-Zaufanie? - zapytał zaskoczony. Najwyraźniej zbiłam
go z tropu. Cóż, trudne pytanie po ciężkim weekendzie? Też się zdarzają, jednak
trzeba stawić im czoła. Skinęłam tylko lekko głową. Nie miałam ochoty, mówić
więcej. Bałam się, że w pewnym momencie może mi zadrżeć głos. Sama nie wiem czy
z nerwów czy też z żalu. Nie wiem. - Zaufanie... - odchylił się delikatnie na
drewnianej ławeczce, prawą dłonią mierzwiąc swoje, kruczoczarne włosy.
Rozmyślał, rozważał co powinien powiedzieć. Bał się? Bał się tego, że może coś
zepsuć. Spokojnie, więcej rozwalić się nie da. - Są na świecie ludzie, którzy
znaczą dla nas wiele. Osoby, którym mówimy o wszystkim wiedząc, że one to
zrozumieją, nie wyśmieją. Wiemy, że ci ludzie akceptują zarówno nasze zalety
jak i wady. Tolerują każdy głupi wybryk i zachowanie... - mówił, patrząc przed
siebie, jednak mnie już nie było nic więcej w tym momencie potrzebne.
Wystarczył sam początek jego rozważania, żebym mogła stwierdzić, czy tak
naprawdę mi ufał. Powoli wstałam z ławeczki i założyłam torbę na ramię. Nic
więcej od niego, nie chciałam. Nie chciałam żadnych wyjaśnień, czy też
tłumaczeń z podtekstem „Ale, ja chciałem dobrze”.
Przepraszam,
całym moim sercem przepraszam, jednak w tym momencie to tylko ja sama wiem, co
dla mnie jest dobre. Nikt, żadne człowiek dookoła nie może powiedzieć czego
pragnę czy też co czuję. Nikt w tym mieście nie zna Ann Lee-Palmer, jej życia
przed przeprowadzką. Nikt nie wie kim jest i co tu robi, więc tym bardziej,
żadna istota nie ma pojęcia, jakie wartości są dla niej dobre.
Poprawiłam czarny pasek, który spoczął na moim
ramieniu i zwinnie wyminęłam ławkę. Nie miałam nawet odwagi spojrzeć na
chłopaka, bałam się co mogę zobaczyć w jego oczach, albo raczej czego już nie
zobaczę. Bałam się, że zabraknie mi tej pewności i radości, która emanowała od
niego podczas każdego naszego spotkania. Podczas przerwy na drugie śniadanie,
czy wypadu na łyżwy.
-Ann – chłopak zniżył ton swojego głosu, a jego ciepła
dłoń, wylądowała na moim zmarzniętym nadgarstku. Kolejny dreszcz, przemknął po
moim ciele, a ja nie wiedziałam co powinnam zrobić. Wyrwać rękę i wybiec z
sali? Tak, możliwe, że nie byłoby to złe rozwiązanie, jednak pewna cząstka
mnie. Ta, najmniej egoistyczna i samolubna, podpowiadała gdzieś tam w główce,
że powinnam sobie z nim wszystko wyjaśnić. Powinnam dać mu szanse wytłumaczyć.
Pozwolić powiedzieć wszystko, co ma mi do wyjawienia i dopiero odejść. Chociaż
nie, tutaj nie kierowałam się dobrym sercem a raczej ciekawością. Ciekawością,
jak wiele mogę się jeszcze dowiedzieć, jak wiele zataił żeby stworzyć to „lepsze
dobro” – Zrozum… ja, chciałem dobrze – wyszeptał, natomiast ja jak poparzona
wyrwałam dłoń z jego uścisku.
-Chciałeś dobrze? – zapytałam zaskoczona jego słowami,
chociaż można było się spodziewać czegoś takiego. Ponoć każdy człowiek,
zatajając jakąś informację na swój temat, robi to dla czyjegoś dobra. Raz dla
swojego, innym razem dla innych, jednak twierdzi, że ma na celu ułatwienie
życia zapominając, że prawda kiedyś i tak ujrzy światło dzienne. Nie ma
znaczenia czy drugi człowiek dowie się o tym dzisiaj, czy jutro, a może jednak
za dziesięć lat, kiedy żyjąc w zgodzie nagle wszystko się zawali. Pojawią się
łzy i ból, spowodowane brakiem zaufania. – Co dobrego, widziałeś w ukrywaniu
prawdy, na swój temat? Co chciałeś wskórać? Osiągnąć? Ponieważ nie wydaje mi
się, żebyś wstydził się tego, kim jesteś. Występujesz przed kamerami! Ogląda
cię cały świat, a mnie nie potrafiłeś powiedzieć prawdy o sobie? Nic, nie
rozumiem – szepnęłam kręcąc głową na prawo i lewo. Wzrok miałam utkwiony w parze czarnych
traperów, które jak co dzień rano założyłam wychodząc do szkoły. Nie potrafiłam
spojrzeć na chłopaka. Bałam się tego, co mogę zobaczyć w jego oczach, czy też,
jak wiele on będzie mógł dowiedzieć się o mnie. Poznać moje uczucia i obawy.
Twarz człowieka, była jak otwarta księga, z jego oczu ust czy nawet drgnięć
policzka można było wyczytać praktycznie wszystko. Począwszy od stanu zdrowia,
skończywszy na uczuciach, które tliły się gdzieś tam, na samym dnie serca.
Chłopak wypuścił głośno powietrze i wstał z
niewielkiej ławeczki.
-Ann, spójrz na mnie – nakazał jednak ja nie
zareagowałam. Brunet westchnął cicho i wsadził obie dłonie do kieszeni, swoich
brązowych spodni, których nogawki widziałam kątem oka. – Wiem, że to wszystko,
głupio wyszło ale zrozum, ja naprawdę chciałem dobrze…
-Już to mówiłeś – podniosłam wzrok, przerywając mu w
połowie zdania. Chociaż już nie oglądałam swoich butów, to moje oczy skupiły
się raczej na tym, co było za chłopakiem, a nie na nim – Chciałeś dobrze, ale
powiedz wreszcie, co takiego dobrego, widziałeś w ukrywaniu tego, że śpiewasz w
One Direction? – ponagliłam bruneta, przestępując z nogi na nogę. Jego
czekoladowe tęczówki przebijały mnie na wylot. Chociaż nie widziałam, że na
mnie patrzy to czułam jego wzrok na sobie, czułam jak ciepło, ciekawość i w pewnym rodzaju
współczucie, płynące z jego oczu, ogarniają moje ciało.
-Nienawidziłaś nas – wypalił, a ja poczułam, jak coś
we mnie pęka. Poczułam, że każdy zatajony fakt był spowodowany tym, że jakiś
czas temu skrytykowałam ich piosenkę.
-Nigdy… - przerwałam na chwilę żeby zastanowić się co,
tak naprawdę powinnam powiedzieć. Prawda była taka, że nie przepadałam za
muzyką jaką tworzyli, praktycznie nie słuchałam ich piosenek i nie wiedziałam
nic, na ich temat. Nie interesowałam się, ile wydali płyt, czy jakie to nowe
ploteczki piszą o nich brukowce. Nie należałam do nastolatek, które przejmowały
się życiem celebrytów, bardziej niż swoim. Większość czasu spędzałam na basenie
oraz grając, co było równoznaczne ze słuchaniem muzyki. Jeżeli podobała mi się
jakaś piosenka, to zapisywałam tytuł i wieczorem, przed spaniem szukałam jej na
Internecie, żeby móc kolejny raz usłyszeć jej brzmienie, treść czy jakąkolwiek
inną cząstkę, jednak na tym kończyło się moje zainteresowanie gwiazdami.
Pochłaniały mnie tylko ich dzieła, a nie całe życie. - …nigdy nie powiedziałam,
że was nienawidzę – dokończyłam zgodnie z prawdą. Kiedy pierwszy raz w
głośnikach szkolnego radiowęzła rozbrzmiały dźwięki zwiastujące „What makes you
beautifull” pomyślałam, że szykuje się kolejny hit tygodnia, że później
dzieciakom przejdzie i nie będę musiała słuchać, tej piosenki. Nie podobała mi
się, nie podobał mi się jej tekst, czy też melodia. Była dla mnie bezuczuciowa.
Słysząc te przyjemne, męskie głosy, miałam wrażenie, że śpiewają to, co ktoś im
kazał, a nie, to co czują.
-Ale, przecież… - chłopak zaczął, a ja marszcząc
delikatnie brwi, pokręciłam głową na prawo i lewo.
-No co? Powiedz, czy kiedykolwiek szepnęłam chociaż
słowo, na temat mojej antypatii do was? – wzrok, który dotychczas utkwiony
gdzieś w widok za chłopakiem, powoli
przeniosłam na jego twarz. Chciałam zobaczyć jego reakcję, chociaż bałam się,
to ciekawość przejęła wodze i tym razem, pozwoliłam jej, aby ściągnęła mnie na
drogę do piekła.
Widziałam, jak przez jego smukłą
twarz, przez usta i oczy przechodzi zmieszanie, zaskoczenie. Widziałam, jak
przygryzając wargę, stara się opanować zdenerwowanie, które zaczynało brać górę
nad naszą dwójką. Wiedzieliśmy, że musimy ze sobą porozmawiać, jednak dla
żadnego z nas, nie było to łatwe. Ja nie miałam ochoty słuchać, jak chłopak
opowiada, że jest mu tak strasznie przykro, że chciał mojego szczęścia!
Litości. Jeżeli druga osoba chce twojego dobra, to chyba, nie komplikuje sobie
życia zbędnymi kłamstwami.
Zayn wypuścił głęboko powietrze i ponownie usiadł na brązowej
ławce, która cicho zaskrzypiała.
-Kiedyś powiedziałaś Niallowi w samolocie, że nie lubisz naszej
piosenki a później w kręgielni słysząc jej tytuł, na twojej twarzy pojawił się
taki… - zatrzymał się jakby szukając odpowiedniego słowa – Taki niesmak.
Wyglądało to jakbyś…
-Malik! Co ty gadasz? – wrzasnęłam, słysząc słowa chłopaka. Miałam
tego wszystkiego już dość. Czy ten chłopak, był naprawdę taki bojaźliwy?
Wstydził się tego, kim jest? Nic nie rozumiałam z całej tej, jego gadaniny. –
Słyszałam tylko jedną waszą piosenkę, która mi się nie podobała! No okej, ale
czy to od razu oznacza, że nienawidzę waszego zespołu?
-Nie o to chodzi… – Zayn wywrócił oczami, jakbym nic nie
rozumiała. Jakbym nie pojmowała jego trybu myślenia, jakbym była z innej planety.
Wiecie o co chodzi, ja z Wenus on z Marsa.
-To powiedz mi, o co chodzi –zdenerwowana odsunęłam się od pianina
i powoli podeszłam do okna wbijając wzrok w widok, który rozpościerał się po
drugiej stronie ulicy. Pokryty śniegiem park. Pusty, smutny, samotny. Zimą nikt
go nie odwiedzał, dopiero dzisiaj, pierwszy raz od początku zimy, spadł w
Bradford śnieg, upragniony biały puch, tak długo wyczekiwany przez młodzież i unikany
przez kierowców.
-Bałem się, że nie zrozumiesz – powiedział wolno, wstając z ławki
i podchodząc do mnie. Teraz oboje przyglądaliśmy się parkowi, dużym drzewom i długim
alejkom, po których latem przechadzały się setki mieszkańców.
-Czego miałam nie zrozumieć? – zapytałam poirytowana, odwracając się
w stronę chłopaka. Czy on naprawdę, miał mnie za taką pustą i głupią egoistkę?
No cóż, dobrze wiedzieć. – Miałam nie zrozumieć tego, że jesteś celebrytą?
Proszę cię…
-Tu nie chodzi o to, że jestem celebrytą – przerwał mi w połowie
zdania, odwracając się twarzą w moją stronę. Przez chwilę przyglądał się mojej
twarzy, jakby czekając na jakąkolwiek oznakę złości czy też czegokolwiek innego.
Jednak ja pozostałam niewzruszona. Cierpliwie odliczałam sekundy w czasie
ciszy, która panowała w sali. Zayn lewą ręką potarł nasadę nosa i przymknął
delikatnie powieki. – Jak już powiedziałem w wywiadzie, byłaś jedyną
dziewczyną, która widząc mnie, nie rzuciła się z piskiem podczas naszego
pierwszego spotkanie. Każda inna łasiłaby się jak wariatka a ty, z tego co
widziałem w twoich oczach, miałaś ochotę mi przywalić. Zawsze patrzyłaś na mnie
jak na równego sobie, nigdy nie wywyższałaś, czy nie przejmowałaś się tym, czy
ludzie na nas patrzą. Pasowało mi to, podobało mi się takie normalne życie.
Życie, w którym mogłem być Zaynem Malikiem bez masy fanów, płyt i koncertów.
Pamiętasz, chciałem powiedzieć ci w stołówce, myślałem, że sama szybko się
zorientujesz, jednak nic takiego się nie stało, a później… Późnie już, zaczęło
mnie kręcić normalne życie i nie było jak powiedzieć… - irytowało mnie to jego
gadanie. Z każdym wypowiedzianym słowem, tempo kołysania się mojej głowy na
prawo i lewo przybierało na mocy.
-Bo to, że nie wiedziałam było ci na rękę! A co, poczułeś się jak
zwykły nastolatek! Tylko, że ja teraz ci nie ufam, skoro ty nie ufałeś mi na
tyle, żeby powiedzieć prawdę o sobie – wyminęłam chłopaka i skierowałam się w
stronę wyjścia. Nie miałam siły, ani ochoty drążyć tego tematu.
-Nie tylko ja miałem sekrety! – usłyszałam krzyk chłopaka, kiedy
to moja dłoń wylądowała na zimnej, metalowej klamce. Zatrzymując się, po chwili
gwałtownie zwróciłam się w jego stronę. Serce waliło mi jak szalone, wiedziałam
do czego nawiązywały jego słowa i jakimi argumentami mnie za chwilę zaatakuje. –
Ty też nie powiedziałaś mi prawdy o sobie Ann Lee-Palmer! – jego głos stał się
donośniejszy a ja miałam wrażenie, że za chwilę głowa eksploduje mi na tysiące
kawałków. – Nie powiedziałaś, nic na temat tego dlaczego tu jesteś! Też
musiałem się sam dowiedzieć! – zbliżył się do mnie a ja przygryzłam delikatnie
policzek od wewnętrznej strony. Kiedyś mama powiedziała mi, że jest to dobra
metoda na powstrzymanie płaczu, odwracanie uwagi mózgu od uczuć psychicznych i
zwracanie na partie fizyczne.
-Tylko wiesz, jaka jest różnica pomiędzy mną, a tobą?! –
wysyczałam przez zęby, czując jak łzy nachodzą mi do oczu. Nie, nie popłaczę
się przy nim. Powiem, co mam do powiedzenia, wyjdę i dopiero dam upust emocjom.
– Ty nic nie straciłeś! Nie zostałeś sam! Masz przyjaciół i nikt, nie kazał ci,
ich porzucić! Masz wszystko to co ja miałam! Rodzinę, przyjaciół i sławę, może
o stokroć większą, ale ludzie z twojej branży cię szanują, tak jak szanowali
mnie, a teraz?! Co mi zostało?! Ty, nic nie rozumiesz! Jesteś zbyt pochłonięty
sobą, żeby zrozumieć! – wrzasnęłam i przykładając dłoń do ust wybiegłam z sali muzycznej.
Nie reagowałam na wołanie chłopaka, którego najwyraźniej sumienie ruszyło i
chciał przeprosić, jednak teraz było za
późno na przeprosiny. Myślałam, że znalazła w Zaynie przyjaciela, bratnią
duszę, która pomoże mi pogodzić się z odejściem rodziców, wniesie do mojego
życia światło. Jednak nie, on musiał rozdrapać rany, które jeszcze nawet się
nie zagoiły, rany z których co noc leciała krew, przepełniona smutkiem i
tęsknotą. Jak, kogoś takiego, można było nazwać przyjacielem?
___________________________________________Witam wszystkie czytelniczki, które wiernie czekały aż mój brak weny zostanie przezwyciężony i stworzę coś, co mogę pokazać światu. Jak widzicie, rozdział nie jest najdłuższy porównując go do poprzednich, jednak mój doradca, moja prawa ręka stwierdziła, że pora już zakończyć. Więc ja, posłuchałam się Gabrielli i postanowiłam resztę 'akcji' przekazać wam w późnijeszym terminie.
Chciałabym podziękować za to, że jesteście, czekacie i czytacie. Dziękuję za miłe komentarze i naprawdę obszerne opinie. Nawet nie wiecie jak bardzo lubię czytać te wasze pomysły co może dalej się wydarzyć, jak potoczą się losy czy też jak bardzo mnie zachwalacie, chociaż ja naprawdę nie wiem za co. Znowu dziękuję za każde słowo, nawet to najkrótsze. Dziękuję z całego serca ♥
Muszę wam powiedzieć, że od 14 czerwca znikam na około miesiąc i prawdopodobie w przeciagu tych 27 dni, kiedy mnie nie będzie żaden rozdział się nie pojawi. Jedynie do dnia wyjazdu, postaram się coś naskrobać, żeby nie zostawić was na ponad sześć tygodni bez lektury. Mam nadzieję, że sobie poradzę.
Jeszcze tak na zakończenie, żeby nie przedłużać. Pomyślałam sobie ostatnio, że może któreś z was chciałyby poznać Aleksję, chciałyby się dowiedzie czegoś o blogu, czy też o mnie, więc postanowiłam wam podać mój numer gg. Oto on: 8868969. ♥ Dziękuję, dobranoc.