Powoli przekroczyłam próg drzwi frontowych i przytrzymując
delikatnie klamkę, zamknęłam je, starając się nie narobić hałasu. Szybko
zdjęłam płaszczyk i buty i weszłam w głąb mieszkania. Moje zmarznięte ciało
ogarnęła fala ciepła, a do nozdrzy dobiegł zapach jak mniemam szarlotki, którą
zapewne upiekła ciocia. Rozejrzałam się po ciemnym korytarzu. Praktycznie w
każdym pomieszczeniu, było zgaszone światło z wyjątkiem jednego, niewielkiego
gabinetu, który mieścił się po prawo od głównego wejścia.
Powoli pchnęłam przymknięte drzwi i zajrzałam do środka. Przy
dwóch biurkach, zawalonych papierami siedzieli ciocia i wujek zajęci swoją
pracą. Pomieszczenie było niewielkie i wypełnione kredensami, zastawionymi
segregatorami i dokumentami. Chociaż było to miejsce pracy, to jednak sprawiało
przyjemne wrażenie. Przytulny gabinet, w którym para kochających się ludzi robi
wszystko, żeby zarobić na utrzymanie rodziny.
-Już jestem – powiedziałam niepewnie opierając się o futrynę drzwi
z nadzieją, że nie usłyszę żadnego wykładu na temat, nieprzestrzegania zasad i
spóźniania się w ciągu tygodnia.
-O, już? – usłyszałam zaskoczony głos wujka, który na dźwięk moich
słów oderwał się od pracy – Matko ale ten czas zleciał – wstał od biurka i
podszedł do niewielkiej szafki stojącej nieopodal okna.
‘Za szybko’, pomyślałam i odwróciłam się w stronę korytarza mając
nadzieję, że nie zostanę zawrócona na pogadankę o przestrzeganiu nakazów.
-Czekaj Ann – usłyszałam za sobą głos wujka.
‘Cholera!’, przeklnęłam w myśli i wróciłam do niewielkiego
gabinetu.
-Tak? – zapytałam zmieszana, układając już w głowie treść mojego
usprawiedliwienia.
-Dzisiaj, razem z Kevinem układaliśmy rzeczy po twoich rodzicach
na strychu, nad garażem i gdy przenosiliśmy kartony z ich sypialni z jednego z
opakowań wyleciało to – wujek podszedł do mnie i wręczył mi niewielkie
pudełeczko w kolorze brązowym z maleńką kłódką i przyklejoną do spodu kopertą. –
Na spodzie, na kopercie pisze, że jest to dla ciebie więc nawet nie otwieraliśmy
listu.
Uśmiechnęłam się blado i drżącymi rękoma złapałam pudełko, które
było dla mnie nie lada zagadką. Przyglądałam mu się przez chwilę ciężko
oddychając. Co to jest? Skąd to się wzięło? Czy rodzice wiedzieli, że niedługo
odejdą i zostawili mi jakąś pamiątkę?
Wciągnęłam głęboko powietrze i podniosłam wzrok na wujka.
-Dziękuję bardzo. Jestem zmęczona, idę do siebie na górę. Muszę
się jeszcze umyć i przygotować wszystko na jutro do szkoły – powiedziałam i
ruszyłam w stronę wyjścia.
-Miejmy nadzieję, że to nic złego – usłyszałam za sobą szept
cioci.
-Nie wydaje mi się żeby… – reszty rozmowy nie słyszałam, gdyż
drzwi do gabinetu się przymknęły a ja zaczęłam wchodzić po schodach na górę.
Nie zapalając światła, rzuciłam się na skórzaną kanapę i przez
kilka minut tępo wpatrywałam się w ciemność przede mną. Sama nie wiedziałam,
czy chcę się dowiedzieć co jest w środku niewielkiego pudełka. Czułam, że do
najlżejszych ono nie należy. Może jakaś biżuteria mamy? Może rodzinne
fotografie? Albo jakaś rodzinna tajemnica? Co jest grane?!
Odetchnęłam głęboko i wstałam żeby zapalić wysoką lampkę, stojącą
obok materaca. Usiadłam na moim prowizorycznym łożu i oderwałam niewielka
kopertę, która przyklejona do spodu kusiła i przerażała mnie jednocześnie.
Kolejny głęboki wdech i otwieram.
Powoli wyjęłam złożoną na cztery kartkę i oczami zaczęłam wodzić
po tekście, po kształtnych literach pisanych przez moją mamę:
„Droga
Ann!
Co tam u
ciebie? Wiem głupie pytanie, ale nie wiedziałam jak zacząć. Podejrzewam, że
skoro czytasz ten list, to zapewne jesteś gdzieś z dala od nas. Studia? Może
założyłaś rodzinę? Albo my cię opuściliśmy. Jeżeli trzecia, opcja jest tą
poprawną to… Przepraszam, przepraszam cię oboje, że teraz nie ma nas z tobą,
jednak uwierz mi patrzę i widząc ciebie z tym pakunkiem uśmiecham się sama do
siebie.
Zapewne
zastanawiasz się co to takiego? Znając cię mała rozrabiako, snułaś wiele
ciekawych historii. Pewnie spodziewałaś się rodzinnego majątku, czy też jakiego
ś wielkiego sekretu rodzinnego, jednak nic z tych rzeczy. W środku nie ma nic
wartościowego. Kilka zeszytów z moimi zapiskami, parę nieudanych zdjęć i masa
wspomnień, które sprawiły, że moje życie nie było stracone. Jeżeli trafisz na
jakiś niecenzuralny fragment albo masę pretensji i przekleństw skierowanych do
ludzi, których kilka stron wcześniej podziwiałam to przepraszam, jednak nie
zdziw się zbytnio. Ja też kiedyś byłam nastolatką i przeżywałam okres
dojrzewania.
Kocham cię
Ann najbardziej na świecie, jesteś moją jedyną córeczką i jestem dumna, że to
właśnie ciebie dał mi Pan. W kopercie znajduje się zapasowy kluczyk do pudełka,
otwórz je i pamiętaj, zawsze będę z tobą, na wieki chociażby nas śmierć rozłączyła.
Kochająca
na zawsze, mama Christine.”
Po moich czerwonych z nerwów i ciepła policzkach, spływały
strumienie łez, które powoli zaczynały moczyć kartkę papieru. Odłożyłam ją na
bok i wyjęłam z koperty niewielki kluczyk. Otworzyłam powoli pudełko i zaczęłam
wyjmować grube notesy w jednokolorowy, brązowych okładkach. Tak, mama od zawsze
miała słabość do koloru brązowego i wszystkich jego odcieni.
Każdy pamiętnik był opisany datą. Znalazłam najstarszy i
najbardziej zniszczony. Pierwszy wpis, który się w nim znajdował pochodził z
roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego. Zastanowiłam się chwilę.
‘Czyli mama miała wtedy trzynaście lat’ obliczyłam szybko i podniósłszy
grubą, brązową okładkę. Otworzyłam na pierwszym rozmyślaniu mamy.
„31
sierpnia 1985 roku.
Kochany
pamiętniczku.
Moje życie
w końcu zaczęło się układać. Te wakacje nie należały do najwspanialszych. Masa
problemów z rodzicami i wakacje na fermie dziadków to było coś strasznego.
Ludzie traktowali mnie ciągle jak jakąś ułomną, tak wiem, że cukrzyca jest
ciężką chorobą ale potrafię sama o siebie zadbać. W sumie, przez ponad dziesięć
lat musiałam się sobą zajmować, bo tych maszyn zwanych rodzicami, nigdy nie
było. Tak, jasne rozumiem pogoń za pieniędzmi ich wciągnęła, a Paryż stał się
drugim domem jednak, jeżeli chcieli mieć dzieci to powinni przemyśleć wszystkie
za i przeciw…”
Czytałam uśmiechając się do siebie delikatnie. Właśnie czułam, że
poznaję moją mamę na nowo, z innej strony o której wcześniej nie miałam
pojęcia. Tysiące mądrych cytatów, w przewadze z Pisma Świętego i ulubionych
książek były zapisywane na każdym marginesie, pod każdym wpisem. Prawie co
stronę widziałam zdjęcia uśmiechniętych ludzi i kolorowe obrazki, którymi ozdabiała
białe kartki papieru.
Około godziny dwunastej, wyrwana z zaczytania przez dźwięk
wibrującego na biurku telefonu poderwałam się gwałtownie i łapiąc pidżamę
pobiegłam do łazienki. Szybki prysznic przywrócił mi trzeźwe myślenie, chociaż jedynym
tematem, którym w tym momencie byłam zaabsorbowana była moja mama. Osoba,
której tak naprawdę, nigdy dobrze nie znałam.
Ubrana w szarą pidżamę wróciłam do pokoju i dopiero teraz
spoglądając na telefon przypomniałam sobie o wiadomości. Spojrzałam na wyświetlacz,
na którym widniało imię bruneta i naciskając jeden z przycisków otworzyłam
zawartość SMSa:
„Jeszcze
raz, dziękuję Ci bardzo za wspaniały wieczór, chłopaki cały czas o tobie
gadają. Co ty im zrobiłaś?! Oddawaj moich przyjaciół! Nie no żart, tak poważnie
to chciałem tylko powiedzieć (albo raczej napisać) kolorowych snów Ann i do
zobaczenia jutro w szkole.”
Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Może moje pierwsze wrażenie
o Zaynie nie było trafne? Może wcale nie był takim zapatrzonym w siebie
narcyzem, tylko trochę brakowało mu manier i samokontroli?
„Schowałam
ich do torebki i zabrałam ze sobą. To ja wam dziękuję, a teraz idę spać, bo
jestem wykończona. Dobranoc Zayn.”
Odpisałam i zaczęłam pakować notesy do pudełeczka. Jednak z wyjątkiem
jednego. Najstarszy, przeczytany już
prawie do połowy schowałam do czarnej torby, którą jutro miałam wziąć do szkoły.
Wiem, że czytanie książek pod ławką jest zabronione, jednak dzięki tej lekturze
czułam, że jestem bliżej mamy, że jest ona ze mną. Westchnęłam cicho i gasząc
światło położyłam się na materacu.
Chociaż w mojej głowie trwała ogromna burza myśli, chociaż miałam
tysiące spraw do przemyślenia i przy każdej było jakieś ‘ale’, to bezczelny
Morfeusz wciągnął mnie do krainy snu, szybciej niż się spodziewałam.
Obudziłam się, albo raczej dokonał tego piekielny dźwięk budzika,
kilka minut przed siódmą. Chociaż lekcje zaczynałam o ósmej a do szkoły nie
było daleko to szybko poderwałam się z łóżka i zaczęłam pakować książki. Tak,
miałam to zrobić wczoraj, jednak przez pamiętniki i zbyt ogromną ilość wrażeń, nie
potrafiłam się skupić na tym co robię.
Torba z przystosowaną zawartością do planu dzisiejszych lekcji, po
dziesięciu minutach szukania i denerwowania się na brak organizacji, była
przygotowana do szkoły, jednak ja byłam w rozsypce. Złapałam z szafy czarną
prostą koszulę i ciemne, popielate spodnie i pognałam do łazienki. Standardowa,
szybka, poranna toaleta chyba weszła mi już w krew, ponieważ za każdym razem
wyrabiałam się w coraz szybszym czasie. Po niespełna piętnastu minutach
wróciłam do pokoju. Stanęłam przed lustrem i uważnie przyjrzałam się efektowi
mojej pracy w trybie natychmiastowym. Koszula wpuszczona w spodnie z wyższym
stanem optycznie skracała moją sylwetkę, jednak nie przejmowałam się tym
zbytnio. Włosy rozpuszczone kaskadami spływały po moich ramionach, a blada
twarz, nie wyrażała w tym momencie żadnych uczuć. Westchnęłam cicho i biorąc
torbę zeszłam na dół.
W kuchni siedziała Margaret i piła kawę zaczytana w jakieś
czasopismo o modzie.
-Hej – przywitałam się i podeszłam do lodówki. Wyjęłam jogurt o
smaku malinowym i usiadłam obok kuzynki.
-Hej – rzuciła Margo nawet nie podnosząc wzroku znad gazety. –
Dzisiaj musimy się przejść spacerkiem do szkoły bo Kevin nie wrócił do domu na
noc – wywróciła zabawnie oczami i zamknęła gazetę – więc wcinaj ten jogurt i idziemy.
-Jasne, jasne – powiedziałam i zaczęłam grzebać metalową łyżeczką
w różowej masie, natomiast Margo niespiesznym krokiem wyszła z kuchni.
Przez całą drogę do szkoły rozmawiałyśmy z Margaret o tym jakie
jesteśmy, czym się interesujemy czy też o ludziach jakimi się otaczamy. Tak,
wiem, może to nie były najciekawsze i najbardziej porywające tematy jednak
chociaż byłyśmy kuzynkami, to praktycznie się nie znałyśmy. Nigdy w życiu się
nie spotkałyśmy i nie zamieniłyśmy ze sobą ani zdania, ani jednego słowa do
teraz.
Szkoła przywitała nas ogromnym szumem i masą zadowolonych ludzi,
którzy to właśnie tutaj czuli się najlepiej, pomiędzy przyjaciółmi i rówieśnikami,
z którymi łączyło ich czasami wiele więcej niż z rodzeństwem.
Pierwszą lekcją, jaką miałam we wtorek był angielski z
podstarzałym profesorem, który za gadanie na lekcji kazał pisać uczniom eseje.
Westchnęłam ciężko. No cóż dzień nie zapowiadał się ciekawie. Potworna pierwsza
lekcja i to w towarzystwie ludzi, którzy dzień wcześniej próbowali zniszczyć,
jeszcze bardziej moje już i tak marne życie. Zrezygnowana usiadłam na
niewielkim parapecie nieopodal klas językowych i wyjęłam z torby brązowy notes.
Rozłożyłam go przed sobą a kolana oplotłam ramieniem i ponownie oddałam się
wciągającej lekturze.
„15 lipca
1992 rok
Kochany
pamiętniczku,
Pomysł Mary
odnośnie wyjazdu na ten cały camping był strzałem w dziesiątkę! Chociaż na
początku nie miałam ochoty na spanie w namiocie, w lesie pomiędzy drzewami,
dzikim zwierzętami i masą komarów to się zgodziłam. W imię przyjaźni. A teraz? Za
kilka minut idę nad jezioro. Wiem, wiem, że rodzice nie zaakceptują Simona, muzyk
uliczny w porwanych spodniach z rozbitej rodziny. Jak taka osoba będzie
wyglądać na ich wystawnych przyjęciach?! Wiem, będą komplikacje ale ja go kocham,
kocham najbardziej na świecie i jeżeli rodzice tego nie zrozumieją to odejdę.
Wyprowadzę się, może do Anglii? Do Londynu? Uciekniemy od nic. Jednak teraz
uciekam do niego, w jego ramiona, do jego ust i oddechów.
‘Ponieważ
drogi jesteś w moich oczach,
nabrałeś wartości i Ja cię miłuję.’”
-Co czytasz? – gwałtownie podniosłam głowę znad notesu słysząc to
pytanie. Naprzeciwko mnie siedział Zayn uśmiechnięty od ucha do ucha, ubrany w
czerwoną bluzę z białymi rękawami i dżinsowe spodnie.
-Przeczytaj to – nie odpowiedziałam na jego pytanie, zamiast tego obróciłam
pamiętnik w jego stronę i wskazałam na cytat, który kilka minut temu wychwyciłam
podczas czytania.
-Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię
miłuję – przeczytał na głos i spojrzał na mnie tymi swoimi zniewalająco
pięknymi oczami – Ładne.
-Prawda? Śliczny cytat.
-Co to jest? – zapytał oddając mi notes.
-Stary Testament, czytanie z Księgi Izajasza – odpowiedziałam chowając
brązowy pamiętnik do torby po czym spojrzałam w jego stronę.
Uśmiech szybko zniknął z jego ust a na jego miejsce wstąpiła
zaduma i lekkie zakłopotanie. Czyżby źle odebrał ten incydent? Może uznał to
jako wyznanie, skierowane w jego stronę?! Jasny gwint! Jak zawsze musiałam coś
zepsuć.
-Co jest? – zapytałam opierając brodę o kolana.
-Stary Testament? Czyli, że to fragment z Pisma Świętego? –
zapytał, nie odpowiadając na moje pytanie.
-No tak, co ty do kościoła nie chodzisz? – uśmiechnęłam się
szeroko, jednak po chwili pożałowałam swoich słów widząc jak chłopaka trapi
coraz więcej myśli.
-Nie – odpowiedział krótko – Jestem muzułmaninem, nie wierzę w
tego waszego Boga.
-A to przepraszam – poczułam jak na moje policzki kolejny raz wstępują
czerwone rumieńce i szybko odwróciłam głowę w stronę okna.
-Nie przepraszaj – dotknął mojej łydki jakby chciał żebym ponownie
na niego spojrzała – Każdy wierzy w co chce, a co do cytatu to ładny. Naprawdę –
uśmiechnął się ponownie jednak tym razem widać było, że był to wymuszony
uśmiech. Wiedziałam, że coś go trapi, chociaż chciałam mu pomóc, pocieszyć, to
się powstrzymałam, jak kiedyś będzie chciał to sam powie o co chodzi.
_____________________________________________________
Tak oto mamy wyczekiwany (mam nadzieję) rozdział dwunasty. Wiem, kilkakrotnie przekładałam termin dodania, jednak nigdy nie miałam czasu napisać a pomysł w mojej głowie siedział już od dawna, dawna. Szczerze? Uwielbiam ten rozdział chyb najbardziej ze wszystkich! A wam jak się podoba? Co o tym myślicie? Czekam na wasze opinie a teraz idę zakuwać Irregular Verbs i historię ♥
A i jeszcze chcę dodać, że rozdział dla Kaśki ♥ Kocham cię idiotko ♥
kocham cie dziewczyno ! twój styl pisania powala na kolana ! chciałabym pisać tak jak ty ;)
OdpowiedzUsuńKocham to!!! :D Zgadzam się ! NAJLEPSZY <3
OdpowiedzUsuńFajniee :DD Pisz następny ! ;)) Asia x
OdpowiedzUsuńNormalnie gdy podoba mi się rozdział piszę, że był fajny czy super...ale w tym wypadku tak nie zrobię. Bo ten rozdział nie był fajny, on był piękny. Kiedy czytałam list od mamy Ann to się naprawdę popłakałam... To nie było takie standardowe, czy jak często zdarza się przy opowiadaniach z 1D płytkie i puste. Poza zespołem, który tak wszystkie uwielbiamy, była też inna treść i to jaka! Uwielbiam Twojego bloga! Już nie mogę się doczekać następnego.
OdpowiedzUsuńJakbyś miała chwilę zapraszam do mnie, nie dorastam Ci do pięt no ale... --> http://bloggerkagabrielle.blogspot.com/
jejku jej cudownie piszesz i bardzo się ciesze ze jesteś jedną z niewielu osób które w miarę regularnie dodają rozdziały naprawde wielki plus dla ciebie za to ;* Co do rozdziału jest przecudowny zresztą jak każdy. Bardzo podoba mi się u Ciebie to ze akcja się jakoś strasznie szybko nie rozkręca i to równiez zachęca do czytania kolejnych rozdziałów bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej <3 Omg ale się rozpisałam haha
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Wiktoria ;**
Cudowny rozdział <3 pomysł z tym pamiętnikiem jest świetny :D aż się poryczałam jak czytała list od mamy :*
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać następnego :D
kocham kocham kocham <3
OdpowiedzUsuńDziewczynoo ! Twój blog powala ! Najlepszy z wszystkich, normalnie doprowadził mnie do łez. Błagam pisz dalej bo uwielbiam Twoje opowiadanie <3
OdpowiedzUsuńKOcham..<3
OdpowiedzUsuńten blog jest niesamowity..
Zapraszam do mnie..
http://anotherlovestoryy.blogspot.com/