Przepiękny wystrój bloga zawdzięczam Szczególnie niewidocznej. z bloga "Skrawek nieba." Jeszcze raz Ado, dziękuję bardzo za poświęcony czas. ♥ Szablon jest przepiękny.

niedziela, 1 kwietnia 2012

Dwanaście.


Powoli przekroczyłam próg drzwi frontowych i przytrzymując delikatnie klamkę, zamknęłam je, starając się nie narobić hałasu. Szybko zdjęłam płaszczyk i buty i weszłam w głąb mieszkania. Moje zmarznięte ciało ogarnęła fala ciepła, a do nozdrzy dobiegł zapach jak mniemam szarlotki, którą zapewne upiekła ciocia. Rozejrzałam się po ciemnym korytarzu. Praktycznie w każdym pomieszczeniu, było zgaszone światło z wyjątkiem jednego, niewielkiego gabinetu, który mieścił się po prawo od głównego wejścia.
Powoli pchnęłam przymknięte drzwi i zajrzałam do środka. Przy dwóch biurkach, zawalonych papierami siedzieli ciocia i wujek zajęci swoją pracą. Pomieszczenie było niewielkie i wypełnione kredensami, zastawionymi segregatorami i dokumentami. Chociaż było to miejsce pracy, to jednak sprawiało przyjemne wrażenie. Przytulny gabinet, w którym para kochających się ludzi robi wszystko, żeby zarobić na utrzymanie rodziny.
-Już jestem – powiedziałam niepewnie opierając się o futrynę drzwi z nadzieją, że nie usłyszę żadnego wykładu na temat, nieprzestrzegania zasad i spóźniania się w ciągu tygodnia.
-O, już? – usłyszałam zaskoczony głos wujka, który na dźwięk moich słów oderwał się od pracy – Matko ale ten czas zleciał – wstał od biurka i podszedł do niewielkiej szafki stojącej nieopodal okna.
‘Za szybko’, pomyślałam i odwróciłam się w stronę korytarza mając nadzieję, że nie zostanę zawrócona na pogadankę o przestrzeganiu nakazów.
-Czekaj Ann – usłyszałam za sobą głos wujka.
‘Cholera!’, przeklnęłam w myśli i wróciłam do niewielkiego gabinetu.
-Tak? – zapytałam zmieszana, układając już w głowie treść mojego usprawiedliwienia.
-Dzisiaj, razem z Kevinem układaliśmy rzeczy po twoich rodzicach na strychu, nad garażem i gdy przenosiliśmy kartony z ich sypialni z jednego z opakowań wyleciało to – wujek podszedł do mnie i wręczył mi niewielkie pudełeczko w kolorze brązowym z maleńką kłódką i przyklejoną do spodu kopertą. – Na spodzie, na kopercie pisze, że jest to dla ciebie więc nawet nie otwieraliśmy listu.
Uśmiechnęłam się blado i drżącymi rękoma złapałam pudełko, które było dla mnie nie lada zagadką. Przyglądałam mu się przez chwilę ciężko oddychając. Co to jest? Skąd to się wzięło? Czy rodzice wiedzieli, że niedługo odejdą i zostawili mi jakąś pamiątkę?
Wciągnęłam głęboko powietrze i podniosłam wzrok na wujka.
-Dziękuję bardzo. Jestem zmęczona, idę do siebie na górę. Muszę się jeszcze umyć i przygotować wszystko na jutro do szkoły – powiedziałam i ruszyłam w stronę wyjścia.
-Miejmy nadzieję, że to nic złego – usłyszałam za sobą szept cioci.
-Nie wydaje mi się żeby… – reszty rozmowy nie słyszałam, gdyż drzwi do gabinetu się przymknęły a ja zaczęłam wchodzić po schodach na górę.
Nie zapalając światła, rzuciłam się na skórzaną kanapę i przez kilka minut tępo wpatrywałam się w ciemność przede mną. Sama nie wiedziałam, czy chcę się dowiedzieć co jest w środku niewielkiego pudełka. Czułam, że do najlżejszych ono nie należy. Może jakaś biżuteria mamy? Może rodzinne fotografie? Albo jakaś rodzinna tajemnica? Co jest grane?!
Odetchnęłam głęboko i wstałam żeby zapalić wysoką lampkę, stojącą obok materaca. Usiadłam na moim prowizorycznym łożu i oderwałam niewielka kopertę, która przyklejona do spodu kusiła i przerażała mnie jednocześnie. Kolejny głęboki wdech i otwieram.
Powoli wyjęłam złożoną na cztery kartkę i oczami zaczęłam wodzić po tekście, po kształtnych literach pisanych przez moją mamę:
„Droga Ann!
Co tam u ciebie? Wiem głupie pytanie, ale nie wiedziałam jak zacząć. Podejrzewam, że skoro czytasz ten list, to zapewne jesteś gdzieś z dala od nas. Studia? Może założyłaś rodzinę? Albo my cię opuściliśmy. Jeżeli trzecia, opcja jest tą poprawną to… Przepraszam, przepraszam cię oboje, że teraz nie ma nas z tobą, jednak uwierz mi patrzę i widząc ciebie z tym pakunkiem uśmiecham się sama do siebie.
Zapewne zastanawiasz się co to takiego? Znając cię mała rozrabiako, snułaś wiele ciekawych historii. Pewnie spodziewałaś się rodzinnego majątku, czy też jakiego ś wielkiego sekretu rodzinnego, jednak nic z tych rzeczy. W środku nie ma nic wartościowego. Kilka zeszytów z moimi zapiskami, parę nieudanych zdjęć i masa wspomnień, które sprawiły, że moje życie nie było stracone. Jeżeli trafisz na jakiś niecenzuralny fragment albo masę pretensji i przekleństw skierowanych do ludzi, których kilka stron wcześniej podziwiałam to przepraszam, jednak nie zdziw się zbytnio. Ja też kiedyś byłam nastolatką i przeżywałam okres dojrzewania.
Kocham cię Ann najbardziej na świecie, jesteś moją jedyną córeczką i jestem dumna, że to właśnie ciebie dał mi Pan. W kopercie znajduje się zapasowy kluczyk do pudełka, otwórz je i pamiętaj, zawsze będę z tobą, na wieki chociażby nas śmierć rozłączyła.
Kochająca na zawsze, mama Christine.”
Po moich czerwonych z nerwów i ciepła policzkach, spływały strumienie łez, które powoli zaczynały moczyć kartkę papieru. Odłożyłam ją na bok i wyjęłam z koperty niewielki kluczyk. Otworzyłam powoli pudełko i zaczęłam wyjmować grube notesy w jednokolorowy, brązowych okładkach. Tak, mama od zawsze miała słabość do koloru brązowego i wszystkich jego odcieni.
Każdy pamiętnik był opisany datą. Znalazłam najstarszy i najbardziej zniszczony. Pierwszy wpis, który się w nim znajdował pochodził z roku tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego piątego. Zastanowiłam się chwilę.
‘Czyli mama miała wtedy trzynaście lat’ obliczyłam szybko i podniósłszy grubą, brązową okładkę. Otworzyłam na pierwszym rozmyślaniu mamy.
„31 sierpnia 1985 roku.
Kochany pamiętniczku.
Moje życie w końcu zaczęło się układać. Te wakacje nie należały do najwspanialszych. Masa problemów z rodzicami i wakacje na fermie dziadków to było coś strasznego. Ludzie traktowali mnie ciągle jak jakąś ułomną, tak wiem, że cukrzyca jest ciężką chorobą ale potrafię sama o siebie zadbać. W sumie, przez ponad dziesięć lat musiałam się sobą zajmować, bo tych maszyn zwanych rodzicami, nigdy nie było. Tak, jasne rozumiem pogoń za pieniędzmi ich wciągnęła, a Paryż stał się drugim domem jednak, jeżeli chcieli mieć dzieci to powinni przemyśleć wszystkie za i przeciw…”
Czytałam uśmiechając się do siebie delikatnie. Właśnie czułam, że poznaję moją mamę na nowo, z innej strony o której wcześniej nie miałam pojęcia. Tysiące mądrych cytatów, w przewadze z Pisma Świętego i ulubionych książek były zapisywane na każdym marginesie, pod każdym wpisem. Prawie co stronę widziałam zdjęcia uśmiechniętych ludzi i kolorowe obrazki, którymi ozdabiała białe kartki papieru.
Około godziny dwunastej, wyrwana z zaczytania przez dźwięk wibrującego na biurku telefonu poderwałam się gwałtownie i łapiąc pidżamę pobiegłam do łazienki. Szybki prysznic przywrócił mi trzeźwe myślenie, chociaż jedynym tematem, którym w tym momencie byłam zaabsorbowana była moja mama. Osoba, której tak naprawdę, nigdy dobrze nie znałam.
Ubrana w szarą pidżamę wróciłam do pokoju i dopiero teraz spoglądając na telefon przypomniałam sobie o wiadomości. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało imię bruneta i naciskając jeden z przycisków otworzyłam zawartość SMSa:
„Jeszcze raz, dziękuję Ci bardzo za wspaniały wieczór, chłopaki cały czas o tobie gadają. Co ty im zrobiłaś?! Oddawaj moich przyjaciół! Nie no żart, tak poważnie to chciałem tylko powiedzieć (albo raczej napisać) kolorowych snów Ann i do zobaczenia jutro w szkole.”
Mimowolnie uśmiechnęłam się do siebie. Może moje pierwsze wrażenie o Zaynie nie było trafne? Może wcale nie był takim zapatrzonym w siebie narcyzem, tylko trochę brakowało mu manier i samokontroli?
„Schowałam ich do torebki i zabrałam ze sobą. To ja wam dziękuję, a teraz idę spać, bo jestem wykończona. Dobranoc Zayn.”
Odpisałam i zaczęłam pakować notesy do pudełeczka. Jednak z wyjątkiem jednego. Najstarszy, przeczytany  już prawie do połowy schowałam do czarnej torby, którą jutro miałam wziąć do szkoły. Wiem, że czytanie książek pod ławką jest zabronione, jednak dzięki tej lekturze czułam, że jestem bliżej mamy, że jest ona ze mną. Westchnęłam cicho i gasząc światło położyłam się na materacu.
Chociaż w mojej głowie trwała ogromna burza myśli, chociaż miałam tysiące spraw do przemyślenia i przy każdej było jakieś ‘ale’, to bezczelny Morfeusz wciągnął mnie do krainy snu, szybciej niż się spodziewałam.
Obudziłam się, albo raczej dokonał tego piekielny dźwięk budzika, kilka minut przed siódmą. Chociaż lekcje zaczynałam o ósmej a do szkoły nie było daleko to szybko poderwałam się z łóżka i zaczęłam pakować książki. Tak, miałam to zrobić wczoraj, jednak przez pamiętniki i zbyt ogromną ilość wrażeń, nie potrafiłam się skupić na tym co robię.
Torba z przystosowaną zawartością do planu dzisiejszych lekcji, po dziesięciu minutach szukania i denerwowania się na brak organizacji, była przygotowana do szkoły, jednak ja byłam w rozsypce. Złapałam z szafy czarną prostą koszulę i ciemne, popielate spodnie i pognałam do łazienki. Standardowa, szybka, poranna toaleta chyba weszła mi już w krew, ponieważ za każdym razem wyrabiałam się w coraz szybszym czasie. Po niespełna piętnastu minutach wróciłam do pokoju. Stanęłam przed lustrem i uważnie przyjrzałam się efektowi mojej pracy w trybie natychmiastowym. Koszula wpuszczona w spodnie z wyższym stanem optycznie skracała moją sylwetkę, jednak nie przejmowałam się tym zbytnio. Włosy rozpuszczone kaskadami spływały po moich ramionach, a blada twarz, nie wyrażała w tym momencie żadnych uczuć. Westchnęłam cicho i biorąc torbę zeszłam na dół.
W kuchni siedziała Margaret i piła kawę zaczytana w jakieś czasopismo o modzie.
-Hej – przywitałam się i podeszłam do lodówki. Wyjęłam jogurt o smaku malinowym i usiadłam obok kuzynki.
-Hej – rzuciła Margo nawet nie podnosząc wzroku znad gazety. – Dzisiaj musimy się przejść spacerkiem do szkoły bo Kevin nie wrócił do domu na noc – wywróciła zabawnie oczami i zamknęła gazetę – więc wcinaj ten jogurt i idziemy.
-Jasne, jasne – powiedziałam i zaczęłam grzebać metalową łyżeczką w różowej masie, natomiast Margo niespiesznym krokiem wyszła z kuchni.
Przez całą drogę do szkoły rozmawiałyśmy z Margaret o tym jakie jesteśmy, czym się interesujemy czy też o ludziach jakimi się otaczamy. Tak, wiem, może to nie były najciekawsze i najbardziej porywające tematy jednak chociaż byłyśmy kuzynkami, to praktycznie się nie znałyśmy. Nigdy w życiu się nie spotkałyśmy i nie zamieniłyśmy ze sobą ani zdania, ani jednego słowa do teraz.
Szkoła przywitała nas ogromnym szumem i masą zadowolonych ludzi, którzy to właśnie tutaj czuli się najlepiej, pomiędzy przyjaciółmi i rówieśnikami, z którymi łączyło ich czasami wiele więcej niż z rodzeństwem.
Pierwszą lekcją, jaką miałam we wtorek był angielski z podstarzałym profesorem, który za gadanie na lekcji kazał pisać uczniom eseje. Westchnęłam ciężko. No cóż dzień nie zapowiadał się ciekawie. Potworna pierwsza lekcja i to w towarzystwie ludzi, którzy dzień wcześniej próbowali zniszczyć, jeszcze bardziej moje już i tak marne życie. Zrezygnowana usiadłam na niewielkim parapecie nieopodal klas językowych i wyjęłam z torby brązowy notes. Rozłożyłam go przed sobą a kolana oplotłam ramieniem i ponownie oddałam się wciągającej lekturze.
„15 lipca 1992 rok
Kochany pamiętniczku,
Pomysł Mary odnośnie wyjazdu na ten cały camping był strzałem w dziesiątkę! Chociaż na początku nie miałam ochoty na spanie w namiocie, w lesie pomiędzy drzewami, dzikim zwierzętami i masą komarów to się zgodziłam. W imię przyjaźni. A teraz? Za kilka minut idę nad jezioro. Wiem, wiem, że rodzice nie zaakceptują Simona, muzyk uliczny w porwanych spodniach z rozbitej rodziny. Jak taka osoba będzie wyglądać na ich wystawnych przyjęciach?! Wiem, będą komplikacje ale ja go kocham, kocham najbardziej na świecie i jeżeli rodzice tego nie zrozumieją to odejdę. Wyprowadzę się, może do Anglii? Do Londynu? Uciekniemy od nic. Jednak teraz uciekam do niego, w jego ramiona, do jego ust i oddechów.
‘Ponieważ drogi jesteś w moich oczach,
 nabrałeś wartości i Ja cię miłuję.’”
-Co czytasz? – gwałtownie podniosłam głowę znad notesu słysząc to pytanie. Naprzeciwko mnie siedział Zayn uśmiechnięty od ucha do ucha, ubrany w czerwoną bluzę z białymi rękawami i dżinsowe spodnie.
-Przeczytaj to – nie odpowiedziałam na jego pytanie, zamiast tego obróciłam pamiętnik w jego stronę i wskazałam na cytat, który kilka minut temu wychwyciłam podczas czytania.
-Ponieważ drogi jesteś w moich oczach, nabrałeś wartości i ja cię miłuję – przeczytał na głos i spojrzał na mnie tymi swoimi zniewalająco pięknymi oczami – Ładne.
-Prawda? Śliczny cytat.
-Co to jest? – zapytał oddając mi notes.
-Stary Testament, czytanie z Księgi Izajasza – odpowiedziałam chowając brązowy pamiętnik do torby po czym spojrzałam w jego stronę.
Uśmiech szybko zniknął z jego ust a na jego miejsce wstąpiła zaduma i lekkie zakłopotanie. Czyżby źle odebrał ten incydent? Może uznał to jako wyznanie, skierowane w jego stronę?! Jasny gwint! Jak zawsze musiałam coś zepsuć.
-Co jest? – zapytałam opierając brodę o kolana.
-Stary Testament? Czyli, że to fragment z Pisma Świętego? – zapytał, nie odpowiadając na moje pytanie.
-No tak, co ty do kościoła nie chodzisz? – uśmiechnęłam się szeroko, jednak po chwili pożałowałam swoich słów widząc jak chłopaka trapi coraz więcej myśli.
-Nie – odpowiedział krótko – Jestem muzułmaninem, nie wierzę w tego waszego Boga.
-A to przepraszam – poczułam jak na moje policzki kolejny raz wstępują czerwone rumieńce i szybko odwróciłam głowę w stronę okna.
-Nie przepraszaj – dotknął mojej łydki jakby chciał żebym ponownie na niego spojrzała – Każdy wierzy w co chce, a co do cytatu to ładny. Naprawdę – uśmiechnął się ponownie jednak tym razem widać było, że był to wymuszony uśmiech. Wiedziałam, że coś go trapi, chociaż chciałam mu pomóc, pocieszyć, to się powstrzymałam, jak kiedyś będzie chciał to sam powie o co chodzi.
_____________________________________________________
Tak oto mamy wyczekiwany (mam nadzieję) rozdział dwunasty. Wiem, kilkakrotnie przekładałam termin dodania, jednak nigdy nie miałam czasu napisać a pomysł w mojej głowie siedział już od dawna, dawna. Szczerze? Uwielbiam ten rozdział chyb najbardziej ze wszystkich! A wam jak się podoba? Co o tym myślicie? Czekam na wasze opinie a teraz idę zakuwać Irregular Verbs i historię ♥
A i jeszcze chcę dodać, że rozdział dla Kaśki ♥ Kocham cię idiotko ♥ 

9 komentarzy:

  1. kocham cie dziewczyno ! twój styl pisania powala na kolana ! chciałabym pisać tak jak ty ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to!!! :D Zgadzam się ! NAJLEPSZY <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajniee :DD Pisz następny ! ;)) Asia x

    OdpowiedzUsuń
  4. Normalnie gdy podoba mi się rozdział piszę, że był fajny czy super...ale w tym wypadku tak nie zrobię. Bo ten rozdział nie był fajny, on był piękny. Kiedy czytałam list od mamy Ann to się naprawdę popłakałam... To nie było takie standardowe, czy jak często zdarza się przy opowiadaniach z 1D płytkie i puste. Poza zespołem, który tak wszystkie uwielbiamy, była też inna treść i to jaka! Uwielbiam Twojego bloga! Już nie mogę się doczekać następnego.

    Jakbyś miała chwilę zapraszam do mnie, nie dorastam Ci do pięt no ale... --> http://bloggerkagabrielle.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. jejku jej cudownie piszesz i bardzo się ciesze ze jesteś jedną z niewielu osób które w miarę regularnie dodają rozdziały naprawde wielki plus dla ciebie za to ;* Co do rozdziału jest przecudowny zresztą jak każdy. Bardzo podoba mi się u Ciebie to ze akcja się jakoś strasznie szybko nie rozkręca i to równiez zachęca do czytania kolejnych rozdziałów bo jestem strasznie ciekawa co będzie dalej <3 Omg ale się rozpisałam haha
    Pozdrawiam Wiktoria ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowny rozdział <3 pomysł z tym pamiętnikiem jest świetny :D aż się poryczałam jak czytała list od mamy :*
    Nie mogę się doczekać następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  7. kocham kocham kocham <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziewczynoo ! Twój blog powala ! Najlepszy z wszystkich, normalnie doprowadził mnie do łez. Błagam pisz dalej bo uwielbiam Twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  9. KOcham..<3
    ten blog jest niesamowity..
    Zapraszam do mnie..
    http://anotherlovestoryy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń