Przepiękny wystrój bloga zawdzięczam Szczególnie niewidocznej. z bloga "Skrawek nieba." Jeszcze raz Ado, dziękuję bardzo za poświęcony czas. ♥ Szablon jest przepiękny.

sobota, 5 maja 2012

Siedemnaście.


Zaufanie, czyli bezgraniczna więź, która łączy dwoje ludzi. Sprawia, że możemy mówić sobie o wszystkim, robić ze sobą najdziwniejsze i najmniej przewidywalne rzeczy bez obaw, że ktoś pozna prawdę, że nasz słaby punkt czy czarna strona naszego oblicza, której świat nie zna, mogą zostać odkryte. Ujawnione. Przy osobie, nam bliskiej, zaufanej nie ma tego skrępowania, braku poczucia własnej wartości. Jesteśmy tylko my dwoje, szczęśliwi i pełni życia, pozytywnego nastawienia, które kumuluje się w naszych organizmach za pomocą czasu, każdego razem spędzonego momentu. Podobno żyjemy w podłym świecie, w czasach kiedy miłość to zwykły status na portalu dla mas czy papierek w urzędzie, w latach kiedy słowo „Sorry” zastąpiło to magiczne „Przepraszam” wypowiedziane z uczuciem i łezką w oku, ponieważ po co się fatygować jak można napisać krótkiego SMS-a? Tak, mamy dwudziesty pierwszy wiek, przełom. Ludzie nie są już tak uczuciowi i spontaniczni. Żyją jak roboty, zapominając o tym, że mają serce i duszę, zapominając o uczuciach, które jeszcze kilka lat temu dawały tyle energii, sprawiały, że mieliśmy siłę na tak wiele. Wiedzieliśmy, że jest sens wstawać rano ponieważ za chwilę spotkamy rodziców, przyjaciół czy też naszą drugą połówkę, bratnią duszę, miłość naszego jakże nudnego życia, które dzięki niej nabiera barw.
Możliwe, że się na tym nie znam. Cóż jestem zwykłą szesnastolatką, która straciła w wypadku rodziców, wyjechała z miasta, które kochała. Porzuciła dom i przyjaciół żeby z przymusu, nie własnej woli, zacząć życie w innym miejscu. Możliwe, że z powodu nudy czy rozpaczy, naczytałam się książek i naoglądała pustych filmów i to  z nich wydobywam tę mądrość, gdyż sama jeszcze nie przeżyłam na tyle dni żeby móc snuć takie domysły. Możliwe, że jestem bajkopisarką i mam bujną wyobraźnie, która mnie kiedyś zwiedzie na manowce, pokaże, że nigdy nie było czegoś takiego jak miłość, zaufanie i prawdziwe „Przepraszam”. Możliwe, że ludzie już w epoce kamienia łupanego wysyłali sobie SMS-y w jakiś tam magiczny sposób. Wszystko jest możliwe, a ja mogę tylko śnić, śnić o lepszym świecie i ludziach. O przeszłości, która miała swoje wspaniałe momenty i przyszłości, która też może być tak samo ciekawa. Wszystko jest możliwe w moim śnie zwanym życiem, z którego nie chcę się otrząsnąć, jednak jeżeli kiedyś będę musiała, to za chwilę, nie teraz. Nie w momencie kiedy bez żadnych zobowiązań leżę na rozłożonym, samochodowym krześle obserwując gwiazdy i popijając kawę. Nie teraz, gdy obok leży człowiek, który uratował mnie przed zatraceniem i monotonią życia. Nie w chwili, kiedy z głośników sączy się cicha muzyka a my rozkoszujemy się swoim towarzystwem.
-A tą znasz? – powiedział cicho Mailk, kiedy piosenka puszczana z płyty zmieniła się już kolejny raz tego wieczora. Przymknęłam lekko powieki i starałam się wsłuchać w słowa, w tekst, poznać wykonawcę i utwór.
-Bruno Mars? – zapytałam niepewnie, spoglądając na chłopaka, który z delikatnym uśmiechem zajadał się lukrowanym ciastkiem.
-Wykonawcę mamy, a tytuł? –przekręcił głowę w moją stronę mierząc mnie uważnym wzrokiem. Może lepiej byłoby zgasić to głupie światełko, które paliło się nad nami? Wtedy przynajmniej nie widziałabym jak te jego czekoladowe tęczówki rozgryzają mnie od środka, jakby to była najłatwiejsze i najnormalniejsze zajęcie pod słońcem.
-Sama nie wiem – wywróciłam z rozbawieniem oczami i odstawiłam kubek po kawie do tekturowego spodka.
-No, Ann nie powiesz mi chyba, że się poddajesz – zaczął się droczyć ze mną, jakby nieznanie tej piosenki było czymś złym, potwornym i karalnym w naszym świecie – Jeżeli nie zgadniesz, nie dostaniesz ciastka – poruszył zabawnie brwiami.
O co mu chodziło?  Chciał coś udowodnić? Pokazać jak dobrze zna się na muzyce, czy pochwalić znajomością play listy tatusia?
-Ej, zgadłam wykonawcę, więc połowa ciastka mi się należy! – pisnęłam z nutką żalu w głosie. W sumie to nie miałam ochoty na ciastko, jednak fakt, że miało być ono wygraną w jakiejś zabawie z Zaynem sprawiał, że pożądałam  go bardziej niż czegokolwiek w tym momencie. Pożądałam wygranej i przewagi nad tym człowiekiem.
-Nie – pokręcił głową i zaczął bawić się lukrowanym przysmakiem jakby to było coś wspaniałego, idealnego. Coś ponad otaczający nas system, który on złamał a ja nie potrafię. – No dajesz, jakie znasz piosenki Marsa?
-„Lazy song” odpada bo to znam na pamięć – zrezygnowana ponownie położyłam się na rozkładanym fotelu – To może… „It will rain”? – przeniosłam wzrok na chłopaka z nadzieją, że mój traf był celny. Cóż, jego mina mówiła sama za siebie.
-Dobra, wiedziałaś. Masz – z miną zbitego kundla podał mi ciastko i także oparł się o fotel zakładając ręce za głowę. - Cause there'll be no sunlightif I lose you, baby… - brunet zanucił fragment utworu.
Przymknęłam delikatnie oczy i wsłuchana w muzykę starałam się rozkoszować tym momentem, chwilą zwycięstwa oraz czasem kiedy nic poza samochodem nie było ważne. Miałam w nosie to czy ktoś się teraz o mnie martwi, zastanawia co robię, gdzie jestem. W tym momencie nie interesowała mnie nawet godzina. Liczył się tylko ten spokój, opanowanie. Chwile kiedy moje serce czuło się takie lekki, spokojne. Nie martwiłam się o nic. Nie przejmowałam się samotnością i brakiem zrozumienia. Tęsknota odeszła, możliwe, że tylko na chwilę jednak teraz jej nie było. Została w Bradford, w małym czerwonym pokoju razem ze stertą zdjęć i wspomnień, które choć tak wspaniałe potrafiły ranić.
-I'll never be your mother's favorite, your daddy can't even look me in the eye… - Zayn najwyraźniej wczuł się w rolę wokalisty co mu nawet pasowało. Chłopak posiadał przyjemny, ciepły głos. Śpiewał czysto i z akcentem, oryginalnym akcentem, który zapewne zawdzięczał muzułmańskim korzeniom. – Genialna jest ta piosenka – szepnął przerywając swój występ.
-Nie jest najgorsza – spojrzałam w jego stronę. Nie zmienił swojej pozycji, ręce nadal miał założone za głowę, natomiast oczy utkwione w dachu samochodu, jakby to był jeden z najciekawszych punktów tego miejsca. – Ładnie śpiewasz – pochwaliłam go z nadzieją na jakąkolwiek zmianę. Nie myliłam się. Kąciki jego ust od razu powędrowały ku górze w oznace radości.
- Dziękuję – szepnął i przekręcił twarz w  moją stronę. Jego czekoladowe tęczówki zatrzymały się na chwilę na mojej twarzy. Radość jaka z nich emanowała była przytłaczająca. Chociaż Zayn starał się zachować spokój i opanowanie, nie ukazywać co go cieszy i martwi to jego oczy go zdradzały. Zawsze. Pokazywały co tak naprawdę czuje, ukazywały jego niesforną duszę, były zwierciadłem, w którym można było odczytać każdy szczegół, nawet ten najdrobniejszy.
Przymknęłam delikatnie powieki, nie mogłam znieść tego uczucia, kiedy on bez żadnych oporów, nic nie mówiąc przyglądał mi się jakbym była czymś do zjedzenia? Nie, to głupie porównanie. Jakbym znaczyła dla niego więcej niż przeciętny przechodzień, którego mija każdego rana idąc do szkoły. Więcej niż przyjaciele i zwykli kumple, koleżanki z klasy. Jakbym nie była zwykłą Ann Lee-Palmer a raczej kimś wartościowym, za kogo oddałby życie, skoczył w ogień.
Wiem, że może przesadzałam, może odbierałam źle te czy inne oznaki. Przecież się nie znaliśmy zbyt dobrze. W ciągu tygodnia nie można na tyle poznać drugiego człowieka, żeby stwierdzać, że wie się o nim wszystko. W sumie, to ja nic o Zaynie nie wiedziałam. Pomijając kilka nieistotnych faktów, które wyszły z niego podczas jednej, czy drugiej rozmowy. Kiedy opowiadał to i owo ze swojego życia, uchylając rąbka tej tajemnicy, jaką był on sam.
-Chyba musimy się zbierać – szepnął kolejny już raz tego wieczora. Tak właściwie to dlaczego mówił szeptem? Przecież byliśmy tutaj tylko my dwoje i nikt więcej.
Na dźwięk jego słów, niespiesznie otworzyłam oczy. Widok przede mną zmienił się diametralnie. Chłopak nie leżał już na rozłożonym fotelu, a wyprostowany szukał kluczyków, którymi za chwilę miał odpalić samochód. Westchnęłam cicho i składając samochodowe siedzenie, powróciłam do pozycji siedzącej. Kubki po kawie postawiłam na podłodze i czekałam cierpliwie aż mój towarzysz wprowadzi w ruch czterokołową maszynę. Cisza i napięcie jakie panowało w samochodzie zostało przerwane cichym pomrukiem, ogromnego samochodu terenowego. Zayn opierając swój łokieć na moim siedzeniu i obserwując widok za tylnią szybą niespiesznie wycofał pojazd na polną drogę, którą kilka godzin temu przyjechaliśmy do tego zjawiskowego miejsca.
Chociaż ten wieczór spędziliśmy poza miastem i wydawać by się mogło, że podróż zajmie nam sporo czasu to wcale tak nie było. Dojazd do ulicy Świętego Patryka w Bradford trwała niespełna kilkanaście minut. Minut, które oboje przemilczeliśmy kolejny raz rozkoszując się spokojem i muzyką, która niczym lek na każdą chorobę sączyła się z głośników dając pewnego rodzaju szczęście i opanowanie. Otaczając ciało i zmysły człowieka, w szczególności słuch, przenosiła do innej krainy. Do miejsca gdzie słowa i gesty nie były potrzebna, wystarczała tylko melodia, nie potrzeba było nam zbędnych dialogów, wymiany zdań na temat pogody.
-No i jesteśmy – powiedział Zayn parkując samochód pod niewielkim domkiem jednorodzinnym, który wyglądał jakby spał. Pogrążony w  ciemności nie dawał żadnych oznak życia. – Chyba nikogo nie ma. – uśmiechnął się delikatnie w moją stronę.
-Ciocia i wujek pojechali do Londynu a Margo i Kevin pewnie są na jakiejś imprezie – wzruszyłam ramionami i spuszczając wzrok zaczęłam odpinać pas zabezpieczający.
Sama nie wiem dlaczego tak szybko chciałam uciec, przecież spędziliśmy razem miły wieczór. Powinno mi zależeć na tym, żeby przedłużyć go jeszcze o kilka chwil, ułamków sekund, spojrzeń, słów czy uśmiechów, które sprawiały, że moje serce tańczyło jak szalone, krzyczało z radości.
-Dzięki za miłe popołudnie – powiedziałam, kiedy moje ciało zostało już uwolnione od uścisku pasa. Lewą rękę położyłam na metalowej klamce i przymykając oczy pociągnęłam za nią delikatnie.
-Ann… - chłopak złapał mnie za nadgarstek, zmuszając żebym odwróciła się w jego stronę – poczekaj chwilę – szepnął ciszej kiedy moje oczy zostały zwrócone w jego kierunku. Serce przyspieszyło tempa, a ja czułam jak ręce zaczynają mi się pocić z nerwów. Nie byłam jeszcze przygotowana na jakiekolwiek wyznania, uściski czy pocałunki. Nie chciałam psuć tej więzi, która narodziła się między nami. Nie chciałam jej posuwać do przodu bez pewności, że może to być coś więcej niż przyjaźń. Potrzebowałam czasu, żeby zdobyć sto procent zapewnienia, że to jest ten człowiek u którego boku pragnę spędzić życie.
Wiem, że przesadzałam. Możliwe, że byłam staromodna gdyż każda dziewczyna w tym momencie marzyłaby, o tak poetycko zwanym „prze lizaniu” Malika. Jednak dla mnie pocałunek nie był czymś ot takim, o czym za chwilę zapomnę. Dla mnie to była oznaka uczucia, które nas połączyło. Pewnego uczucia, a nie tylko sterty przypuszczeń.
-To ja Ci dziękuję – jego twarz przybliżyła się powoli do mojej. Czułam jego oddech, zapach orzechowego latte i lukru, którym były polane ciastka. Czułam, że jest coraz bliżej i jeżeli go nie powstrzymam to cała moja definicja pierwszego pocałunku legnie w gruzach.
-Nie ma za co – przysunęłam się bliżej i zwinnie wymijając jego usta, własnymi, delikatnie musnęłam ciepły policzek chłopaka. – Do zobaczenia w szkole – odsunęłam się od niego. Nie miałam ochoty spoglądać mu w oczy. Bałam się, że mogę zobaczyć smutek, iskierki zawodu. Wiem, że Zayn mógł liczyć na coś więcej niż zwykły pocałunek w policzek, jednak dla mnie było jeszcze za wcześniej. Przesadzam? Cóż, nic na to nie poradzę, mam swoje zasady, których przestrzeganie sprawia mi pewnego rodzaju przyjemność.
-Dobranoc – szepnął kiedy otwierałam drzwi.
-Dobranoc Malik – powtórzyłam i wysiadając z pojazdu szybko podbiegłam do metalowej furtki. Pchnęłam ją delikatnie i nie odwracając się w stronę ulicy, spacerkiem przeszłam wzdłuż ogromnego trawnika i podjazdu samochodowego.
Kiedy męczyłam się z otworzeniem drzwi, tuż za mną rozległ się cichy odgłos odpalanego silnika. Odwróciłam się w jego kierunku, jednak pojazdu już nie było. Zniknął, odjechał wraz ze swoim kierowcą, który wniósł szczęście do mojego życia.
 -Gdybyś tylko wiedział, ile to dla mnie znaczyło – szepnęłam sama do siebie i delikatnie popychając drzwi weszłam do mieszkania, które pogrążone w ciemności odpoczywało od życia, od ludzi i ich problemów. Wydawało się takie lekkie, spokojne i inne.
Nie zapalając żadnych świateł, od razu udałam się na górę. Nie miałam siły ani ochoty żeby przygotowywać sobie jakąś kolację czy odsłuchiwać wiadomości na automatycznej sekretarce, chociaż ciocia i wujek zawsze kazali nam sprawdzać, czy są jakieś nowe wiadomości głosowe.
‘Kevin się tym zajmie’, pomyślałam rzucając czarną torbę na krzesło i wygodnie rozkładając na skórzanej kanapie. Pragnęłam odpłynąć, zapomnieć o sprawach przyziemnych i kolejny  raz poczuć się jak w samochodzie, w towarzystwie Zayna, jak w tych momentach kiedy problemy były tak odległe, nieważnie.
Przymknęłam zmęczone powieki. W uszach kolejny raz rozbrzmiewał jego głos, nucący cicho piosenki z play listy, a przed oczami widniał portret. Portret zniewalająco przystojnego bruneta o czekoladowych oczach i ciemnej karnacji. Chłopaka z krzaczastymi brwiami i kolczykiem w uchu, który niczym nieskrępowany kolejny raz okalała moje ciało swoim spojrzeniem.
-Dziękuję – szepnęłam cicho a po moich policzkach spłynęły pojedyncze łzy, łzy szczęścia. Chociaż nie słyszał tego słowa to było ono przepełnione uczuciem, prawdziwą wdzięcznością, której nic nie zniszczy. Dlaczego? Cóż to właśnie niemu zawdzięczałam każdy ten uśmiech, który pojawiał się na mojej twarzy. To on sprawiał, że nie płakałam z tęsknoty. Odrywał mnie od przeszłości, pomagał tworzyć nową, lepszą przyszłość. Był światełkiem w tunelu. Pomocą, której nawet nie spodziewałam się w Bradford. Lecąc tutaj myślałam, że zostanę sama, że zamknę się na świat i na ludzi, że nie będzie mnie obchodzić nic ani nikt. Jedynym na czym się skupię to rozpamiętywanie przeszłości. Jednak on na to nie pozwolił. Zapewne nieświadom swoich poczynań i zasług, nawet nie wyobraża sobie przed czym mnie uratował. Pokazał, że chociaż straciłam tak wiele to nie powinnam się poddawać, ponieważ mogę stracić jeszcze więcej.
Kolejne łzy spłynęły po moich zarumienionych policzkach. Kolejne tego dnia, kolejne w tym tygodniu, jednak inne niż te wszystkie dotycz as wypłakane. To były łzy przepełnione szczęściem, szczęściem i wdzięcznością dla człowieka, który chociaż praktycznie obcy stał mi się tak bliski, tak ważny.


Po niewielkim, czerwonym pokoju rozszedł się dźwięk budzika, piekielnej maszyny, która wyrwała mnie z krainy snu zadowolona zapewne z siebie, że w tak błahy i banalny sposób może niszczyć marzenia innych. Czy coś mi się śniło? Nie, chyba nie. Jednak, nawet jeżeli żadne obrazy nie pojawiały się pod moimi powiekami, to sen i tak był najwspanialszą formą odpoczynku, która po tak wielu przeżyciach pozwalała się zrelaksować, uspokoić i odprężyć.
Przecierając oczy podniosłam się z kanapy, na której spędziłam całą noc. Nie miałam siły na przechodzenie na materac czy przebieranie się w piżamę. Nie miałam nawet na to ochoty, ponieważ bluzka ciągle pachniała samochodem chłopaka, gorzką kawą i słodkościami jakie jedliśmy. Była dla mnie takim przyjemnym, uspokajającym elementem całej tej układanki, która dokądś miała mnie zawieść.
Złapałam niebieski szlafrok wiszący na oparciu od krzesła i niczym duch, najciszej jak potrafiłam powędrowałam do łazienki. Tak, na kąpiel wczoraj też nie miałam siły.
‘Rozleniwiłaś się Ann, oj rozleniwiłaś’, pomyślałam zamykając za sobą drzwi łazienki. Szybki, zimny prysznic postawił mnie na nogi, sprawiając, że na chwilę nawet zapomniałam o wszystkim co wydarzyło się wczorajszego wieczora. W sumie, to nic takiego się nie wydarzyło. Porozmawialiśmy, pomilczeliśmy, posłuchaliśmy muzyki i… Były to jedne z najlepiej spędzonych godzin w ostatnim czasie. Lepsze niż wypad na kręgle czy rozmowy na Skypie z przyjaciółmi, za którymi tęskniłam niczym sucha studnia za wodą. Dobra, głupie porównanie.
Ubrana w niebieski szlafrok, z mokrymi włosami i bez ochoty na ich suszenie zeszłam na dół. Spokój jaki panował w mieszkaniu był nie do wytrzymania. Weszłam do kuchni, wyciągnęłam mleko z lodówki i nalałam go do miski z czekoladowymi płatkami. Najmniej dietetyczny posiłek na mojej liście, najmniej odpowiedni a dający tyle szczęścia. Przywołujący uśmiech na twarzy i obraz z czasów dziecięcych, kiedy zajadając się nimi oglądałam bajki od Disney’ a.
Z niebieską miską w jednej dłoni i łyżką w drugiej usadowiłam się na niewielkiej kanapie w salonie. W sumie, to mogłam zająć miejsce przy stole w kuchni, gdyż pomieszczenia te były połączone łukiem i bezproblemowo mogłam oglądać telewizję spożywając śniadanie jak na człowieka przystało, jednak ja zawsze wolałam być inna. Opierając miskę o kolano, żeby jej zawartość nie wylądowała na moim uroczym szlafroku, zaczęłam zmieniać kanały w nadajniku.
Pierwsza stacja, poranny dziennik, informacje z kraju i ze świata, nic ciekawego, nuda, co mnie to obchodzi? Dalej. Program drugi, kanał kulinarny.
-Dzisiaj przygotujemy roladki wołowe…- przygruby kucharz zaczął swój wywód na temat dobrze umytego mięsa, paranoja. Dalej.
Stacja trzecia, porannym program śniadaniowy nadawany z lokalnej bradforskiej telewizji, idealny na nudny poranek. Trochę informacji o wydarzeniach z ostatniego czasu, zarówno w świecie show biznesu czy też z krainy polityki. Odrobina humoru i młodzi prowadzący. Tak, to jest to.
Uśmiechnęłam się delikatnie pod nosem, zadowolona z własnego wyboru. Własnego osiągnięcia. Odkładając pilot na kanapie, zaczęłam pałaszować moje śniadanie i wsłuchiwać się w słowa młodej kobiety.
-Wracamy po przerwie, ze zdwojona dawką informacji dla państwa i niespodzianką, na którą zapewne czeka każda nastolatka, która w tym momencie przeklina nas w myślach za to, że przedłużamy! – rozbawiona ze swojego pseudo poczucia humoru kobieta, zarzuciła czarne włosy za ramię i spojrzała na kolegę, który razem z nią prowadził program. – To co, Mark? Nie trzymamy ich dalej w tym napięciu, prawda?
-To ty przedłużasz, Kate – mężczyzna poruszył zabawnie brwiami a brunetka sprzedała mu delikatną sójkę w bok.
-Ja tylko buduję napięcie! – skarciła towarzysza – Ale dobrze, nie przedłużajmy! Oto co mamy dzisiaj dla niejednej nastolatki! Zespół, który pokochał każdy. Zespół, który podbił świat i zawładnął sercami niejednej dziewczyny na tej planecie! Kobiety nawet zaczęły wnosić pozwy o rozwód, kiedy poznały tą zniewalającą piątkę… - co za paranoja, uśmiechnęłam się pod nosem -… Przed państwem, właśnie w naszym programie, na naszej kanapie, One Direction! -  krzyknęła kobieta a cichy pisk, przepełniony niechęcią wydobył się z moich ust. Dłonią zaczęłam szukać czarnego pilota, który zajmował zaszczytne miejsce obok mnie, kiedy moją uwagę przykuł widok znajomej twarzy. Chłopak o zielonych oczach, uśmiechnięty od ucha do ucha, otoczony burzą brązowych loków wbiegł do pomieszczenia i machając ręką i usiadł na kanapie. Moje serce przyspieszyło swoje tempo, kiedy zaraz obok niego usiadł drugi członek zespołu. Miał na sobie bluzkę w paski i czerwone rybaczki, jego niebieskie oczy cieszyły się jak w dniu kiedy się poznaliśmy, także zadowolony z siebie i swojego wejścia, nawet nie zwrócił uwagi, kiedy obok niego usiadł blondyn.
-Co jest? – szepnęłam zaskoczona widokiem chłopców. Zaskoczona widokiem Harry’ ego, Louisa i Nialla. To niemożliwe, niemożliwe żeby ta trójka należała do tego całego One Direction, które liczyło ponoć pięciu członków a skoro brakowało jeszcze dwóch to... – Niemożliwe – pisnęłam niczym skarcony psiak, dziecko, któremu odebrano zabawkę. Jak mogłam się tak pomylić co do tego człowieka, do tych ludzi. Miska z płatkami wylądowała na drewnianej podłodze, a ja wyprana z jakichkolwiek uczuć, z burzą myśli w głowie nie dopuszczałam do siebie tej informacji – Niemożliwe – powtórzyłam z nadzieją, że cały ten program, poranek okaże się za chwilę snem. Za kilka minut się obudzę i zadzwonię do bruneta i śmiejąc się, opowiem jakie głupoty mi się śniły.
Minuty mijały. Na ekranie pojawiła się pozostała dwójka, a ja z rozszalałym od nerwów sercem odsuwałam od siebie bolesną prawdę. Fakt, że życie kolejny raz zagrało na moich uczuciach.
___________________________________________

Majowy weekend dobiega końca. Sobotnie popołudnie a ja się waham czy dodawać wam te moje wypociny, czy skasować całą treść z pamięci komputera i pisać jeszcze raz. Prawdę powiedziawszy miałam masę wątpliwości co do tego rozdziału. Bałam się, że za dużo napisałam, że za szybko chociaż to moje przedłużanie ostatnio zaczyna mnie denerwować, jednak nie pytajcie dlaczego bo sama nie wiem.
Jedyną osobą, która przekonała mnie, że jednak jakiś sens jest w tym rozdziale, fragmencie posklejanych słów była Gabrielle i to jej powinniście dziękować – jeżeli się wam podoba – ponieważ gdyby nie ona to zapewne kolejnych kilka dni czekalibyście na siedemnastkę.
Moje zdanie na jej temat… Wydaje mi się taka dziwna, jakaś inna, sama nie wiem dlaczego. Osobiście uwielbiam początek, jednak koniec, totalna klapa dla mnie. Nie wiem, może poszłam po najniższej linii oporu i zaczynając fragmentem na wysokim poziomi stoczyłam się na dno. Możliwe, jednak już tego nie poprawię. Przez kilka godzin dumałam jak mogę to naprawić i nic nie przychodziło mi do głowy. Totalna pustka. Postanowiłam, że zostawię tak jak jest a następny rozdział napiszę w stu procentach idealnie. Mam nadzieję, że tym was nie zniechęciłam.
Ach, jeszcze chciałabym powiedzieć to i owo na temat komentarzy i waszej obecności tutaj. Najpierw pragnę podziękować za każde miło słowo, za każdą oznakę, że jesteście, czytacie. Jedna z was napisała mi w komentarzu, że zdarzają się błędy ortograficzne, jakieś pomyłki, przepraszam najmocniej po prostu nie jestem humanistką, mam umysł ścisły i to, że piszę to i tak wielki cud.
Dlatego jeżeli traficie na jakiś błąd to nie przejmujcie się, poprawcie mnie w myślach czy rozstrzelajcie. Ach no i dziękuję, że zwróciłaś mi uwagę.
Dziękuję także za coś jeszcze. Podczas długiego weekendu liczba odwiedzin przekroczyła 10000, nawet nie wiecie jak nisko mi szczęka opadała. Dziękuję też za tak liczne grono obserwatorów, których jest aż 36 i te wszystkie przychylne mojej pseudo twórczości słowa. Kocham was i nawet nie wiecie jak cieszę się z waszej obecności.
Dziękuję ♥

20 komentarzy:

  1. Jezu dziewczyno kocham Cię ! Cudownie piszesz, ciekawie i wgl. Od początku nie mogłam się doczekać kiedy Ann dowie się prawdy i byłam pewna, że Zayn jej powie a tu proszę. Rewelacyjny rozdział tak jak pozostałe <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No nareszcie znalazłam chwilę żeby skomentować. Choć tak właściwie to po co? Przecież doskonale moje zdanie znasz, a to, że się muszę tak powtarzać zaczyna mnie powoli irytować. No nic, takie życie. A więc kocham ten rozdział, to jak cudownie piszesz o szarej codzienności (o ile codzienność w towarzystwie Malika może być szara :p), to jak idealnie dobierasz słowa i jak świetnie równoważysz fragmenty przemyśleń z akcją. Oj po prostu uwielbiam i Ty dobrze o tym wiesz ;) Jestem bardzo ciekawa jak Ann zareaguje na to wszystko. Czy to będzie coś przewidywalnego w stylu, będzie się obrażała, obrażała, aż w końcu wybaczy i będzie bajer w ciapki, czy nas może zaskoczysz ;) Mam nadzieję, że zdradzisz mi tą tajemnicę, jako że mam większe przywileje od reszty czytelniczek (przepraszam, ale taka prawda :p)... No cóż mogę tylko czekać na kolejny, genialny, przedpremierowy rozdział na moim GG ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Zacznę od zwyczajnego "cześć". No więc Cześć. W komentarzu na moim blogu rozpisałaś się dość... długo i teraz przyszedł czas na mnie. Zacznijmy od tego, że bardziej od dialogów uwielbiam przemyślenia bohatera, których jest tutaj sporo. Przeczytawszy pierwsze zdanie wydawało mi się to opowiadanie takie banalne, ale skarciłam się i dotrwałam do końca i zrozumiałam, że to jest po prostu cudowne. Każde słowo czyta się z lekkością. Nie wiem jak to robisz, że potrafisz tak zaczarować czytelnika, nie wiem gdzie nauczyłaś się tak pisać i nie wiem jak taki geniusz może trwać w "bloggerowej" społeczności, ale zazdroszczę ci począwszy od czytelników na talencie pisarskim skończywszy. I zgodzę się z tym, że nie dosięgasz mi do pięt- tak jesteś już o kilka pięter wyżej ode mnie. Jestem twoją wierną czytelniczką i nią pozostanę do końca, a nawet trochę dłużej. :)
    A.

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy Twój rozdział budzi we mnie tyle emocji nie do opisania, że to jest szok. Kocham jak piszesz! Każdy Twój opis pobudza mnie do różnych przemyśleń. Sama nie wiem co mam jeszcze napisać, bo mam tyle myśli naraz przez Twoje rozdziały jak nigdy dotąd gdy czytałam inne blogi.Mam nadzieję, że Ann się nie obrazi na Zayna.:) Nie mogę się doczekać następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  5. bardzo mi się podoba. Podoba mi się, że to już jest siedemnasty rozdział, a ty nadal ich 'nie połączyłaś' :)
    Czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  6. Mega mega mega ! <3
    Wkońcu sie dowiedziała ze on jest z One Direction ale ma sie z nim nie kłócić ani go nie unikac niech oni beda razem :o JAk ja juz chce nastepny rozdział :D
    Pisz jak najszybciej <3 *__*

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojj no i wyszło szydło z worka a było już tak przyjemnie. Cud, że nie pobiegła z tą miską do niego, żeby go zatłuc na wizji bo program szedł na żywo. Ciekawie mogłoby to wyglądać. Oni tu sobie spokojnie udzielają wywiadu a nagle, niespodziewanie, wdziera się do studia uzbrojona w czekoladowe płatki panna Ann xD Hit wszystkich porannych stacji telewizyjnych.
    Ogólnie ciekawi mnie jak ona na to wszystko zareaguje. W zasadzie Malik niczemu nie zawinił czy nie skłamał, ona też o nic nie pytała. Przemilczał kilka spraw ale nikt nie powiedział, że musi się z nią dzielić historiami z trzech pokoleń wstecz. Zresztą ona też mu o sobie nie powiedziała istotnej rzeczy więc jej złość-gniew-wściekłość jakkolwiek to nazwać powinny być stonowane, mało katastrofalne.
    Chociaż z drugiej strony ona jest nieprzewidywalna więc może nawet mu o tym nie powie chcąc sprawdzić czy kiedyś sam zdradzi jej tą tajemnicę? No nie wiem, nie ma zbytnio co gdybać bo jako autor pewnie nas zaskoczysz. Tak czy siak czekam na następny :P
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. no więc Hej:) bardzo się cieszę że dodałaś ten rozdział jest naprawdę świetny:D Dziękuje Gabriele :* bardzo lubię twoje opowiadanie ponieważ jest inne od wszystkich. takie wyjątkowe :) zapraszam do mnie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Jejku cudownie! Poprzedniego rozdziału nie komentowalam, bo przeczytałam go przed chwilą, ale też był fantastyczny! Chociaż jakieś ,,cudownie", czy ,,fantastycznie" nie opisują w pełni Twojego talentu i tego jak piszesz! To jest coś niesamowitego!!! :-) Co do rozdziału, No boski! Ale błagam! Niech ona się nie obraza na Zayna. Tzn., wiem, że to zrobi, jakoś tak to czuję. Albo raczej domyślam się po przeczytaniu końcówki. Ale przecież on jej nie okłamał. Co niby zrobił złego? Zwyczajnie jej nie powiedział, ze jest w zespole. Tak samo jak nie powiedział jej zapewne jeszcze wielu innych rzeczy o sobie. Więc dlaczego ona jest na niego zła? W sumie trochę to rozumiem, ale... No jejku! Niech mu wybaczy i niech juz w końcu będą razem, bo się nie mogę doczekać ;-)) A tak serio, przecież ja nie mam prawa Ci mowic, co masz pisać ;-) Jest super i myślę, że będzie jeszcze lepiej ;-) O ile to wogóle możliwe :-) Ale mam nadzieję, że oni będą razem. I ze szybko mu wybaczy. Zresztą, pożyjemy zobaczymy ;-) Czekam na next! Błagam, pisz szybko, bo nie wytrzymam! :-D

    OdpowiedzUsuń
  11. Rozdział jest cudowny, zresztą jak zawsze. Bardzo mi się podoba. A te twoje przemyślenia...są naprawdę świetne. Zastanawiałam się kiedy i jak Ann dowie się o zespole, ale nie spodziewałam się, że to już w tym rozdziale. A było miedzy nimi już tak pięknie, myślałam, że wszystko się ułoży a tu taka niespodzianka. Niech ona się na nigo nie wścieka bardzo. Pokrzyczy, pokrzyczy Malik da jej buziaka na zgodę i będzie dobrze xd. Nie, no żartuje. Zapewne nas czymś zaskoczysz.
    Miałam wrażenie, że w tym rozdziale było jakoś tak mało Ann i Zayn'a. Może to przez tą dużą ilość przemyśleń.
    Czekam na następny.

    Cassie

    OdpowiedzUsuń
  12. Po moich policzkach spłynęła łza,a ręce przeszedł ciepły dreszcz.Każda literka,każde słowo,każde zdanie tak na mnie działało.Co się stało z twoją głowo?Co Ciebie szatan opętał?Piszesz cudownie,zataczam się tym opowiadaniem,analizuje je sobie w głowie.Nie kończ pisać,bo to będzie najgorsza dla nas rzecz.Myśl pozytywnie.Skoro jesteśmy czytelnikami to na pewno nigdy nie przestaniemy czytać.Każdy popełnia jakieś błędy.Każdy może źle pisać.Ty tak nie robisz.Piszesz tak ,że chciałabym się znaleźć w tym opowiadaniu.Czuje się jakbym tam była.

    OdpowiedzUsuń
  13. Mała prośba odwiedź mojego bloga.Poczytasz sobie po komentujesz.Ale dodasz szczerą i pełną energii opinie.Nie będziesz się zastanawiać czy mnie zranisz złymi słowami.Po prostu zrobisz co do ciebie należy .
    Link : http://tell-me-a-lie-one-directionn.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  14. Naprawde super!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  15. świetny rozdział
    i szybko oczekuje następnego ♥♥♥♥♥
    :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Cześć. Śledzę twoje opowiadanie od samego poczatku i uważam, że jest świetne. Po prostu kocham to jak laczysz słowa w zdania. Czekam na kolejny. Wpadnij do mnie. www.harrystyleslifebeforedeath.blogspot.com. / Zuzia <3

    OdpowiedzUsuń
  17. Wow. Cudo. Nawet nie wiem co napisać. Bo to jest genialne. Każde słowo jest idealne. Jestem pod wielkim wrażeniem. Kurde, przez Ciebie popadam w kompleksy!
    Cieszę się, że Ann nie jest jeszcze z Zaynem, ale martwi mnie to, w jaki sposób dowiedziała się o zespole. W sumie jej reakcja jest nie do przewidzenia. Na pewno poczuje się oszukana, ale co dalej... nie mam pojęcia. A więc z niecierpliwością czekam na nn! xxx
    + Zapraszam do mnie.

    OdpowiedzUsuń
  18. dziś znalazłam twój blog
    spodobał mi się
    naprawdę świetny , tak jak każdy rozdział :D
    jeju nie wiem co jeszcze napisać , tak mnie wciągnął , że wszystkie rozdziały przeczytałam a jest ich dużo :D
    informuj mnie o kolejnych :D @beautiful_body1

    zapraszam do mnie : zapamietaj-mnie-taka-jaka-bylam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  19. Głupio przyznać, ale dopiero teraz zabrałam się za czytanie twojego opowiadania :3 Szczerze żałuję, bo jest niesamowite, musisz mnie pochwalić, że sięgnęłam, bo bym żałowała do końca swego marnego żywota haha, jakie literackie metafory lecą (:
    No cóż, lubię tutaj postać Zayna, niby taki słodki arogancki chłopak, a jednak daje człowiekowi radość i zdolność ufności.
    Gdybym była na miejscu Ann w życiu Warszawy nie odezwała bym się więcej do chłopaków. Dlaczego nie powiedzieli jej od razu, no?! Nie można tak ludzi okłamywać. To chore jest. Pewnie moja miska zostałaby rzucona o podłogę, a nie spadłaby, ale oto jest różnica charakterów.
    Napiszę ci tu jeszcze, ze jak opisywałaś pogrzeb rodziców Ann popłakałam się. Pierwszy raz, czytając czyjeś opowiadanie wzruszyłem się. Ryczałam i ryczałam, i nie umiałam przestać, tak bardzo emocjonalnie piszesz.

    Jeśli chodzi o to 'kłamstwo' Malika. W sumie nie można powiedzieć, ze okłamał. Omijał bardzo szerokim łukiem niektóre prawdy, a że Ann się nie dopytywała? Normalna dziewczyna zasypałaby chłopaka w takim momencie milionem pytań i nie czekając na odpowiedź, zadawałaby kolejne.
    Ann i tak pewnie wybaczy Malikowi, ale sądzę, ze nie zrobi tego tak prędko, będzie się musiał chłopak trochę wysilić (:
    Chyba się trochę rozpisałam, więc skończę te moje wypociny. Postaram się komentować każdy rozdział na bieżąco, ale nie obiecuję haha. Czekam na następny i notka do Ann od cioci: A ni mi się waż zostawić tej miski na podłodze, młoda damo! :3 [directionstory-second-life]

    OdpowiedzUsuń