaż widziałem w twoich
oczach, że chcesz się otworzyć. Zacząć wszystko od nowa. Natomiast kiedy już
się otwierałaś, pojawiała się momentalna pustka, jakbyś czuła się jak
zdrajczyni. – Uśmiechnął się delikatnie. Miałam wrażenie, że chłopak przejrzał
mnie na wylot. – Zafascynowało mnie to i postawiłem sobie za cel, że Ci pomogę,
pomijając oczywiście fakt, że nie rzuciłaś mi się na szyję – wywrócił oczami –
To naprawdę miałem wrażenie, że potrzebujesz pewnego wsparcia i chciałem Ci je
dać, ponieważ dobrze wiedziałem jak wiele znaczy pomoc drugiego człowieka.
-Dlatego nie dawałeś mi spokoju? – zmarszczyłam delikatnie
czoło – Ponieważ chciałeś mi pomóc?
-Chciałem sprawić żebyś nie czuła się sama w tej dżungli –
wyprostował się gwałtownie – Ludzie tutaj są naprawdę różni.
-Jednak jaki to ma
związek z przebaczeniem? – zapytałam ponownie – Ponieważ jakoś nie widzę
powiązania. Po jego ustach przemknął kolejny, delikatny uśmiech.
-Byłem pierwszą osobą w Tong High, której zaufałaś… -
przerwał na chwilę – Możliwe, że nie do końca, jednak zaufałaś, natomiast ja
Cię zraniłem. Po pierwsze zataiłem sprawę z One Direction, po drugie kazałem
zrobić to też chłopakom, po trzecie podczas ostatniej rozmowy zachowałem się
jak skończony idiota i po czwarte… Sprawiłem, że znowu czułaś się sama –
obrócił się w moją stronę. – A tego nie chciałem, za każdym razem gdy widziałem
Cię na szkolnym korytarzu czytającą czy słuchającą muzyki, niby tak bliską a
jednak odległą. Wiedziałem, że ciągle powracasz do przeszłości, chociażby
poprzez pamiętnik mamy. – Jego czekoladowe tęczówki swoim stoicki spokojem
muskały moją twarz. Czułam się taka naga, chociaż nadal byłam w mojej ulubionej
koszulce, jednak ten chłopak przejrzał mnie na wylot. – Polubiłem Cię Ann i nie
chcę żeby to wszystko się tak skończyło. Wiem… Wiem, że teraz mi nie ufasz.
Masz mnie za swojego rodzaju zdrajcę jednak… Każdy zasługuje przecież na drugą
szansę. – przyglądał mi się stale, natomiast ja sama nie wiedziałam co mam
powiedzieć. Jak się zachować. Czy rzucić się mu na szyję? Czy może jednak
zachować stoicki spokój, bez oznak jakiejkolwiek uległości?
Cisza i napięcie, które narodziło się pomiędzy nami były
przerażające. Miałam wrażenie, że jeżeli czegokolwiek w tym momencie nie zrobię
to świat eksploduje.
-Dziękuję – szepnęłam i przytuliłam się do chłopaka.
Podważałam jakiekolwiek zasady, które sobie postawiłam? Podważałam wszystkie
dotychczasowe przemyślenia? Możliwe, jednak dopiero teraz kiedy usłyszałam tak
wiele prawdy z jego ust, zrozumiałam, że cała ta sprawa z zespołem w porównaniu
do tego wszystkiego co dla mnie zrobił była niczym. Zwyczajną błahostką,
banałem na poziomie dziecka z przedszkola.
Poczułam jak ręce Zayna obejmują delikatnie moje ciało a po
chwili jedna z nich delikatnymi, niespiesznymi ruchami zaczyna gładzić plecy.
Po moich policzkach spływały maleńkie łzy a do nozdrzy docierał zapach
chłopaka. Przyjemne męskie perfumy, które przyprawiały o zawrót głowy każdą
dziewczynę.
-Przepraszam – usłyszała melodyjny głos chłopaka niedaleko
mojego ucha.
Czułam jak mocno bije moje serce, czułam jak pocą mi
się ręce i gdzieś nad głową odczuwałam zrównoważony oddech chłopaka. Nie
wiedziałam co mam powiedzieć. Zwykłe „Przeprosiny przyjęte” były tu zbędne.
Jakiekolwiek słowa były niepotrzebne. Jedynym na co odważyłam się w tym
momencie był mocniejszy uścisk, dokładniejsze przylegnięcie do ciała chłopaka,
do jego klatki piersiowej. Dopiero teraz czułam, że serce Zayna też wariuje,
tak samo jak moje. Delikatny uśmiech
wpłynął
mi na twarz. Całą sobą na tę chwilę marzyłam tylko o jednym… żeby już tak
pozostało.
_________________________________________________________
Na wstępie pragnę powiedzieć "NIE ZABIJAJCIE MNIE!" Błagam dajcie mi żyć! Nie moja wina, że wena mnie opuściła i tak długo nic nie dodawałam a jak dodałam to nie ma rewelacji. Przepraszam! No przepraszam nie gniewajcie się!
Spokojnie...
Tak... Więc, cześć. O co mi dzisiaj chodzi? Zaskoczeni, że jeszcze żyję? Taak. Słuchajcie...
Wiem, że w ostatnim czasie nic nie pisałam, nie dodawał rozdziałów... Prawie jakbym umarła jednak ja tu zawsze byłam. Wielokrotnie otwierałam Worda i chciałam coś stworzyć, jednak po chwili wymiękałam. Pomijając fakt, że wena mi nie dopisywała to jeszcze... W ostatnim czasie korzystałam z wakacji pełnymi garściami. Masa wyjazdów i spotkań ze znajomymi, jednak przez cały ten czas pamiętałam o was. Wiedziałam, że są tutaj jednostki, której nadal czekają i czekać będą na kolejną serię moich wypocin. Dziękuję wam za tą lojalność. Mam nadzieję, że na zawsze pozostaniecie i nadal będziecie czekać ♥ Dziękuję.
PS Gabi jesteś głupia ale Cię uwielbiam! ♥
PS2 Przepraszam, że takie krótkie podsumowanie ale śpieszy mi się :D
PS3 Gabi nie bij ja żartowałam!
PS4...
PS5 Albo i nie!♥
niedziela, 8 lipca 2012
Dwadzieścia.
Ułamek sekund. Chwila, a twoje życie się zmienia. Pojawiają
się ludzie, odwiedzasz miejsca i robisz rzeczy, które na zawsze potrafią
wszystko odwrócić. W mgnieniu oka huragan niszczy dorobek całego życia, czy
ktoś odchodzi. Na każdy ruch, gest wystarczy tylko chwila. Ta jedna, jedyna.
Niepowtarzalna. Czasami zdaje się nam, że mamy wszystko. Pieniądze oraz
najbliższe nam osoby. Wydaje nam się, że unosimy się na obłoczku szczęścia.
Twierdzimy, że wszystko co osiągnęliśmy zawdzięczamy tylko sobie. Gdy nagle… To
znika? Może to był zwykły sen? De ja vu?
Przecież jeszcze chwilę temu promieniowałam. Cieszyłam się
jak szalona z tego, co mam. Balansowałam pomiędzy najbliższymi. Przyjaciółmi.
Rodziną. Byłam w takich zakątkach, które kochałam i… Spadłam. Zostałam sama.
Obudziłam się z amoku i zaczęłam krążyć. Pojawiły się krajobrazy tak bardzo mi
obce. Anglia. Londyn, aż w końcu Bradford. Miałam wrażenie, że nie pasuję do
tego miejsca. Gdzieś pod sercem czułam, że jestem zdana tylko na siebie. Na
dziewczynę o kasztanowych włosach, która przez pewnego rodzaju samolubstwo,
chęć wygranej, straciła wszystko. Gdybym nie poszła na zawody, rodzice tez by
nie chcieli tam być. Siedzieli by w domu i oglądali telewizję. Poczciwi
staruszkowie. Jednak nie. Rozpieszczonej panience zachciało się kolejnego
tytułu. Kolejnej statuetki do kolekcji. Przecież jeden raz stanąć na podium, to
za mało? No tak. Jej zawsze jest mało. Dla niektórych ten jeden raz, to
marzenie.
A później? Co było później, płacz i samotność. Rozpieszczona
jedynaczka, została sierotą. Zabrano jej to, co najważniejsze. Czuła, że jej
serce rozpadło się na drobne, jak mak kawałeczki. Wiedziała, że rozeszły się
one, po całym świecie. Troszkę tu, troszkę tam a jej samej zostało tak nie
wiele. Tylko tyle żeby organizm nie upadł.
Nowy świat, nowe miejsca, nowi ludzie i nagle masz wrażenie,
że części tej układanki powracają. Pojawiają się kolejne promyki szczęścia.
Kolejne uśmiechy na twoich ustach i chęć wstawania rano. Masz wrażenie, że
wszystko się powtarza. Wraca do ciebie szczęście, wraz z ludźmi. Może nie tymi
samymi, którzy już nigdy nie pojawią się przed tobą. Nie przytulą i pocieszą
czy też karcącym słowem nawrócą do posłuszeństwa. Na świecie nie ma takich
samych dwóch osób, jednak zdarza się tak, że każdy, kto stanie na naszej drodze
wnosi coś do naszego życia.
Wiem, że to trochę dziwne. Wiem, że jestem dziewczynką,
która ledwo skończyła szesnaście lat. Może nawet postronny obserwator
stwierdzi, że ledwo odrosłam od ziemi i nauczyłam się pisać a już chcę
dyskutować o egzystencji istoty z gatunku homo sapiens. Jednak życie mnie
doświadczyło. Możliwe, że nie tak jak niektóre osoby, jednak także na swój
sposób.
Teraz siedzę w niewielkiej kawiarni. Małym, przytulnym
pomieszczeniu, którego brązowo-żółte ściany ozdobione obrazami pochodzącymi z
najróżniejszych epoko, swoim nienagannym ciepłem i harmonią otulały każdego
klienta. Niewielkie miękkie fotele ozdobione czerwonymi wzorkami idealnie
harmonizowały się z całą kompozycją. Nawet ta biała filiżanka, która od ponda
godziny, stała na blacie przede mną w pewien, tajemniczy sposób, pasowała do
tego świata.
Kawałek porcelany. Niewielkie dzieło rąk ludzkich, wypełnione
do połowy brązową cieczą potrafiło się dopasować. Znaleźć swoje miejsce, bez
obaw, że coś je zaskoczy. Możliwe, że była tutaj od zawsze. Możliwe, że niczego
nie straciła, jednak nic nie stawało jej na drodze, żeby była tu gdzie jej
przeznaczenie. Czasami chciałabym być taką filiżanką. Ona nigdy, nie straciła
rodziców i wszystkiego na czym jej zależało. Nie pojawiła się w obcym miejscu i
nie poznała Zayna Malika… Chociaż w sumie kto wie? Może kiedyś ten brązowooki
chłopak, który od pierwszej rozmowy najwyraźniej bawił się w jakiś teatrzyk,
zapominając, że gra premierę, kilkakrotnie swoimi pełnymi, czasami ściągniętymi
w wąską kreskę ustami dotykał jej brzegów. Może tak jak ja siedział w tym
miejscu, z tą częścią układanki w dłoniach i myślał. Zastanawiał się jakie
błędy popełnił w swoim życiu, gdzie źle postawił krok ten jeden za dużo. Może…
Nie, to nie ta bajka. To nie ten świat. On żyje inaczej.
Celebryta, gwiazda estrady. Człowiek, którego nazwisko zna każda jednostka.
Osoba, o której piszą poranne dzienniki i za którą biegają spragnieni plotek
dziennikarze. Zayn nie należy do tego samego wymiaru co ja. Jest jak wampir,
żyje w innym świecie z taką różnicą, że jego jest prawdziwy a historia słynnego
Edwarda od Belli zmyślona. Jednak czy przypadkiem, nasz pan Cullen na początku
też nie odgrywał zwykłego śmiertelnika, jak Malik? Oczywiście, chciał żyć –
jeżeli w jego przypadku można nazwać to życiem – jak przeciętny człowiek. Bez
tej całej historii z przeszłości. Niby wszystko się udawało, jednak do czasu… Zawsze
pojawiają się jakieś komplikacje u słynnych zakochanych, ferelny wypadek, gdy
nagle Bella zaczęła węszyć aż… Dowiedziała się tego i owego. Tak samo u nas,
jednak z taką różnicą, że ja miała podane wszystko jak na tacy. Jeden program,
jeden wywiad i cała historia odwraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko
się zmienia.
Bladą ręką chwyciłam za telefon, który leżąc obok filiżanki,
starał się dotrzymać jej towarzystwa. Rozmawiali o czymś? Może nawet wymienili
się kodami kreskowymi, żeby jeszcze kiedyś „pogadać”.
Cyfrowy zegar, na wyświetlaczu elektronicznego urządzenie
pewny siebie, że nikt nie zwróci mu uwagi, bez żadnych skrupułów starał się mi
uświadomić, że już dawno wybiła godzina piętnasta czyli według mojego
nieistniejącego planu dnia, w tym momencie powinnam wracać do domu. Czy może
nawet już w nim być. Jednak ja, jak zwykle robiłam wszystko inaczej, w sumie
miałam do tego prawo. Jak każdy. Miałam prawo, do własnego systemu
postępowania. Jeżeli tylko wiedziałam jakie mogą być skutki. Chociaż w sumie…
Wielokrotnie robi się rzeczy, nie myśląc o przyszłości, bo po co?
Czułam, że moje myśli zataczają błędne koło. Każde
rozmyślanie wybija z taktu, jednak po chwili wraca na ten sam tor. Czułam, że
wszystko skupia się na jednym. Na osobie Zayna Malika. Podświadomość starała
się mi wmówić, że to sentyment nawiązuje do tych, czy innych spraw jednak ja
dobrze wiedziałam do czego każda pojedyncza myśl dąży. Wszystko kojarzyło mi
się z jego osobą. Począwszy od pojawienia się tutaj, poprzez pierwszy dzień
szkoły i płynnie skończywszy na rozmowie w stołówce, która właśnie teraz, z
czarnej niewiadomej przemieniała się w jasny punkt. Dopiero w tym momencie
rozumiałam, do czego sprowadzały się te wszystkie pytania czy go nie poznaję,
czy naprawdę nie wiem kim jest. On się upewniał. Sprawdzał czy w moim
towarzystwie, śmiało będzie mógł skosztować normalności, a ja, jak ta idiotka,
dałam się nabrać.
-Ładnie to tak uciekać z lekcji? – usłyszałam nad sobą
znajomy głos. Moje szare oczy, niespiesznie powędrowały ku górze. Nie miałam
siły na jakąkolwiek dyskusję na temat, mojej nieobecności na ostatniej lekcji.
Nie miała ochoty na opowiadanie tego, co się przytrafiło i nawet nie chciałam
wiedzieć, co ktokolwiek inny o tym myśli.
-Cześć, Tony – wypranym z jakichkolwiek uczuć głosem,
przywitałam się z blondynem. Nie wiedziałam co mam więcej powiedzieć. Nawet nie
chciałam nic więcej mówić, czując, że będzie to najlepszym rozwiązaniem.
-Ann… - zatroskany szept chłopaka rozbrzmiał w mojej głowie
niczym sygnał. W umyśle zapaliła się czerwona lampeczka. Wiedziałam, że taki
ton nie wróżył nic dobrego. Za chwilę pojawią się pytania, która zazwyczaj
niejednego wyprowadzają z równowagi.
Cichy zgrzyt rozległ się po sali. Dźwięk przesuwanego po
drewnianych panelach krzesła i ciche westchnięcie przyszłego towarzysza rozmowy,
nie wróżyły nic dobrego.
-Nie mam ochoty o tym gadać – odwróciłam wzrok w stronę
okna. Pusta ulica w tym momencie, okazała się jednym z najciekawszych elementów
do podziwiania. Jedynym punktem na którym mogłam zawiesić wzrok. Elementem,
który pomagał mi uciec przed szmaragdowo zielonymi oczami Tony’ ego.
-Rozmowa zawsze pomaga… - swoim aksamitnym głosem, całkiem
innym niż ten Zayna. Głosem bez tego ciekawego, pakistańskiego akcentu i nutki
melodyjności, starał się sprawić żebym go posłuchała. Chciał, żebym się wygadała?
Twierdził, że to pomoże?
-Nie mój drogi. Na tym świecie nie ma siły do sklejenia
serca, które tak wiele wycierpiało. Nie ma takiej mocy, która naprawi zranione
uczucia, cofnie wypowiedziane słowa czy przywróci życie. Nie ma siły, która
usunie z naszego życia jakiś element sprawiając, że będziemy mieć wrażenie, że
był on tylko złym snem. Nie chce o tym gadać… – spojrzałam na kolegę, który ze
splecionymi na piersi dłońmi przyglądał mi się uważnie. Jego zielone oczy
przeszywały mnie na wylot. Czułam, że jakaś niepojęta moc, która drzemie w tym
spojrzeniu potrafi odczytać każdą moją myśl. Poznać każdy sekret.
‘Jak Malik’, pomyślałam, jednak po chwili gwałtownie
potrząsnęłam głową. Nie pojęte było, jak wiele rzeczy kojarzyło mi się z
Zaynem. Nierealne wydawało się, że chociaż znaliśmy się niespełna tydzień, ja
tak wiele z nim łączyłam. Nawet najzwyklejszy sposób patrzenia, jednej osoby,
na drugą. Co najdziwniejsze tak różnej osoby, gdyż Tony i Zayn byli swoimi
idealnymi przeciwieństwami. Po jednej stronie brunet o brązowych oczach,
natomiast na drugiej bramce widzimy zielonookiego blondyna. Tutaj sportowiec a
tam piosenkarz. Na prawo zwykły człowiek, po lewo celebryta. Inni. Jak ogień i
woda, całkowicie przeciwni. Fragmenty układanki, które pod żadnym względem do
siebie nie pasują. Chociaż? Możliwe, że gdzieś tam w środku mają coś ze sobą
wspólnego? Jakiś szczegół, znany tylko nielicznym.
-Nie powiedziałem, że ty masz gadać. Ja jedynie
stwierdziłem, że rozmowa zawsze pomaga – uśmiechnął się do mnie delikatnie, a
ciepło jakie promieniowało od tego człowieka, ogarnęło moje zmęczone, całym
dniem ciało. – Jeśli chcesz to ja mogę mówić, ponoć jestem w tym dobry a może,
właśnie w jakiś sposób pomogę? – wzruszył ramionami a ja z rozbawieniem
pokręciłam głową.
‘Nie, on nie jest taki jak Malik’, poprawiłam swoją
poprzednią myśl. Kolejne przeciwieństwo, które ich dzieliło. Ten chłopak sam
rwał się do rozmowy. Chciał gadać, opowiadać chociaż ja wolałam milczeć.
Natomiast Zayn? Uszanowałby moje zdanie. Siedziałby naprzeciwko i nawet nie
szepnął słowa, dopóki ja bym się nie odezwała.
-Skoro czujesz taką potrzebę gadania – przymrużyłam
delikatnie oczy – Tylko, co ty takiego, masz do gadania?
-Zobaczysz w swoim czasie – szepnął i poruszył zabawnie
brwiami a ja wywróciłam oczami. Chłopak najwyraźniej swoim zachowaniem chciał
mnie rozśmieszyć, może w pewien sposób zaciekawić, jednak jak na razie,
niewiele mógł wskórać.
-Więc słucham – ponagliłam go, krzyżując ręce na klatce
piersiowej. Kiedyś słyszałam, że taka pozycja daje twojemu rozmówcy do
myślenia, że jesteś na niego zamknięty, że pragniesz zachować coś dla siebie,
nie dopuszczając nikogo innego. Jednak, czy tak było w moim przypadku? Czy
chciałam zamknąć się na świat? Nie, raczej nie. Chciałam żyć jak normalna,
szczęśliwa nastolatka bez problemów, smutku i łez.
-Jak byłem mały, mój ojciec co wieczór siadał na brzegu
łóżka i gładził mnie po głowie – zaczął opierając się o stolik. Widziałam jak
wyraz jego oczu, diametralnie się zmienił. Zauważyłam tę nutkę sentymentu,
która pojawiła się ni stąd, ni zowąd. – Każdego wieczora, bez znaczenia czy
wrócił późno z pracy, czy był przepełniony energią, przychodził i dawał znać,
jak bardzo mu na mnie zależy. Na jedynym synu, którego dał mu Bóg. Był dla mnie
nie tylko ojcem i Aniołem Stróżem ale także przyjacielem, jedynym w swoim
rodzaju. Kumplem do zabaw, którego nigdy nie miałem wśród rówieśników.
Zazwyczaj stałem na uboczu. Nie bawiłem się z chłopakami na trzepaku i nie
biegałem za piłką – mówił jakby był w transie, natomiast ja nie mogłam uwierzyć
w to wszystko. On nie był duszą towarzystwa? Nie miał przyjaciół? Nie pasowało
mi to, do tego Tony’ ego, który chodził ze mną do klasy, grał w szkolnej
drużynie i miała multum znajomych. – Wiem, że wydaje Ci się to dziwne –
skomentował, jakby odgadł moje myśli – Jednak cóż, taka prawda byłem
wyrzutkiem. Mieszkaliśmy w niewielkiej, nadmorskiej miejscowości. Chociaż mój
ojciec był tam znanym i szanowanym policjantem, cóż mnie ta popularność się nie
udzieliła. Wiesz, byłem tak zwanym luzerem. Okrągłe okularki i nos w książkach.
Jedyną pasją jaka mnie cieszyła i naprawdę zajmowała były samoloty. Wiesz
drewniane modele sprawiały, że miałem gęsią skórkę. Kręciło mnie to tak
naprawdę, najmocniej na świecie. Jednak w pewnym momencie nastąpił przełom.
Wiosna dwa tysiące piątego roku. – westchnął cicho i przeniósł wzrok ze mnie,
na porcelanową filiżankę – Ojciec spakował walizki i powiedział, że musi lecieć
do Danii. Odbywało się tam jakieś szkolenie dla policjantów. Teoretycznie nie
było obowiązkowe, jednak tata zawsze chciał być na czasie. Wiedzieć co się
dzieje w jego branży. Nawet najbardziej bezsensowna sprawa była dla niego na
wagę złota. Kochał to co robił i… - przerwał na chwilę żeby odetchnąć głęboko –
troszczył się o to bardziej, niż o mnie. Podczas tych kilku dni, kiedy miało go
nie być, odbywały się moje urodziny. Dzień, który świętowaliśmy razem. Jak
zawsze twierdził, najważniejszy dzień w jego życiu, dzień który tym razem miał
zamiar opuścić… Pokłóciliśmy się o to. Powiedziałem kilka słów za dużo. Dałem
mu do zrozumienia, że nigdy dla mnie nic nie znaczył. Rozumiesz? Każde jego
staranie zmieszałem z błotem, tylko dlatego, że nie chciał patrzeć jak
zdmuchuję świeczki. Nawet kiedy pojechał na lotnisko, nie zabrałem się z nim.
Nie chciałem patrzeć jak ten pseudo zdrajca wsiada do samolotu, maszyny, którą
tak bardzo kocham. Nie przytuliłem się do niego i nie powiedziałem, że będę
czekał, że jak wróci to wyciągniemy razem z lodówki kawałek ciasta i zjemy ten
jeden, czy dwa dni później. Wtedy czułem się taki zdradzony. Odrzucony na drugi
plan. Samotny. Jednak tak naprawdę nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka.
Chowałem jedynie urazę do ojca, zapominając kim dla mnie był. Nie chciałem do
siebie dopuścić wiadomości, że przesadziłem. Początkowo nie chciałem, ponieważ
kiedy to, do mnie dotarło zrozumiałem jak bardzo głupi byłem. Kilka godzin po
odlocie mama dostała telefon. Dzwonili do nas ze służb specjalnych z… -
odetchnął cicho -…kondolencjami. Wyrazić smutek, jak bardzo dotknęła ich strata
jednego z kumpli po fachu. – spuścił głowę w dół i oddychał cicho.
-Tony… - zaczęłam, chciałam coś powiedzieć. Jednak dobrze
wiedziałam, jak mało może dać zwykłe „Tak mi przykro”. Ten chłopak, tak jak ja
stracił ojca oraz najlepszego przyjaciela. Dwie osoby w jednym ciele.
-Spokojnie, już się z tym pogodziłem… Jednak, to nie koniec…
- ciągnął dalej a ja ucichłam jeszcze na chwilę – Cały sęk był w tym, że
straciłem wtedy tak wiele. Straciłem tatę, któremu nie potrafiłem wybaczyć
takiej głupoty, nie powiedziałem w holu przed odlotem, że go kocham i czekam.
Straciłem przyjaciela, na którym zawsze mogłem polegać, a co najgorsze wszystko
to odebrała mi moja największa miłość. Pasja, którą były samoloty. Zabrano mi
trzy najważniejsze na świecie rzeczy, które tworzyły mój kręgosłup. Dawały
pewnego rodzaju podporę. – spojrzał ponownie na mnie a ja miałam wrażenie, że
tym co mi powiedział, chciał mi coś przekazać.
-Nie wiedziałam… - zaczęłam jednak on tylko uśmiechnął się
delikatnie.
-Mało kto wiedział. Przecież, na pierwszy rzut oka, nie
wyglądam na nieszczęśliwego. Przepełnionego troskami i sentymentem do
przeszłości chłopaka, który kiedyś był wyrzutkiem społecznym. Zmieniłem się –
mówił dalej, a ja nawet nie wiedziałam w jaki sposób mogę zrekompensować jego
opowiadanie. – Kilka dni po pogrzebie dowiedziałem się, że największym
marzeniem taty było aby znalazł sobie przyjaciół. Chciał żebym jak on odejdzie,
nie czuł się taki samotny i to stało się moim priorytetem. Wiedziałem, że już
niczego nie zmienię, ale mogłem sprawić żeby ojciec był ze mnie dumny.
-Uwierz mi, że na pewno jest – uśmiechnęłam się do niego
żeby nadać mu chociaż trochę otuchy.
-Mam taką nadzieję, jednak nie w tym sęk. Zrozum, że ludzie
czasami robią rzeczy czy mówią słowa, których nie da się cofnąć. Ja, zawsze
będę żałował tego co zrobiłem. Nie ma znaczenia, czy minie rok czy dwa, czy
chociażby kilkanaście lat. To na zawsze we mnie pozostanie. Będę czuł i
pamiętał, że chociaż mogłem tak wiele, to ja jednak wolałem się obrazić. Bo tak
było najłatwiej. Jednak… Nigdy nie warto wypływać tak daleko, żebyśmy nie mogli
wrócić… - zaciął się na chwilę – Bo wiesz, tutaj chodzi o szczerość, czasami
lekka niewygoda na początku, pozwala uniknąć wielkiego cierpienia później.
-To dlaczego on poszedł po najcieńszej linii oporu? –
zapytałam trochę sfrustrowana, jednak wiedziałam o co chodzi Tony’ emu.
Wiedziałam, że całą tą historią, chce nawiązać do mojej aktualnej sytuacji.
Pokazać, że jeżeli nie opamiętam się w odpowiednim momencie to mogę wszystko
stracić. Znowu.
-Bo on, tego nie rozumiał. Jednak ty sama dobrze wiesz, jak
wiele może się zdarzyć w przeciągu chwili. Straciłaś rodziców tak, jak ja ojca.
Miałaś na szczęście zdrową sytuację, natomiast ja do końca życia będę miał
wyrzuty sumienia. Ponieważ nie chciałem niewygodny. Byłem rozpieszczony. Teraz
mieszkam w Bradford, niby żyję normalnie, jednak za każdym razem, kiedy
wieczorem kładę się do łóżka i patrzę na sufit widzę przed oczami twarz ojca.
Przeszytą bólem a nie radością, która powinna zapaść w mojej pamięci.
-Ojciec patrzy teraz na ciebie i jest szczęśliwy. Cieszy się
z twojego szczęścia – szepnęłam lekko zachrypniętym głosem. Czułam, że w gardle
urosła mi ogromna gula, jednak to co przed chwilą usłyszałam od tego blondyna
naprawdę potrafiło dać do myślenia. – Tylko, że… Ciebie ojciec nie okłamał.
-Możliwe, że nie okłamał ale czy przypadkiem Zayn otwarcie
ci powiedział „Nie Ann, nie należę do One Direction”? – uderzył we mnie jednym
z tych niepodważalnych argumentów.
-No nie…
-No właśnie. Nie pomyślałaś może, że chciał cię w pewien
sposób uchronić przed tą całą popularnością? Nie chciał żeby paparatzzi
wystawali pod twoim domem i czekali z aparatem aż będą mogli przyłapać cię na
gorzkim uczynku.
-Możliwe, jednak to i tak go nie usprawiedliwia… -
pokręciłam głową – Tu nie chodziło o mnie a raczej o niego.
-Oj Ann, Ann bądźmy szczerzy… - pochylił się delikatnie w
moją stronę – Oboje mieliście przed sobą sekrety – powiedział kręcąc głową na
prawo i lewo.
-No tak ale… - zaczęłam,
jednak dopiero teraz zauważyłam coś podejrzanego. – Skąd…
-Skąd wiem, że nie
powiedziałaś mu prawdy o sobie? No cóż, gdybym wiedział, że jest to sekretem
zapewne nie puściłbym pary z ust, kiedy pytał się mnie czy wiem coś o twoim
pochodzeniu. Coś więcej…
-Chwila, Malik przychodził do
ciebie w celu dowiedzenia się czegoś na mój temat?! - podniosłam gwałtownie głos. Cała ta
sytuacja mi się nie podobała a może nawet doprowadzała do szału. Coś tu było
nie tak. Czy ten człowiek nie mógł najprościej w świecie zapytać się mnie o to
co go tak naprawdę interesowało?
-Zauważył, że nosisz żałobę i
dziwnie było mu się zapytać prosto w twarz dlaczego, wiesz nie wiem czy
zauważyłaś ale ten człowiek posiada pewnego rodzaju wyczucie co mężczyzna może
wobec kobiety, a czego nie – przerwał na chwile żeby złapać oddech – Nie
denerwuj się tak. On naprawdę chciał dobrze, a przynajmniej tak twierdził kiedy
ze mną rozmawiał – uśmiechnął się delikatnie – No wiesz i co by nie było,
pierwszy raz rozmawiałam z słynnym Zaynem Malikiem! Następnym razem poproszę o
autograf! – podniósł głos, a ja prychnęłam cicho.
-Daj mu spokój – szepnęłam,
chociaż jego uwaga, tak prawdę powiedziawszy mnie rozbawiła.
-Spokojnie księżniczko –
poruszył zabawnie brwiami – Jednak, jeżeli mogę wyrazić swoje zdanie…
-W nosie mam twoje zdanie – uśmiechnęłam
się do niego a on wywrócił oczami.
-Ale ja i tak ci powiem.
Mianowicie… Uważam, że mu zależy a przynajmniej tak mi się wydawało dzisiaj po
zajęciach.
-Co było po zajęciach? –
zapytałam z nutką zaciekawienia w głosie, która chyba nawet była zbyt głośna
gdyż rozbawiła tylko Tony’ ego.
-Nic takiego – machnął ręką i
spojrzał na zegarek – Jasna cholera! Ann, przepraszam cię najmocniej ale ja
muszę iść. Za chwilę zaczyna się trening i jeżeli tym razem się spóźnię to trener mi nie daruje. – poderwał się z
krzesła i łapiąc sportową torbę kolejny raz spojrzał w moją stronę – Pamiętaj,
każdy jest kowalem swojego losu i prawda jest taka, że cokolwiek nie zrobimy
będzie to miało wpływ na naszą przyszłość. Więc może lepiej czasem odpuścić.
-Może…
-Na razie Ann – pożegnał się
i obdarzając mnie kolejnym z tych delikatnych uśmiechów, który żłobił urocze
dołeczki w jego bladych policzkach, zwrócił się w stronę wyjścia.
-Do jutra –pomachałam
delikatnie w jego stronę i z wzrokiem utkwionym w popielatym płaszczu chłopaka,
rozważałam każde jego słowo kolejny już raz tego dnia.
Możliwe było, że miał rację?
Możliwe było, że
przesadzałam?
Możliwe było, żeby zacząć
wszystko na nowo?
Możliwe…
„Tak wiele jest możliwe,
wystarczy tylko chcieć”, przypomniałam sobie słowa ojca. Ostatnie słowa, które
usłyszałam z jego ust. Zamknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze. Wiedziałam, że już niczego nie mogę cofnąć, a
jedyne co teraz powinnam zrobić, to zadbać o własne szczęście. Sprawić, żebym
nigdy już, nie popełniała tych samych błędów i nie żałowała czegokolwiek.
Spojrzałam na ulicę, która
tętniła życiem i wiedziałam, co teraz powinnam zrobić. Wiedziałam, że z całej
tej sytuacji jest tylko jedno wyjście. Wyjście zwane rozmową, szczerą do granic
możliwości.
Kolejny
raz odetchnęłam cicho i zakładając na siebie czarny płaszczyk, skierowałam się
w stronę wyjścia.
______________________________________________________
Cześć dziewczyny! Witam was,
po tak długiej nieobecności i przepraszam, przepraszam za tak wiele jednak,
może po kolei.
Po pierwsze: Przepraszam za
to, że zaniedbała łam czytanie oraz komentowanie waszych opowiadań. Teraz będę
miała kilka dni, to postaram się to nadrobić i powiedzieć wam jak najwięcej, co
o tym myślę.
Po drugie: Przepraszam, że
zaniedbałam pisanie, że tak długo nie odezwałam się ani słowem. Mam nadzieję,
że jeszcze pamiętacie co tam się działo u naszych bohaterów i, że czekaliście
na kolejną dawkę pomysłów z mojej strony.
Po trzecie: Przepraszam, że
tak bardzo spadłam z poziomem pisania. Wiem, że ten dotychczasowy był kiepski,
jednak teraz jestem już poniżej krytyki. Jeżeli coś wam się nie spodoba, to
proszę bardzo możecie mnie nawet obrazić. Tylko proszę, bądźcie szczerzy.
Pragnę wam także podziękować,
też za kilka ważnych dla mnie spraw.
Numer jeden: Za to, że
czekaliście, że nie zostawiliście mojego bloga chociaż odeszłam na tak długo.
Wiem, że może nie każda z was wróci jednak tym, które nadal pamiętają starą
Aleksję. Dziękuję za chwilę cierpliwości.
Numer dwa: Dziękuję za te
wszystkie wasze komentarze. Matko, wiecie jak mi się miło czytało, że czekacie,
że będziecie i że mam do kogo wracać? Naprawdę każde wasze słowo, dawało mi
tyle energii do pisania, ponieważ wiedziałam, że mam dla kogo to robić.
Przeprosiłam i podziękowałam
chyba za wszystko co chciałam…
Tak…
A nie! Jeszcze jedno! Chwila…
Jest jeszcze jedna osoba,
której należą się szczególne słowa.
Moja kochana Gabrysia!
Dziewczyno pragnę podziękować ci za wszystko. Za każde słowo, za to, że mnie
mobilizowałaś i wydawałaś na mnie tyle kasy przez ten miesiąc. Dziękuję Ci!
Dziękuję też za to, że pod moją nieobecność i w czasie kiedy miałam problemy z
Internetem znalazłaś chwilę żeby dodać za mnie wpis. Dziękuję, że mogę zawsze
na tobie polegać! Dziękuję ♥
poniedziałek, 25 czerwca 2012
To tylko ja
Hej to znowu ja - Gabi. Przepraszam, że zanudzam, ale Ola poprosiła mnie o napisanie tego posta, a że ze mnie takie miłe i uczynne stworzonko to się od razu zgodziłam. A więc ogólnie rzecz biorąc to Aleksja jest bardzo ciekawa waszego zdania co do następnych rozdziałów? Co chciałybyście żeby się działo zarówno w tej bliższej, jak i dalszej przyszłości? Jakie przeciwności Ola powinna zaserwować naszym głównym bohaterom? Każdy pomysł będzie bardzo mile widziany i na pewno rozważony. Kto wie, może to właśnie Ty spowodujesz taki a nie inny bieg wydarzeń.... Oleńka bardzo też dziękuje za wszystkie wasze komentarze pod ostatnim postem. Nasz Sherlock Holmes odkrył, że na telefonie siostry jest internet i dzięki temu wszystkie wpisy zostały przeczytane. No to chyba tyle. Następny post będzie już od autorki, a jego treść będzie niewątpliwie o milion razy ciekawsza od tego bełkotu. Pozdrawiam.
Ps. I jeszcze mała prywata (może Ola się nie obrazi). Jeśli jest tu jakakolwiek czytelniczka mojego bloga (Klara&Zayn) to bardzo przepraszam, że tak dawno nic nie wstawiłam. Nowy post już za niedługo. Po prostu nie miałam jak....
Gabi
Ps. I jeszcze mała prywata (może Ola się nie obrazi). Jeśli jest tu jakakolwiek czytelniczka mojego bloga (Klara&Zayn) to bardzo przepraszam, że tak dawno nic nie wstawiłam. Nowy post już za niedługo. Po prostu nie miałam jak....
czwartek, 14 czerwca 2012
WAŻNE !
Hej. Z tej strony Gabi - prawa ręka naszej kochanej Aleksji. Planowała ona napisać tą notkę sama, ale zdechł jej internet, więc padło na mnie. Taa to się nazywa złośliwość rzeczy martwych. Ale do rzeczy. Jak wiecie Ola wyjechała na pewnien czas w sprawach osobistych, na temat których nie jestem upoważniona pisać na forum. Naprawdę starała się napisać wam nowy rozdział przed wyjazdem, ale niestety nie dała rady. Dopadł ją zastój, czy jak kto woli utrata weny. Nic dziwnego, bo ciążyła na niej wielka presja, a czasu było coraz mniej... To nie jej wina, a mogę zaświadczyć głową, że robiła wszystko co w jej mocy, żeby naskrobać coś sensownego. Jednak ponieważ to się nie udało podjęła decyzję o zawieszeniu. Nie miała innego wyjścia, bo w miejscu gdzie będzie nie ma dostępu do internetu :( Wraca za 27 dni, więc nowy rozdział za około miesiąc. Miałam tego nie pisać, ale ona bardzo się boi, że po tak długim czasie nikogo już na tym blogu nie będzie. Mam szczerą nadzieję, że się myli i są wśród was wierne czytelniczki, które tak samo jak ja uważają ją za pisarskiego mistrza. Myślę, że dobrym pomysłem byłoby zostawienie pod tą informacją komentarzy, które spowodowałyby jej uśmiech i dowartościowanie kiedy znowu tu wejdzie. Co Wy na to? Liczę na Was. Aleksja prosiła mnie też, żebym przeprosiła bloggerki, których blogi obserwuje. Obiecuje, że wszystko nadrobi gdy tylko będzie miała taką szansę. Postara się też skomentować i wynagordzić tą długą nieobecność. Jak? Nie wiem. Nawet mi tego nie powiedziała. Szykujcie się więc na jakieś niespodzianki. Ok, to w sumie chyba tyle. Jedyne co nam teraz pozostało to wiernie czekać na jej powrót do domku z zasięgniem do internetu i nowe, fascynujące rozdziały, które na pewno będą genialne i dodawane z o wiele większą częstotliwością ^.^ Trzymajcie się tam cieplutko i za miesiąc się znowu tu widzimy.
Gabi
piątek, 25 maja 2012
Dziewiętnaście.
-Zaufanie? - zapytał zaskoczony. Najwyraźniej zbiłam
go z tropu. Cóż, trudne pytanie po ciężkim weekendzie? Też się zdarzają, jednak
trzeba stawić im czoła. Skinęłam tylko lekko głową. Nie miałam ochoty, mówić
więcej. Bałam się, że w pewnym momencie może mi zadrżeć głos. Sama nie wiem czy
z nerwów czy też z żalu. Nie wiem. - Zaufanie... - odchylił się delikatnie na
drewnianej ławeczce, prawą dłonią mierzwiąc swoje, kruczoczarne włosy.
Rozmyślał, rozważał co powinien powiedzieć. Bał się? Bał się tego, że może coś
zepsuć. Spokojnie, więcej rozwalić się nie da. - Są na świecie ludzie, którzy
znaczą dla nas wiele. Osoby, którym mówimy o wszystkim wiedząc, że one to
zrozumieją, nie wyśmieją. Wiemy, że ci ludzie akceptują zarówno nasze zalety
jak i wady. Tolerują każdy głupi wybryk i zachowanie... - mówił, patrząc przed
siebie, jednak mnie już nie było nic więcej w tym momencie potrzebne.
Wystarczył sam początek jego rozważania, żebym mogła stwierdzić, czy tak
naprawdę mi ufał. Powoli wstałam z ławeczki i założyłam torbę na ramię. Nic
więcej od niego, nie chciałam. Nie chciałam żadnych wyjaśnień, czy też
tłumaczeń z podtekstem „Ale, ja chciałem dobrze”.
Przepraszam,
całym moim sercem przepraszam, jednak w tym momencie to tylko ja sama wiem, co
dla mnie jest dobre. Nikt, żadne człowiek dookoła nie może powiedzieć czego
pragnę czy też co czuję. Nikt w tym mieście nie zna Ann Lee-Palmer, jej życia
przed przeprowadzką. Nikt nie wie kim jest i co tu robi, więc tym bardziej,
żadna istota nie ma pojęcia, jakie wartości są dla niej dobre.
Poprawiłam czarny pasek, który spoczął na moim
ramieniu i zwinnie wyminęłam ławkę. Nie miałam nawet odwagi spojrzeć na
chłopaka, bałam się co mogę zobaczyć w jego oczach, albo raczej czego już nie
zobaczę. Bałam się, że zabraknie mi tej pewności i radości, która emanowała od
niego podczas każdego naszego spotkania. Podczas przerwy na drugie śniadanie,
czy wypadu na łyżwy.
-Ann – chłopak zniżył ton swojego głosu, a jego ciepła
dłoń, wylądowała na moim zmarzniętym nadgarstku. Kolejny dreszcz, przemknął po
moim ciele, a ja nie wiedziałam co powinnam zrobić. Wyrwać rękę i wybiec z
sali? Tak, możliwe, że nie byłoby to złe rozwiązanie, jednak pewna cząstka
mnie. Ta, najmniej egoistyczna i samolubna, podpowiadała gdzieś tam w główce,
że powinnam sobie z nim wszystko wyjaśnić. Powinnam dać mu szanse wytłumaczyć.
Pozwolić powiedzieć wszystko, co ma mi do wyjawienia i dopiero odejść. Chociaż
nie, tutaj nie kierowałam się dobrym sercem a raczej ciekawością. Ciekawością,
jak wiele mogę się jeszcze dowiedzieć, jak wiele zataił żeby stworzyć to „lepsze
dobro” – Zrozum… ja, chciałem dobrze – wyszeptał, natomiast ja jak poparzona
wyrwałam dłoń z jego uścisku.
-Chciałeś dobrze? – zapytałam zaskoczona jego słowami,
chociaż można było się spodziewać czegoś takiego. Ponoć każdy człowiek,
zatajając jakąś informację na swój temat, robi to dla czyjegoś dobra. Raz dla
swojego, innym razem dla innych, jednak twierdzi, że ma na celu ułatwienie
życia zapominając, że prawda kiedyś i tak ujrzy światło dzienne. Nie ma
znaczenia czy drugi człowiek dowie się o tym dzisiaj, czy jutro, a może jednak
za dziesięć lat, kiedy żyjąc w zgodzie nagle wszystko się zawali. Pojawią się
łzy i ból, spowodowane brakiem zaufania. – Co dobrego, widziałeś w ukrywaniu
prawdy, na swój temat? Co chciałeś wskórać? Osiągnąć? Ponieważ nie wydaje mi
się, żebyś wstydził się tego, kim jesteś. Występujesz przed kamerami! Ogląda
cię cały świat, a mnie nie potrafiłeś powiedzieć prawdy o sobie? Nic, nie
rozumiem – szepnęłam kręcąc głową na prawo i lewo. Wzrok miałam utkwiony w parze czarnych
traperów, które jak co dzień rano założyłam wychodząc do szkoły. Nie potrafiłam
spojrzeć na chłopaka. Bałam się tego, co mogę zobaczyć w jego oczach, czy też,
jak wiele on będzie mógł dowiedzieć się o mnie. Poznać moje uczucia i obawy.
Twarz człowieka, była jak otwarta księga, z jego oczu ust czy nawet drgnięć
policzka można było wyczytać praktycznie wszystko. Począwszy od stanu zdrowia,
skończywszy na uczuciach, które tliły się gdzieś tam, na samym dnie serca.
Chłopak wypuścił głośno powietrze i wstał z
niewielkiej ławeczki.
-Ann, spójrz na mnie – nakazał jednak ja nie
zareagowałam. Brunet westchnął cicho i wsadził obie dłonie do kieszeni, swoich
brązowych spodni, których nogawki widziałam kątem oka. – Wiem, że to wszystko,
głupio wyszło ale zrozum, ja naprawdę chciałem dobrze…
-Już to mówiłeś – podniosłam wzrok, przerywając mu w
połowie zdania. Chociaż już nie oglądałam swoich butów, to moje oczy skupiły
się raczej na tym, co było za chłopakiem, a nie na nim – Chciałeś dobrze, ale
powiedz wreszcie, co takiego dobrego, widziałeś w ukrywaniu tego, że śpiewasz w
One Direction? – ponagliłam bruneta, przestępując z nogi na nogę. Jego
czekoladowe tęczówki przebijały mnie na wylot. Chociaż nie widziałam, że na
mnie patrzy to czułam jego wzrok na sobie, czułam jak ciepło, ciekawość i w pewnym rodzaju
współczucie, płynące z jego oczu, ogarniają moje ciało.
-Nienawidziłaś nas – wypalił, a ja poczułam, jak coś
we mnie pęka. Poczułam, że każdy zatajony fakt był spowodowany tym, że jakiś
czas temu skrytykowałam ich piosenkę.
-Nigdy… - przerwałam na chwilę żeby zastanowić się co,
tak naprawdę powinnam powiedzieć. Prawda była taka, że nie przepadałam za
muzyką jaką tworzyli, praktycznie nie słuchałam ich piosenek i nie wiedziałam
nic, na ich temat. Nie interesowałam się, ile wydali płyt, czy jakie to nowe
ploteczki piszą o nich brukowce. Nie należałam do nastolatek, które przejmowały
się życiem celebrytów, bardziej niż swoim. Większość czasu spędzałam na basenie
oraz grając, co było równoznaczne ze słuchaniem muzyki. Jeżeli podobała mi się
jakaś piosenka, to zapisywałam tytuł i wieczorem, przed spaniem szukałam jej na
Internecie, żeby móc kolejny raz usłyszeć jej brzmienie, treść czy jakąkolwiek
inną cząstkę, jednak na tym kończyło się moje zainteresowanie gwiazdami.
Pochłaniały mnie tylko ich dzieła, a nie całe życie. - …nigdy nie powiedziałam,
że was nienawidzę – dokończyłam zgodnie z prawdą. Kiedy pierwszy raz w
głośnikach szkolnego radiowęzła rozbrzmiały dźwięki zwiastujące „What makes you
beautifull” pomyślałam, że szykuje się kolejny hit tygodnia, że później
dzieciakom przejdzie i nie będę musiała słuchać, tej piosenki. Nie podobała mi
się, nie podobał mi się jej tekst, czy też melodia. Była dla mnie bezuczuciowa.
Słysząc te przyjemne, męskie głosy, miałam wrażenie, że śpiewają to, co ktoś im
kazał, a nie, to co czują.
-Ale, przecież… - chłopak zaczął, a ja marszcząc
delikatnie brwi, pokręciłam głową na prawo i lewo.
-No co? Powiedz, czy kiedykolwiek szepnęłam chociaż
słowo, na temat mojej antypatii do was? – wzrok, który dotychczas utkwiony
gdzieś w widok za chłopakiem, powoli
przeniosłam na jego twarz. Chciałam zobaczyć jego reakcję, chociaż bałam się,
to ciekawość przejęła wodze i tym razem, pozwoliłam jej, aby ściągnęła mnie na
drogę do piekła.
Widziałam, jak przez jego smukłą
twarz, przez usta i oczy przechodzi zmieszanie, zaskoczenie. Widziałam, jak
przygryzając wargę, stara się opanować zdenerwowanie, które zaczynało brać górę
nad naszą dwójką. Wiedzieliśmy, że musimy ze sobą porozmawiać, jednak dla
żadnego z nas, nie było to łatwe. Ja nie miałam ochoty słuchać, jak chłopak
opowiada, że jest mu tak strasznie przykro, że chciał mojego szczęścia!
Litości. Jeżeli druga osoba chce twojego dobra, to chyba, nie komplikuje sobie
życia zbędnymi kłamstwami.
Zayn wypuścił głęboko powietrze i ponownie usiadł na brązowej
ławce, która cicho zaskrzypiała.
-Kiedyś powiedziałaś Niallowi w samolocie, że nie lubisz naszej
piosenki a później w kręgielni słysząc jej tytuł, na twojej twarzy pojawił się
taki… - zatrzymał się jakby szukając odpowiedniego słowa – Taki niesmak.
Wyglądało to jakbyś…
-Malik! Co ty gadasz? – wrzasnęłam, słysząc słowa chłopaka. Miałam
tego wszystkiego już dość. Czy ten chłopak, był naprawdę taki bojaźliwy?
Wstydził się tego, kim jest? Nic nie rozumiałam z całej tej, jego gadaniny. –
Słyszałam tylko jedną waszą piosenkę, która mi się nie podobała! No okej, ale
czy to od razu oznacza, że nienawidzę waszego zespołu?
-Nie o to chodzi… – Zayn wywrócił oczami, jakbym nic nie
rozumiała. Jakbym nie pojmowała jego trybu myślenia, jakbym była z innej planety.
Wiecie o co chodzi, ja z Wenus on z Marsa.
-To powiedz mi, o co chodzi –zdenerwowana odsunęłam się od pianina
i powoli podeszłam do okna wbijając wzrok w widok, który rozpościerał się po
drugiej stronie ulicy. Pokryty śniegiem park. Pusty, smutny, samotny. Zimą nikt
go nie odwiedzał, dopiero dzisiaj, pierwszy raz od początku zimy, spadł w
Bradford śnieg, upragniony biały puch, tak długo wyczekiwany przez młodzież i unikany
przez kierowców.
-Bałem się, że nie zrozumiesz – powiedział wolno, wstając z ławki
i podchodząc do mnie. Teraz oboje przyglądaliśmy się parkowi, dużym drzewom i długim
alejkom, po których latem przechadzały się setki mieszkańców.
-Czego miałam nie zrozumieć? – zapytałam poirytowana, odwracając się
w stronę chłopaka. Czy on naprawdę, miał mnie za taką pustą i głupią egoistkę?
No cóż, dobrze wiedzieć. – Miałam nie zrozumieć tego, że jesteś celebrytą?
Proszę cię…
-Tu nie chodzi o to, że jestem celebrytą – przerwał mi w połowie
zdania, odwracając się twarzą w moją stronę. Przez chwilę przyglądał się mojej
twarzy, jakby czekając na jakąkolwiek oznakę złości czy też czegokolwiek innego.
Jednak ja pozostałam niewzruszona. Cierpliwie odliczałam sekundy w czasie
ciszy, która panowała w sali. Zayn lewą ręką potarł nasadę nosa i przymknął
delikatnie powieki. – Jak już powiedziałem w wywiadzie, byłaś jedyną
dziewczyną, która widząc mnie, nie rzuciła się z piskiem podczas naszego
pierwszego spotkanie. Każda inna łasiłaby się jak wariatka a ty, z tego co
widziałem w twoich oczach, miałaś ochotę mi przywalić. Zawsze patrzyłaś na mnie
jak na równego sobie, nigdy nie wywyższałaś, czy nie przejmowałaś się tym, czy
ludzie na nas patrzą. Pasowało mi to, podobało mi się takie normalne życie.
Życie, w którym mogłem być Zaynem Malikiem bez masy fanów, płyt i koncertów.
Pamiętasz, chciałem powiedzieć ci w stołówce, myślałem, że sama szybko się
zorientujesz, jednak nic takiego się nie stało, a później… Późnie już, zaczęło
mnie kręcić normalne życie i nie było jak powiedzieć… - irytowało mnie to jego
gadanie. Z każdym wypowiedzianym słowem, tempo kołysania się mojej głowy na
prawo i lewo przybierało na mocy.
-Bo to, że nie wiedziałam było ci na rękę! A co, poczułeś się jak
zwykły nastolatek! Tylko, że ja teraz ci nie ufam, skoro ty nie ufałeś mi na
tyle, żeby powiedzieć prawdę o sobie – wyminęłam chłopaka i skierowałam się w
stronę wyjścia. Nie miałam siły, ani ochoty drążyć tego tematu.
-Nie tylko ja miałem sekrety! – usłyszałam krzyk chłopaka, kiedy
to moja dłoń wylądowała na zimnej, metalowej klamce. Zatrzymując się, po chwili
gwałtownie zwróciłam się w jego stronę. Serce waliło mi jak szalone, wiedziałam
do czego nawiązywały jego słowa i jakimi argumentami mnie za chwilę zaatakuje. –
Ty też nie powiedziałaś mi prawdy o sobie Ann Lee-Palmer! – jego głos stał się
donośniejszy a ja miałam wrażenie, że za chwilę głowa eksploduje mi na tysiące
kawałków. – Nie powiedziałaś, nic na temat tego dlaczego tu jesteś! Też
musiałem się sam dowiedzieć! – zbliżył się do mnie a ja przygryzłam delikatnie
policzek od wewnętrznej strony. Kiedyś mama powiedziała mi, że jest to dobra
metoda na powstrzymanie płaczu, odwracanie uwagi mózgu od uczuć psychicznych i
zwracanie na partie fizyczne.
-Tylko wiesz, jaka jest różnica pomiędzy mną, a tobą?! –
wysyczałam przez zęby, czując jak łzy nachodzą mi do oczu. Nie, nie popłaczę
się przy nim. Powiem, co mam do powiedzenia, wyjdę i dopiero dam upust emocjom.
– Ty nic nie straciłeś! Nie zostałeś sam! Masz przyjaciół i nikt, nie kazał ci,
ich porzucić! Masz wszystko to co ja miałam! Rodzinę, przyjaciół i sławę, może
o stokroć większą, ale ludzie z twojej branży cię szanują, tak jak szanowali
mnie, a teraz?! Co mi zostało?! Ty, nic nie rozumiesz! Jesteś zbyt pochłonięty
sobą, żeby zrozumieć! – wrzasnęłam i przykładając dłoń do ust wybiegłam z sali muzycznej.
Nie reagowałam na wołanie chłopaka, którego najwyraźniej sumienie ruszyło i
chciał przeprosić, jednak teraz było za
późno na przeprosiny. Myślałam, że znalazła w Zaynie przyjaciela, bratnią
duszę, która pomoże mi pogodzić się z odejściem rodziców, wniesie do mojego
życia światło. Jednak nie, on musiał rozdrapać rany, które jeszcze nawet się
nie zagoiły, rany z których co noc leciała krew, przepełniona smutkiem i
tęsknotą. Jak, kogoś takiego, można było nazwać przyjacielem?
___________________________________________Witam wszystkie czytelniczki, które wiernie czekały aż mój brak weny zostanie przezwyciężony i stworzę coś, co mogę pokazać światu. Jak widzicie, rozdział nie jest najdłuższy porównując go do poprzednich, jednak mój doradca, moja prawa ręka stwierdziła, że pora już zakończyć. Więc ja, posłuchałam się Gabrielli i postanowiłam resztę 'akcji' przekazać wam w późnijeszym terminie.
Chciałabym podziękować za to, że jesteście, czekacie i czytacie. Dziękuję za miłe komentarze i naprawdę obszerne opinie. Nawet nie wiecie jak bardzo lubię czytać te wasze pomysły co może dalej się wydarzyć, jak potoczą się losy czy też jak bardzo mnie zachwalacie, chociaż ja naprawdę nie wiem za co. Znowu dziękuję za każde słowo, nawet to najkrótsze. Dziękuję z całego serca ♥
Muszę wam powiedzieć, że od 14 czerwca znikam na około miesiąc i prawdopodobie w przeciagu tych 27 dni, kiedy mnie nie będzie żaden rozdział się nie pojawi. Jedynie do dnia wyjazdu, postaram się coś naskrobać, żeby nie zostawić was na ponad sześć tygodni bez lektury. Mam nadzieję, że sobie poradzę.
Jeszcze tak na zakończenie, żeby nie przedłużać. Pomyślałam sobie ostatnio, że może któreś z was chciałyby poznać Aleksję, chciałyby się dowiedzie czegoś o blogu, czy też o mnie, więc postanowiłam wam podać mój numer gg. Oto on: 8868969. ♥ Dziękuję, dobranoc.
niedziela, 13 maja 2012
Osiemnaście.
Rozlane mleko utworzyło na drewnianej podłodze nieciekawą
plamę, miska leżała wywrócona do góry dnem przykrywając większość mojego
śniadania a ja niczym ten głupi piesek, który służy za pseudo ozdobę samochodu,
kiwałam głową na prawo i lewo. Chociaż nie, te pieski kiwają góra, dół, góra,
dół. Dobra mniejsza.
Najważniejsze, że nie mogłam uwierzyć w to co się działo,
nie mogłam zrozumieć dlaczego los się tak na mnie uwziął i rani mnie co chwilę.
Kiedy tylko zaznaję szczęścia on zaczyna ze mnie kpić. Niszczy wszystko,
rozwala na drobny mak jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie, jakbym była
do tego stworzona, przyzwyczajona.
Jednak czy ktokolwiek na świecie został stworzony do
cierpienia? Przecież każdemu należy się odrobina szczęścia, radości. Najwyraźniej
jestem tym ułomnym przypadkiem, który nie zasługuje na bycie stale szczęśliwym.
Podejrzewam, że wszechwiedzący obserwator, który widziałby moją reakcję
popukałby się tylko w głowę i pomyślał: „Co ta laska odwala?! Dostała taki dar
od losu, poznała wielką gwiazdę, a narzeka i wkurza się na bieg zdarzeń!
Wariatka!”
Jednak, czy aby na pewno, darem było poznanie tego człowieka? Tak,
racja wnosił on słońce do mojego szarego życia, sprawiał, że się uśmiechałam i
miałam ochotę iść następnego dnia do szkoły nie obawiając się, że kolejny raz
nazwie mnie ktoś narkomanką czy zabije swoim podłym wzrokiem. Przy nim czułam
się taka pewna, żywa. Możliwe to dlatego, że nie znałam tej tajemnicy,
tajemnicy jaką był zespół. W sumie to, dlaczego to całe One Direction dostało
już u mnie metkę sekretu? Przecież, nikt tego przede mną nie zataił, gdyby
tylko naszła mnie ochota, mogłam wpisać w wyszukiwarce internetowej nazwę tego
całego boy bandu i dowiedzieć się o nim wszystkiego, jednak ja ich unikałam.
Unikałam zarówno muzyki jak i informacji związanych ze światem wykonawców,
światem, który od pewnego czasu stał mi się tak bliski. Praktycznie codziennie
poznawałam historie z życia tej całej piątki. Słuchałam jak wiele razem
przeżyli w sferze prywatnej, a nie zawodowej. Gdzie razem byli i co zobaczyli.
Wiedziałam o nich więcej niż niejedna fanka, jednak tak naprawdę ich nie
znałam. Chociaż, może byli ludźmi o dwóch twarzach? O obliczu dla publiki i dla
przyjaciół?
-Tak więc
panowie, już niedługo ma się pojawić wasza pierwsza płyta*. Pierwsze trzynaście
piosenek, które w stu procentach są tylko wasze – z
zamyślenia wyrwał mnie głos mężczyzny, który od dłuższego czasu przeprowadzał
wywiad z moimi znajomymi, jeżeli mogę ich tak nazwać.
-O nie! – odezwał
się lekko oburzony Liam, brązowooki chłopka, który siedział pomiędzy Malikiem a
Horanem najwyraźniej w żadnym calu nie zgadzał się ze stwierdzeniem
dziennikarza – Te piosenki są tylko przez
nas śpiewane, oczywiście wkładamy w to sto procent siebie, jednak nie byłoby
ich bez wielu osób, które nam ciągle pomagały i pomagają. Dziękujemy im
wszystkim z całego serca, ponieważ bez nich nic by się nie udało. To nasze
wspólne dzieło. – uśmiechnęłam się delikatnie. Zayn często powtarzał, że
Liam jest człowiekiem honorowym, że nigdy nie owija w bawełnę i kiedy trzeba to
potrafi przyznać się do prawdy. Mądry człowiek, który zawsze bierze
odpowiedzialność za swoje czyny i słowa.
-No tak,
ekipa pracowała zawzięcie w przeciągu kilku ostatnich miesięcy i jesteśmy
pewni, że wasz krążek stanie się hitem zarówno w Anglii jak i na całym świecie – tym razem
odezwała się kobieta, która dotychczas ginęła przy swoim towarzyszu, nie wdając
się w rozmowę z chłopakami. – Fanki z
zniecierpliwieniem czekają na premierę, ale też na czacie, który od rozpoczęcia
programu jest dostępny zadają różne pytania, niekoniecznie związane z płytą. Na
początku obiecaliśmy, że jeżeli zgodzicie się, to zostaną one zadane, więc czy
chcielibyście na nie odpowiedzieć? Wszystko zależy od was – brunetka
przeglądając coś w niewielkim tablecie, który spoczywał na jej kolanach
wyczekiwała odpowiedzi chłopaków.
-Zależy, jakie są te
pytania… - zaczął Liam.
-E tam!
Odpowiemy na wszystkie, spokojnie Liam - Louis, który dotychczas tylko uśmiechał się
głupio do kamery, przejął sprawę w swoje ręce.
-Właśnie,
fajnie będzie – tym razem po pokoju rozszedł się głos szczęśliwego Irlandczyka,
który delikatnym klepnięciem w ramię, chciał dodać otuchy przyjacielowi.
-Dobra,
jak chcecie – Liam wywrócił oczami przystając na pomysł kumpli. Możliwe, że
zachowywał się trochę zbyt poważnie jednak Malik zawsze powtarzał, że to właśnie
on stara się trzymać zespół na ziemi, stara się żeby żaden z nich nie zrobił
nic głupiego. Jest takim ojcem całej ekipy, ojcem który chce dobrze dla swojej
rodziny.
-Tak więc…
- kobieta podniosła wzrok znad urządzenia i przyjrzała się uważnie
całej piątce. Po jej minie widać było, że wybrała już pytanie, które zadała
jedna z fanek – Pierwsze pytanie zostanie
skierowane do Zayna, gdyż pojawiło się on już kilkanaście razy na czacie… - spojrzała
na bruneta a on tylko uśmiechnął się delikatnie i poprawiając swoją pozycję na
kanapie, chciał pokazać, że jest gotowy aby udzielić odpowiedzi.
Moje serce, które od pewnego czasu latało jak szalone w tym momencie zatrzymało się jakby z obawy,
ze strachu czego jeszcze mogę dowiedzieć się o Zaynie z tego głupiego,
porannego programu. Wciągnęłam głęboko powietrze i chwilowo wstrzymując oddech,
w myślach ponaglałam brunetkę, która najwyraźniej swoim denerwującym
przedłużaniem chciała zbudować tak zwaną atmosferę.
-W
ostatnim czasie wielokrotnie widziano Cię w towarzystwie pewnej dziewczyny.
Pewne źródła donoszą, że spędzacie ze sobą praktycznie każdą wolną chwilę.
Fanki, chciałyby wiedzie, czy ty i ta dziewczyna to coś poważnego? – zapytała wreszcie
a moja szczęka rozchyliła się delikatnie. Wiem, że to może zabrzmieć
narcystycznie, jednak prawda była taka, że kobieta o imieniu Kate właśnie
zapytała się Malika o nasze stosunki. Zapytała się o to przed kamerami, przed
całym światem, przed Bradford. Chciała poznać zarówno jego, jak i moją prywatność.
Czujne oko kamery zgrabnie przerzuciło się z kobiety, najpierw na chłopaków, a następnie idealnie
przybliżając na Zayna, wyczekiwało odpowiedzi. Odpowiedzi, która w tym momencie
tak wiele znaczyła zarówno dla nas, jak i dla fanek, które pewnie piszcząc jak
oszalałe nie potrafiły wysiedzieć przed telewizorem. Zjadała je ciekawość, czy
aby ich idol nie znalazł sobie drugiej połówki.
Chociaż znałam prawdę lepiej niż ktokolwiek inny na świecie, to
ciekawiło mnie, co tak naprawdę on myśli, czuje. Chciałam wiedzieć co powie,
jednak… Przecież to gwiazda, osoba publiczna i może całkiem co innego sprzedać
prasie, tylko w celu rozgłosu albo zatajenia tego i owego.
-Widzę, że
informacje szybko się rozchodzą… - zaczął chłopak. Widać było po nim,
że jest spięty, że nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Napięte mięśnie
twarzy, czy też nerwowa zabawa bawełnianą bransoletką. Tak wiele go zradzało a
w szczególności oczy, pełne uczuć a jednocześnie zagubienia. Obaw, że co by nie
zrobił może coś zepsuć. Brunet niepewnie przygryzł dolną wargę. Rozważał,
myślał nad każdym słowem, które za chwilę wypowie.
-Wiesz, że jak nie chcesz,
to nie musisz odpowiadać –ciszę przerwał Liam, który dotykając ramienia
przyjaciela chciał mu nadać otuchy. Sprawić, żeby ten nie czuł się samotny w
tym świecie, który żył tylko pikantnymi ploteczkami z życia gwiazd.
-Spoko Li,
czego nie robi się dla fanów – brunet spojrzał na swojego
pocieszyciela i po chwili ponownie odwrócił się w stronę prowadzących. –Zapewne wszyscy mają na myśli Ann… -zaczął,
jednak po wypowiedzeniu mojego imienia zatrzymał się na chwilę. Na jego usta
wstąpił delikatny uśmiech a po moim ciele przeszła gęsia skórka, która już od
pewnego czasu chciała wyjść na wierzch, dając upust emocjom. Widziałam jak w
oczach chłopaka pojawiły się wesołe ogniki, które mogły oznaczać wszystko,
każdy moment spędzony razem, albo też radość, że ludzie się nim interesowali. – Cóż ludzie lubią gadać i roznosić plotki,
jednak prawda jest taka, że my oboje znamy się niespełna tydzień, nawet nie.
Chodzimy do jednej szkoły i jakoś tak się złożyło, że przez przypadek mieliśmy
przyjemność się poznać… - widziałam jak chłopak wypowiadając każde kolejne
słowo uśmiecha się coraz szerzej, widziałam jak cieszy się na myśl o tych
wspomnieniach i… Czułam, że moja prywatność została sprzedana mediom. Czułem
się taka pusta i publiczna. Miałam wrażenie, że to co wydarzyło się w ostatnim
czasie nie będzie już tylko moje, moje i Zayna, a cały świat będzie o tym
mówił. Portale społecznościowe będą tworzy coraz to nowsze historie na nasz
temat, a ludzie, którzy nie mają prywatnego życia, przeobrażając to w plotki
będą ingerować w nasze sprawy. –
Spędzamy razem wiele czasu, gdyż dogadujemy się ze sobą. Ann jest jedyną osobą
w Bradford, która widząc mnie nie rzuciła mi się na szyję jak opętana fanka… -chłopak
przerwa na chwilę, zastanawiając się co dalej może powiedzieć – Zapewne już wiele portali plotkarskich
pisało na temat naszego związku, że jesteśmy parą i tym podobne, jednak proszę
was o jedno, dajcie nam spokój. Jestem nastolatkiem, chodzę do szkoły i mam
znajomych, czy gdy będę gadał z jakimś kolegą, to też weźmiecie nas za parę?
Jeżeli kiedykolwiek znajdę sobie moją drugą połówkę, to was o tym poinformuję
osobiście… - uśmiechnął się delikatnie do prowadzącej, która nic nie mówiąc
tylko skinęła delikatnie głową i zaczęła czytać kolejne pytanie, jednak ja nie
słuchałam.
Zszokowana siedziałam na żółtej, skórzanej kanapie i przetwarzając
kolejny raz każde słowo chłopaka starałam się poukładać sobie wszystko w
głowie. Nie mogłam nic zrozumieć, pojąć. Jak to możliwe, że przez jedną znajomość
stałam się osobą publiczną? Jak to możliwe, że ludzie pisali o mnie różne
plotki, chociaż nie znali prawdy. Nie, to był sen. To nie działo się naprawdę.
Przecież to ja, Ann Lee-Palmer, szesnastolatka z Dublinu, która niczym nie
wyróżnia się w tłumie. Żyje swoim życiem, ze swoimi problemami i nie chce
rozgłosu. Rozgłosu, który mógłby mnie zniszczyć. Ja nie chcę tego wszystkiego,
chcę żyć jak przystało na dziewczynę bez masy plotek i kłopotów związanych z
ludźmi, którzy będą chcieli się zbliżyć do mnie tylko z powodu tego całego
zespołu.
Odetchnęłam głęboko. Sama nie wiedziałam, co w tym momencie
powinnam ze sobą zrobić. Wywiad z chłopakami trwał dalej, jednak ja już miałam
go dość. Ilość informacji, jakich się dzisiaj dowiedziałam, przekraczała już i
tak moje oczekiwania. Szybko wyłączyłam telewizor i rozejrzałam po
pomieszczeniu. Ogromny zegar naścienny wskazywał godzinę jedenastą. Poderwałam
się z kanapy, jakby poraził mnie prąd i nie patrząc pod nogi po chwili
poczułam, że moje nagie, zimne od nerwów stopy stoją w czymś mokrym. No tak!
Miska ze śniadaniem. Cichy jęk wydobył się z moich ust. Całkowicie zapomniałam
o naczyniu z jedzeniem, które w przypływie emocji wylądowało na podłodze tuż
przed kanapą. Westchnęłam cicho i zaczęłam sprzątać. Zaczęłam naprawiać jeden z
błędów, który popełniłam przez tych ludzi. Ile ich jeszcze było? Sama nie wiem.
Całą sobotę i niedzielę spędziłam na rozważaniu. Rozmyślaniu co
zrobiłam źle, gdzie popełniłam ten głupi błąd, który sprawił, że chłopak mi nie
zaufał, nie powiedział od razu, prawdy o sobie. Czy naprawdę, wyglądałam na
taką egoistkę? Dopiero teraz zrozumiałam jego słowa w stołówce. Ten narcyzm,
którym się otaczał, te spojrzenia innych dziewczyn, które chciały mnie zabić za
każdą rozmowę jaką z nim odbyłam. On był kimś i się z tym krył, bardzo dobrze
zataił to przede mną. Zdarzało się, że dawał mi pewne sygnały, przecież, który
chłopak idąc ulicą nuci piosenkę boy bandu i uśmiecha się przy tym od ucha do
ucha. Który chłopak słysząc niepochlebne opinie na temat utworu jakiegoś zespołu
przeżywa taką wojnę ze sobą, traci radość w oczach i ma wrażenie, że czemuś
zawinił? Chociaż, Zayn nigdy nic na ten temat nie wspominał to można był
zobaczyć jak emocjonalnie reaguje na każdą sprawę związaną z One Dircetion, jak
boli go słuchanie mojego narzekania na temat młodych gwiazdeczek, które chciały
się wybić za pomocą telewizyjnego show. Raniłam go swoimi słowami, nieświadoma
tego z kim rozmawiam. Raniłam go, a on ciągle miał ochotę ze mną rozmawiać. Jak
mogłam? Jak mogłam, nie zauważyć tego wszystkiego? Jak mogłam być taka ślepa?
Jeszcze nigdy nie czułam takiego żalu. Nigdy nie czułam się tak
podle, zarówno zdradzona przez osobę, która mi nie ufała oraz przez samą
siebie. Podłe poczucie dawało się we znaki. Dwie nieprzespane noce i zły
nastrój dosłownie ode mnie emitowały na kilak kilometrów. Nawet ciocia i wujek
się do mnie nie zbliżali. Nie zadawali żadnych pytań ani nie próbowali
poprawiać humoru. Dali mi spokój, postanowili powstrzymać się od jakichkolwiek
działań i chyba musieli też zlecić to swoim pociechom, gdyż Margo i Kevin starali
się unikać rozmów ze mną. Pozwolili mi samej w świętym spokoju dotrzeć do
szkoły. Nie nalegali żebym jechała z nimi. Dali wolną rękę, która w tym
momencie była jedynym czego potrzebowałam. Potrzebowałam wolności i czasu,
musiałam to wszystko sobie przemyśleć i poukładać. Musiałam pogodzić się z tym
jak trudnym przypadkiem jestem i zrozumieć, że moje życie to jedna wielka
katastrofa.
Chociaż dostałam wymarzoną wolność, to samotność jaką zastałam w
szkole była przygnębiająca. Sama tego chciałam, sama unikałam miejsc, w których
mogłam spotkać Malika. Unikałam jakichkolwiek kontaktów z tym człowiekiem.
Praktycznie każdą przerwę spędzała w bibliotece, miejscu, które Zayn omijał
szerokim łukiem, gdyż jak to kiedyś sam stwierdził: „Zbyt trudne jest dla mnie
przebywanie w miejscu, gdzie wiedza nie ma końca.”, za każdym razem uśmiechałam
się wspominając jego słowa. Chociaż był gwiazdą znaną na całym świecie, to
jednak sława go nie zepsuła. Nadal myślał jak człowiek, a nie maszyna do
zarabiania pieniędzy.
Przedostatnia lekcja właśnie dobiegła końca a ja, niczym ten duch,
kolejny raz starałam się przedostać do szkolnej czytelni. Przemierzając szkolne
korytarze, jak szalona oglądałam się na prawo czy lewo w obawie, że gdzieś w
pobliżu może znajdować się Zayn, człowiek z którym rozmowa w tym momencie
mogłaby okazać się dla mnie jedną z najtrudniejszych w życiu.
Właśnie dochodziłam do biblioteki kiedy na horyzoncie, w drugim
końcu korytarza zamajaczyła mi roześmiana twarz chłopaka. Brunet stojąc bokiem
w moją stronę, rozmawiał ze znajomymi.
-Cholera – przeklnęłam pod nosem. Cała grupka znajdowała się pod
głównym i jedynym wejściem do sali. Nie było szans żebym przemknęła obok nich
niezauważona. Poczułam jak na plecach powoli zaczyna się tworzyć gęsia skórka.
Nie miałam czasu, musiałam coś zrobić jeżeli nie chciałam aby doszło do
jakiejkolwiek konfrontacji z tym człowiekiem. Jeżeli nie chciałam żeby moje
całodniowe starania poszły na marne. Gwałtownie odwróciłam się w kierunku z
którego chwilę temu przyszłam. Moim oczom ukazały się uchylone drzwi do jednej
z klas. Szybkim krokiem podeszłam do nich i przyciągając w swoją stronę,
zajrzałam do środka. Pomieszczenie okazało się salą muzyczną, w której
znajdowało się kilka instrumentów. Najwyraźniej ktoś musiał sobie ćwiczyć i
zapomniał o zamknięciu pomieszczenia.
-Idealnie – szepnęłam wchodząc do środka i zamykając za sobą
drzwi. Niewielka sala przywitała mnie znajomym zapachem starego drewna oraz
tuszu, zapachem którym pachniało praktycznie każde pomieszczenie w tej szkole,
oczywiście pomijając pływalnie, stołówkę, salę gimnastyczną, szatnię i
bibliotekę, które miały zarezerwowane swoje własne zapachy. Położyłam czarną
torbę na jednym z krzeseł i zaczęłam spacerować po pomieszczeniu. Masa kabli
walała się po podłodze, każdy był podłączony jednym końcem do jakiegoś
instrumentu, natomiast drugim do wzmacniacza. Oczywiście pomijając sprzęty
elektryczne, które w przewadze były gitarami znajdowała się tam także średniego
rozmiaru i jakości perkusja oraz pianino. Wspaniałe brązowe pianino, które aż
krzyczało żeby na nim pograć. Błagało żeby ktoś się zlitował i wydobył z niego
chociaż jeden dźwięk. Zahipnotyzowana urokiem instrumentu, niespiesznie
usiadłam na niewielkiej ławeczce i dotknęłam białych klawiszy. Delikatnie, żeby
najpierw oswoić się z ich zimnem oraz teksturą. Wciągnęłam głęboko powietrze i
mocniej przyciskając kilka z nich, zagrałam fragment piosenki, która była
ostatnią wygraną przeze mnie. Jak dziś, pamiętam moment kiedy łzy spływały mi
po policzkach a ja grałam „Ostatnie pożegnanie” napisane przez tatę. Pamiętam
dzień pogrzebu, pamiętam jak wtedy kolejny raz umarła we mnie jakaś cząstką. Od
chwili mojego ostatniego występu, nie miałam możliwości zagrać jeszcze raz, aż
do dzisiaj. Gładząc delikatnie jedną dłonią klawisze instrumentu, zastanawiałam
się co mogę zagrać. Potrzebowałam utworu, który w odpowiedni sposób będzie
odzwierciedlał wszystkie moje uczucia. Utworu, który pomoże mi wreszcie
wyrzucić z siebie to wszystko.
-Near to you– szepnęłam cicho a serduszko zabiło szybciej. Kolejny
raz odetchnęłam głęboko a pierwsze dźwięki wydobyły się z ogromnego sprzętu,
idealnie rozchodząc się po pomieszczeniu. Piosenka, A Fine Frenzy działała na
mnie jak narkotyk, oczarowywała swoją delikatnością i idealnością, zarówno
muzyka jak i słowa były niczym odzwierciedlenie tego co czułam - Such pain as
this shouldn't have to be experienced I'm still reeling from the loss, still a
little bit delirious – zanuciłam cicho fragment zwrotki. Pierwszy raz od
wypadku wyrażałam swoje uczucia poprzez muzykę, pierwszy raz pokazywałam jak
wiele straciłam, nic nie mówiąc. Kiedy utwór dobiegał końca po moim ciele
przeszła gęsia skórka, obok mnie, na niewielkiej ławeczce poczułam czyjąś obecność.
Znajomy zapach męskich perfum, zaatakował moje nozdrza, a serce znowu zaczęło
szaleć.
‘Znalazł mnie?! Jak kto możliwe?! Dlaczego teraz?!’, atakowałam się
masą pytań, na które nie było odpowiedzi.
Piosenka dobiegła końca a ja drżącymi rękoma przejechałam po
białych klawiszach żeby po chwili spojrzeć w stronę okna, w przeciwnym kierunku
do tego, w którym znajdował się chłopak. Niemiarowy oddech zaczynał stawać się
męczący, a drżenie rąk czynnością nie do opanowania.
-Cześć – usłyszałam ciepły głos chłopaka, a po moim ciele
przebiegła kolejna fale dreszczy, które wstrząsnęły mną delikatnie. – Dlaczego mnie
unikasz? – zapytał, a ja gwałtownie odwróciłam się w jego stronę. Moja twarz
nie wyrażała żadnych uczuć, oczy przepełnione smutkiem spoglądały na chłopaka,
który jeszcze chwilę temu emanował radością a teraz, zdezorientowany starał się
zrozumieć co tak naprawdę mnie gryzie. – Coś się stało? – zapytał z troską w
głosie. Wciągnęłam głęboko powietrze i pierwszy raz, w dniu dzisiejszym,
postanowiłam spojrzeć prosto w czekoladowe tęczówki Malika.
-Czym, tak właściwie, jest dla ciebie zaufanie? – zapytałam a mój
głos jak i spojrzenie nadal były wyprane z jakichkolwiek uczuć. Chłopak
wzdrygnął się lekko i zmieszany obrotem sprawy starał się nie odwrócić wzroku,
chociaż widziałam, że jest to dla niego niełatwe wyzwanie.
*Wiem, że pierwsza płyta chłopaków została wydana w listopadzie 2011 roku a na blogu mamy styczeń 2012 jednak naciągnęłam trochę fakty na potrzebę opowiadania.
______________________________________________________
Cześć wszystkim. W ten deszczowy, majowy dzień pragnę na wsza ręce przekazać kolejny już rozdział mojego opowiadania, kolejną część historii Ann Lee-Palmer. Mam nadzieję, że spodoba się ona chociaż jakimś nielicznym jednostkom. Mnie osobiście ta część nie zachwyca, myślałam, że wyjdzie to dużo lepiej i dobija mnie świadomość, że się nie spisałam. Mam nadzieję, że nie będziecie mieć tego mi za złe ponieważ nie potrafię tego poprawić, nie wiem co się ze mną dzieje. Możliwe, że mój seudo talent uciekł? Sama nie wiem.
Chciałambym wam wszystkim podziękować za cierpliwość, za to, że czytacie i komentujecie ponieważ ostatni rozdział, dzięki wam osiągnął liczbę 20 komentarzy i 119 wyświtleń. Dziękuję za te liczby, które dla was znaczą niewiele a dla mnie są całym światem ponieważ świadczą tylko o tym, że czytacie, że jesteście i jak piszecie, że się podoba to w ogóle cieszę się jak wariatka. Dziękuję za każde pochlebne słowo gdyż to one mnie motywują do tworzenia kolejnych części tej mojej 'Mody na sukces'.
Jesteście wspaniali wszyscy razem i każdy z osobna, każda osóbka, kóra napisze chociażby jedno słowo jak i ta, która zawali mnie długim rozważaniem. Nie ukrywam, uwielbiam czytać wasze monologi na temat tego opowiadania. Zawsze znajdę w nich coś zastanawiajacego, rozśmieszającego czy też naprowadzającego na następny rozdział. Jesteście wspaniali. Dziękuję ♥
No i jak zawsze największe podziękowania kieruję w stronę Gabrielle, która w ostatnim czasie dużo nasłuchała się na temat mojego braku weny. Dzięki, że mnie znosisz i błagam nie zabijaj z tą beznadzieję ♥.
Subskrybuj:
Posty (Atom)