Ułamek sekund. Chwila, a twoje życie się zmienia. Pojawiają
się ludzie, odwiedzasz miejsca i robisz rzeczy, które na zawsze potrafią
wszystko odwrócić. W mgnieniu oka huragan niszczy dorobek całego życia, czy
ktoś odchodzi. Na każdy ruch, gest wystarczy tylko chwila. Ta jedna, jedyna.
Niepowtarzalna. Czasami zdaje się nam, że mamy wszystko. Pieniądze oraz
najbliższe nam osoby. Wydaje nam się, że unosimy się na obłoczku szczęścia.
Twierdzimy, że wszystko co osiągnęliśmy zawdzięczamy tylko sobie. Gdy nagle… To
znika? Może to był zwykły sen? De ja vu?
Przecież jeszcze chwilę temu promieniowałam. Cieszyłam się
jak szalona z tego, co mam. Balansowałam pomiędzy najbliższymi. Przyjaciółmi.
Rodziną. Byłam w takich zakątkach, które kochałam i… Spadłam. Zostałam sama.
Obudziłam się z amoku i zaczęłam krążyć. Pojawiły się krajobrazy tak bardzo mi
obce. Anglia. Londyn, aż w końcu Bradford. Miałam wrażenie, że nie pasuję do
tego miejsca. Gdzieś pod sercem czułam, że jestem zdana tylko na siebie. Na
dziewczynę o kasztanowych włosach, która przez pewnego rodzaju samolubstwo,
chęć wygranej, straciła wszystko. Gdybym nie poszła na zawody, rodzice tez by
nie chcieli tam być. Siedzieli by w domu i oglądali telewizję. Poczciwi
staruszkowie. Jednak nie. Rozpieszczonej panience zachciało się kolejnego
tytułu. Kolejnej statuetki do kolekcji. Przecież jeden raz stanąć na podium, to
za mało? No tak. Jej zawsze jest mało. Dla niektórych ten jeden raz, to
marzenie.
A później? Co było później, płacz i samotność. Rozpieszczona
jedynaczka, została sierotą. Zabrano jej to, co najważniejsze. Czuła, że jej
serce rozpadło się na drobne, jak mak kawałeczki. Wiedziała, że rozeszły się
one, po całym świecie. Troszkę tu, troszkę tam a jej samej zostało tak nie
wiele. Tylko tyle żeby organizm nie upadł.
Nowy świat, nowe miejsca, nowi ludzie i nagle masz wrażenie,
że części tej układanki powracają. Pojawiają się kolejne promyki szczęścia.
Kolejne uśmiechy na twoich ustach i chęć wstawania rano. Masz wrażenie, że
wszystko się powtarza. Wraca do ciebie szczęście, wraz z ludźmi. Może nie tymi
samymi, którzy już nigdy nie pojawią się przed tobą. Nie przytulą i pocieszą
czy też karcącym słowem nawrócą do posłuszeństwa. Na świecie nie ma takich
samych dwóch osób, jednak zdarza się tak, że każdy, kto stanie na naszej drodze
wnosi coś do naszego życia.
Wiem, że to trochę dziwne. Wiem, że jestem dziewczynką,
która ledwo skończyła szesnaście lat. Może nawet postronny obserwator
stwierdzi, że ledwo odrosłam od ziemi i nauczyłam się pisać a już chcę
dyskutować o egzystencji istoty z gatunku homo sapiens. Jednak życie mnie
doświadczyło. Możliwe, że nie tak jak niektóre osoby, jednak także na swój
sposób.
Teraz siedzę w niewielkiej kawiarni. Małym, przytulnym
pomieszczeniu, którego brązowo-żółte ściany ozdobione obrazami pochodzącymi z
najróżniejszych epoko, swoim nienagannym ciepłem i harmonią otulały każdego
klienta. Niewielkie miękkie fotele ozdobione czerwonymi wzorkami idealnie
harmonizowały się z całą kompozycją. Nawet ta biała filiżanka, która od ponda
godziny, stała na blacie przede mną w pewien, tajemniczy sposób, pasowała do
tego świata.
Kawałek porcelany. Niewielkie dzieło rąk ludzkich, wypełnione
do połowy brązową cieczą potrafiło się dopasować. Znaleźć swoje miejsce, bez
obaw, że coś je zaskoczy. Możliwe, że była tutaj od zawsze. Możliwe, że niczego
nie straciła, jednak nic nie stawało jej na drodze, żeby była tu gdzie jej
przeznaczenie. Czasami chciałabym być taką filiżanką. Ona nigdy, nie straciła
rodziców i wszystkiego na czym jej zależało. Nie pojawiła się w obcym miejscu i
nie poznała Zayna Malika… Chociaż w sumie kto wie? Może kiedyś ten brązowooki
chłopak, który od pierwszej rozmowy najwyraźniej bawił się w jakiś teatrzyk,
zapominając, że gra premierę, kilkakrotnie swoimi pełnymi, czasami ściągniętymi
w wąską kreskę ustami dotykał jej brzegów. Może tak jak ja siedział w tym
miejscu, z tą częścią układanki w dłoniach i myślał. Zastanawiał się jakie
błędy popełnił w swoim życiu, gdzie źle postawił krok ten jeden za dużo. Może…
Nie, to nie ta bajka. To nie ten świat. On żyje inaczej.
Celebryta, gwiazda estrady. Człowiek, którego nazwisko zna każda jednostka.
Osoba, o której piszą poranne dzienniki i za którą biegają spragnieni plotek
dziennikarze. Zayn nie należy do tego samego wymiaru co ja. Jest jak wampir,
żyje w innym świecie z taką różnicą, że jego jest prawdziwy a historia słynnego
Edwarda od Belli zmyślona. Jednak czy przypadkiem, nasz pan Cullen na początku
też nie odgrywał zwykłego śmiertelnika, jak Malik? Oczywiście, chciał żyć –
jeżeli w jego przypadku można nazwać to życiem – jak przeciętny człowiek. Bez
tej całej historii z przeszłości. Niby wszystko się udawało, jednak do czasu… Zawsze
pojawiają się jakieś komplikacje u słynnych zakochanych, ferelny wypadek, gdy
nagle Bella zaczęła węszyć aż… Dowiedziała się tego i owego. Tak samo u nas,
jednak z taką różnicą, że ja miała podane wszystko jak na tacy. Jeden program,
jeden wywiad i cała historia odwraca się o sto osiemdziesiąt stopni. Wszystko
się zmienia.
Bladą ręką chwyciłam za telefon, który leżąc obok filiżanki,
starał się dotrzymać jej towarzystwa. Rozmawiali o czymś? Może nawet wymienili
się kodami kreskowymi, żeby jeszcze kiedyś „pogadać”.
Cyfrowy zegar, na wyświetlaczu elektronicznego urządzenie
pewny siebie, że nikt nie zwróci mu uwagi, bez żadnych skrupułów starał się mi
uświadomić, że już dawno wybiła godzina piętnasta czyli według mojego
nieistniejącego planu dnia, w tym momencie powinnam wracać do domu. Czy może
nawet już w nim być. Jednak ja, jak zwykle robiłam wszystko inaczej, w sumie
miałam do tego prawo. Jak każdy. Miałam prawo, do własnego systemu
postępowania. Jeżeli tylko wiedziałam jakie mogą być skutki. Chociaż w sumie…
Wielokrotnie robi się rzeczy, nie myśląc o przyszłości, bo po co?
Czułam, że moje myśli zataczają błędne koło. Każde
rozmyślanie wybija z taktu, jednak po chwili wraca na ten sam tor. Czułam, że
wszystko skupia się na jednym. Na osobie Zayna Malika. Podświadomość starała
się mi wmówić, że to sentyment nawiązuje do tych, czy innych spraw jednak ja
dobrze wiedziałam do czego każda pojedyncza myśl dąży. Wszystko kojarzyło mi
się z jego osobą. Począwszy od pojawienia się tutaj, poprzez pierwszy dzień
szkoły i płynnie skończywszy na rozmowie w stołówce, która właśnie teraz, z
czarnej niewiadomej przemieniała się w jasny punkt. Dopiero w tym momencie
rozumiałam, do czego sprowadzały się te wszystkie pytania czy go nie poznaję,
czy naprawdę nie wiem kim jest. On się upewniał. Sprawdzał czy w moim
towarzystwie, śmiało będzie mógł skosztować normalności, a ja, jak ta idiotka,
dałam się nabrać.
-Ładnie to tak uciekać z lekcji? – usłyszałam nad sobą
znajomy głos. Moje szare oczy, niespiesznie powędrowały ku górze. Nie miałam
siły na jakąkolwiek dyskusję na temat, mojej nieobecności na ostatniej lekcji.
Nie miała ochoty na opowiadanie tego, co się przytrafiło i nawet nie chciałam
wiedzieć, co ktokolwiek inny o tym myśli.
-Cześć, Tony – wypranym z jakichkolwiek uczuć głosem,
przywitałam się z blondynem. Nie wiedziałam co mam więcej powiedzieć. Nawet nie
chciałam nic więcej mówić, czując, że będzie to najlepszym rozwiązaniem.
-Ann… - zatroskany szept chłopaka rozbrzmiał w mojej głowie
niczym sygnał. W umyśle zapaliła się czerwona lampeczka. Wiedziałam, że taki
ton nie wróżył nic dobrego. Za chwilę pojawią się pytania, która zazwyczaj
niejednego wyprowadzają z równowagi.
Cichy zgrzyt rozległ się po sali. Dźwięk przesuwanego po
drewnianych panelach krzesła i ciche westchnięcie przyszłego towarzysza rozmowy,
nie wróżyły nic dobrego.
-Nie mam ochoty o tym gadać – odwróciłam wzrok w stronę
okna. Pusta ulica w tym momencie, okazała się jednym z najciekawszych elementów
do podziwiania. Jedynym punktem na którym mogłam zawiesić wzrok. Elementem,
który pomagał mi uciec przed szmaragdowo zielonymi oczami Tony’ ego.
-Rozmowa zawsze pomaga… - swoim aksamitnym głosem, całkiem
innym niż ten Zayna. Głosem bez tego ciekawego, pakistańskiego akcentu i nutki
melodyjności, starał się sprawić żebym go posłuchała. Chciał, żebym się wygadała?
Twierdził, że to pomoże?
-Nie mój drogi. Na tym świecie nie ma siły do sklejenia
serca, które tak wiele wycierpiało. Nie ma takiej mocy, która naprawi zranione
uczucia, cofnie wypowiedziane słowa czy przywróci życie. Nie ma siły, która
usunie z naszego życia jakiś element sprawiając, że będziemy mieć wrażenie, że
był on tylko złym snem. Nie chce o tym gadać… – spojrzałam na kolegę, który ze
splecionymi na piersi dłońmi przyglądał mi się uważnie. Jego zielone oczy
przeszywały mnie na wylot. Czułam, że jakaś niepojęta moc, która drzemie w tym
spojrzeniu potrafi odczytać każdą moją myśl. Poznać każdy sekret.
‘Jak Malik’, pomyślałam, jednak po chwili gwałtownie
potrząsnęłam głową. Nie pojęte było, jak wiele rzeczy kojarzyło mi się z
Zaynem. Nierealne wydawało się, że chociaż znaliśmy się niespełna tydzień, ja
tak wiele z nim łączyłam. Nawet najzwyklejszy sposób patrzenia, jednej osoby,
na drugą. Co najdziwniejsze tak różnej osoby, gdyż Tony i Zayn byli swoimi
idealnymi przeciwieństwami. Po jednej stronie brunet o brązowych oczach,
natomiast na drugiej bramce widzimy zielonookiego blondyna. Tutaj sportowiec a
tam piosenkarz. Na prawo zwykły człowiek, po lewo celebryta. Inni. Jak ogień i
woda, całkowicie przeciwni. Fragmenty układanki, które pod żadnym względem do
siebie nie pasują. Chociaż? Możliwe, że gdzieś tam w środku mają coś ze sobą
wspólnego? Jakiś szczegół, znany tylko nielicznym.
-Nie powiedziałem, że ty masz gadać. Ja jedynie
stwierdziłem, że rozmowa zawsze pomaga – uśmiechnął się do mnie delikatnie, a
ciepło jakie promieniowało od tego człowieka, ogarnęło moje zmęczone, całym
dniem ciało. – Jeśli chcesz to ja mogę mówić, ponoć jestem w tym dobry a może,
właśnie w jakiś sposób pomogę? – wzruszył ramionami a ja z rozbawieniem
pokręciłam głową.
‘Nie, on nie jest taki jak Malik’, poprawiłam swoją
poprzednią myśl. Kolejne przeciwieństwo, które ich dzieliło. Ten chłopak sam
rwał się do rozmowy. Chciał gadać, opowiadać chociaż ja wolałam milczeć.
Natomiast Zayn? Uszanowałby moje zdanie. Siedziałby naprzeciwko i nawet nie
szepnął słowa, dopóki ja bym się nie odezwała.
-Skoro czujesz taką potrzebę gadania – przymrużyłam
delikatnie oczy – Tylko, co ty takiego, masz do gadania?
-Zobaczysz w swoim czasie – szepnął i poruszył zabawnie
brwiami a ja wywróciłam oczami. Chłopak najwyraźniej swoim zachowaniem chciał
mnie rozśmieszyć, może w pewien sposób zaciekawić, jednak jak na razie,
niewiele mógł wskórać.
-Więc słucham – ponagliłam go, krzyżując ręce na klatce
piersiowej. Kiedyś słyszałam, że taka pozycja daje twojemu rozmówcy do
myślenia, że jesteś na niego zamknięty, że pragniesz zachować coś dla siebie,
nie dopuszczając nikogo innego. Jednak, czy tak było w moim przypadku? Czy
chciałam zamknąć się na świat? Nie, raczej nie. Chciałam żyć jak normalna,
szczęśliwa nastolatka bez problemów, smutku i łez.
-Jak byłem mały, mój ojciec co wieczór siadał na brzegu
łóżka i gładził mnie po głowie – zaczął opierając się o stolik. Widziałam jak
wyraz jego oczu, diametralnie się zmienił. Zauważyłam tę nutkę sentymentu,
która pojawiła się ni stąd, ni zowąd. – Każdego wieczora, bez znaczenia czy
wrócił późno z pracy, czy był przepełniony energią, przychodził i dawał znać,
jak bardzo mu na mnie zależy. Na jedynym synu, którego dał mu Bóg. Był dla mnie
nie tylko ojcem i Aniołem Stróżem ale także przyjacielem, jedynym w swoim
rodzaju. Kumplem do zabaw, którego nigdy nie miałem wśród rówieśników.
Zazwyczaj stałem na uboczu. Nie bawiłem się z chłopakami na trzepaku i nie
biegałem za piłką – mówił jakby był w transie, natomiast ja nie mogłam uwierzyć
w to wszystko. On nie był duszą towarzystwa? Nie miał przyjaciół? Nie pasowało
mi to, do tego Tony’ ego, który chodził ze mną do klasy, grał w szkolnej
drużynie i miała multum znajomych. – Wiem, że wydaje Ci się to dziwne –
skomentował, jakby odgadł moje myśli – Jednak cóż, taka prawda byłem
wyrzutkiem. Mieszkaliśmy w niewielkiej, nadmorskiej miejscowości. Chociaż mój
ojciec był tam znanym i szanowanym policjantem, cóż mnie ta popularność się nie
udzieliła. Wiesz, byłem tak zwanym luzerem. Okrągłe okularki i nos w książkach.
Jedyną pasją jaka mnie cieszyła i naprawdę zajmowała były samoloty. Wiesz
drewniane modele sprawiały, że miałem gęsią skórkę. Kręciło mnie to tak
naprawdę, najmocniej na świecie. Jednak w pewnym momencie nastąpił przełom.
Wiosna dwa tysiące piątego roku. – westchnął cicho i przeniósł wzrok ze mnie,
na porcelanową filiżankę – Ojciec spakował walizki i powiedział, że musi lecieć
do Danii. Odbywało się tam jakieś szkolenie dla policjantów. Teoretycznie nie
było obowiązkowe, jednak tata zawsze chciał być na czasie. Wiedzieć co się
dzieje w jego branży. Nawet najbardziej bezsensowna sprawa była dla niego na
wagę złota. Kochał to co robił i… - przerwał na chwilę żeby odetchnąć głęboko –
troszczył się o to bardziej, niż o mnie. Podczas tych kilku dni, kiedy miało go
nie być, odbywały się moje urodziny. Dzień, który świętowaliśmy razem. Jak
zawsze twierdził, najważniejszy dzień w jego życiu, dzień który tym razem miał
zamiar opuścić… Pokłóciliśmy się o to. Powiedziałem kilka słów za dużo. Dałem
mu do zrozumienia, że nigdy dla mnie nic nie znaczył. Rozumiesz? Każde jego
staranie zmieszałem z błotem, tylko dlatego, że nie chciał patrzeć jak
zdmuchuję świeczki. Nawet kiedy pojechał na lotnisko, nie zabrałem się z nim.
Nie chciałem patrzeć jak ten pseudo zdrajca wsiada do samolotu, maszyny, którą
tak bardzo kocham. Nie przytuliłem się do niego i nie powiedziałem, że będę
czekał, że jak wróci to wyciągniemy razem z lodówki kawałek ciasta i zjemy ten
jeden, czy dwa dni później. Wtedy czułem się taki zdradzony. Odrzucony na drugi
plan. Samotny. Jednak tak naprawdę nie wiedziałem co mnie jeszcze czeka.
Chowałem jedynie urazę do ojca, zapominając kim dla mnie był. Nie chciałem do
siebie dopuścić wiadomości, że przesadziłem. Początkowo nie chciałem, ponieważ
kiedy to, do mnie dotarło zrozumiałem jak bardzo głupi byłem. Kilka godzin po
odlocie mama dostała telefon. Dzwonili do nas ze służb specjalnych z… -
odetchnął cicho -…kondolencjami. Wyrazić smutek, jak bardzo dotknęła ich strata
jednego z kumpli po fachu. – spuścił głowę w dół i oddychał cicho.
-Tony… - zaczęłam, chciałam coś powiedzieć. Jednak dobrze
wiedziałam, jak mało może dać zwykłe „Tak mi przykro”. Ten chłopak, tak jak ja
stracił ojca oraz najlepszego przyjaciela. Dwie osoby w jednym ciele.
-Spokojnie, już się z tym pogodziłem… Jednak, to nie koniec…
- ciągnął dalej a ja ucichłam jeszcze na chwilę – Cały sęk był w tym, że
straciłem wtedy tak wiele. Straciłem tatę, któremu nie potrafiłem wybaczyć
takiej głupoty, nie powiedziałem w holu przed odlotem, że go kocham i czekam.
Straciłem przyjaciela, na którym zawsze mogłem polegać, a co najgorsze wszystko
to odebrała mi moja największa miłość. Pasja, którą były samoloty. Zabrano mi
trzy najważniejsze na świecie rzeczy, które tworzyły mój kręgosłup. Dawały
pewnego rodzaju podporę. – spojrzał ponownie na mnie a ja miałam wrażenie, że
tym co mi powiedział, chciał mi coś przekazać.
-Nie wiedziałam… - zaczęłam jednak on tylko uśmiechnął się
delikatnie.
-Mało kto wiedział. Przecież, na pierwszy rzut oka, nie
wyglądam na nieszczęśliwego. Przepełnionego troskami i sentymentem do
przeszłości chłopaka, który kiedyś był wyrzutkiem społecznym. Zmieniłem się –
mówił dalej, a ja nawet nie wiedziałam w jaki sposób mogę zrekompensować jego
opowiadanie. – Kilka dni po pogrzebie dowiedziałem się, że największym
marzeniem taty było aby znalazł sobie przyjaciół. Chciał żebym jak on odejdzie,
nie czuł się taki samotny i to stało się moim priorytetem. Wiedziałem, że już
niczego nie zmienię, ale mogłem sprawić żeby ojciec był ze mnie dumny.
-Uwierz mi, że na pewno jest – uśmiechnęłam się do niego
żeby nadać mu chociaż trochę otuchy.
-Mam taką nadzieję, jednak nie w tym sęk. Zrozum, że ludzie
czasami robią rzeczy czy mówią słowa, których nie da się cofnąć. Ja, zawsze
będę żałował tego co zrobiłem. Nie ma znaczenia, czy minie rok czy dwa, czy
chociażby kilkanaście lat. To na zawsze we mnie pozostanie. Będę czuł i
pamiętał, że chociaż mogłem tak wiele, to ja jednak wolałem się obrazić. Bo tak
było najłatwiej. Jednak… Nigdy nie warto wypływać tak daleko, żebyśmy nie mogli
wrócić… - zaciął się na chwilę – Bo wiesz, tutaj chodzi o szczerość, czasami
lekka niewygoda na początku, pozwala uniknąć wielkiego cierpienia później.
-To dlaczego on poszedł po najcieńszej linii oporu? –
zapytałam trochę sfrustrowana, jednak wiedziałam o co chodzi Tony’ emu.
Wiedziałam, że całą tą historią, chce nawiązać do mojej aktualnej sytuacji.
Pokazać, że jeżeli nie opamiętam się w odpowiednim momencie to mogę wszystko
stracić. Znowu.
-Bo on, tego nie rozumiał. Jednak ty sama dobrze wiesz, jak
wiele może się zdarzyć w przeciągu chwili. Straciłaś rodziców tak, jak ja ojca.
Miałaś na szczęście zdrową sytuację, natomiast ja do końca życia będę miał
wyrzuty sumienia. Ponieważ nie chciałem niewygodny. Byłem rozpieszczony. Teraz
mieszkam w Bradford, niby żyję normalnie, jednak za każdym razem, kiedy
wieczorem kładę się do łóżka i patrzę na sufit widzę przed oczami twarz ojca.
Przeszytą bólem a nie radością, która powinna zapaść w mojej pamięci.
-Ojciec patrzy teraz na ciebie i jest szczęśliwy. Cieszy się
z twojego szczęścia – szepnęłam lekko zachrypniętym głosem. Czułam, że w gardle
urosła mi ogromna gula, jednak to co przed chwilą usłyszałam od tego blondyna
naprawdę potrafiło dać do myślenia. – Tylko, że… Ciebie ojciec nie okłamał.
-Możliwe, że nie okłamał ale czy przypadkiem Zayn otwarcie
ci powiedział „Nie Ann, nie należę do One Direction”? – uderzył we mnie jednym
z tych niepodważalnych argumentów.
-No nie…
-No właśnie. Nie pomyślałaś może, że chciał cię w pewien
sposób uchronić przed tą całą popularnością? Nie chciał żeby paparatzzi
wystawali pod twoim domem i czekali z aparatem aż będą mogli przyłapać cię na
gorzkim uczynku.
-Możliwe, jednak to i tak go nie usprawiedliwia… -
pokręciłam głową – Tu nie chodziło o mnie a raczej o niego.
-Oj Ann, Ann bądźmy szczerzy… - pochylił się delikatnie w
moją stronę – Oboje mieliście przed sobą sekrety – powiedział kręcąc głową na
prawo i lewo.
-No tak ale… - zaczęłam,
jednak dopiero teraz zauważyłam coś podejrzanego. – Skąd…
-Skąd wiem, że nie
powiedziałaś mu prawdy o sobie? No cóż, gdybym wiedział, że jest to sekretem
zapewne nie puściłbym pary z ust, kiedy pytał się mnie czy wiem coś o twoim
pochodzeniu. Coś więcej…
-Chwila, Malik przychodził do
ciebie w celu dowiedzenia się czegoś na mój temat?! - podniosłam gwałtownie głos. Cała ta
sytuacja mi się nie podobała a może nawet doprowadzała do szału. Coś tu było
nie tak. Czy ten człowiek nie mógł najprościej w świecie zapytać się mnie o to
co go tak naprawdę interesowało?
-Zauważył, że nosisz żałobę i
dziwnie było mu się zapytać prosto w twarz dlaczego, wiesz nie wiem czy
zauważyłaś ale ten człowiek posiada pewnego rodzaju wyczucie co mężczyzna może
wobec kobiety, a czego nie – przerwał na chwile żeby złapać oddech – Nie
denerwuj się tak. On naprawdę chciał dobrze, a przynajmniej tak twierdził kiedy
ze mną rozmawiał – uśmiechnął się delikatnie – No wiesz i co by nie było,
pierwszy raz rozmawiałam z słynnym Zaynem Malikiem! Następnym razem poproszę o
autograf! – podniósł głos, a ja prychnęłam cicho.
-Daj mu spokój – szepnęłam,
chociaż jego uwaga, tak prawdę powiedziawszy mnie rozbawiła.
-Spokojnie księżniczko –
poruszył zabawnie brwiami – Jednak, jeżeli mogę wyrazić swoje zdanie…
-W nosie mam twoje zdanie – uśmiechnęłam
się do niego a on wywrócił oczami.
-Ale ja i tak ci powiem.
Mianowicie… Uważam, że mu zależy a przynajmniej tak mi się wydawało dzisiaj po
zajęciach.
-Co było po zajęciach? –
zapytałam z nutką zaciekawienia w głosie, która chyba nawet była zbyt głośna
gdyż rozbawiła tylko Tony’ ego.
-Nic takiego – machnął ręką i
spojrzał na zegarek – Jasna cholera! Ann, przepraszam cię najmocniej ale ja
muszę iść. Za chwilę zaczyna się trening i jeżeli tym razem się spóźnię to trener mi nie daruje. – poderwał się z
krzesła i łapiąc sportową torbę kolejny raz spojrzał w moją stronę – Pamiętaj,
każdy jest kowalem swojego losu i prawda jest taka, że cokolwiek nie zrobimy
będzie to miało wpływ na naszą przyszłość. Więc może lepiej czasem odpuścić.
-Może…
-Na razie Ann – pożegnał się
i obdarzając mnie kolejnym z tych delikatnych uśmiechów, który żłobił urocze
dołeczki w jego bladych policzkach, zwrócił się w stronę wyjścia.
-Do jutra –pomachałam
delikatnie w jego stronę i z wzrokiem utkwionym w popielatym płaszczu chłopaka,
rozważałam każde jego słowo kolejny już raz tego dnia.
Możliwe było, że miał rację?
Możliwe było, że
przesadzałam?
Możliwe było, żeby zacząć
wszystko na nowo?
Możliwe…
„Tak wiele jest możliwe,
wystarczy tylko chcieć”, przypomniałam sobie słowa ojca. Ostatnie słowa, które
usłyszałam z jego ust. Zamknęłam oczy i wciągnęłam głęboko powietrze. Wiedziałam, że już niczego nie mogę cofnąć, a
jedyne co teraz powinnam zrobić, to zadbać o własne szczęście. Sprawić, żebym
nigdy już, nie popełniała tych samych błędów i nie żałowała czegokolwiek.
Spojrzałam na ulicę, która
tętniła życiem i wiedziałam, co teraz powinnam zrobić. Wiedziałam, że z całej
tej sytuacji jest tylko jedno wyjście. Wyjście zwane rozmową, szczerą do granic
możliwości.
Kolejny
raz odetchnęłam cicho i zakładając na siebie czarny płaszczyk, skierowałam się
w stronę wyjścia.
______________________________________________________
Cześć dziewczyny! Witam was,
po tak długiej nieobecności i przepraszam, przepraszam za tak wiele jednak,
może po kolei.
Po pierwsze: Przepraszam za
to, że zaniedbała łam czytanie oraz komentowanie waszych opowiadań. Teraz będę
miała kilka dni, to postaram się to nadrobić i powiedzieć wam jak najwięcej, co
o tym myślę.
Po drugie: Przepraszam, że
zaniedbałam pisanie, że tak długo nie odezwałam się ani słowem. Mam nadzieję,
że jeszcze pamiętacie co tam się działo u naszych bohaterów i, że czekaliście
na kolejną dawkę pomysłów z mojej strony.
Po trzecie: Przepraszam, że
tak bardzo spadłam z poziomem pisania. Wiem, że ten dotychczasowy był kiepski,
jednak teraz jestem już poniżej krytyki. Jeżeli coś wam się nie spodoba, to
proszę bardzo możecie mnie nawet obrazić. Tylko proszę, bądźcie szczerzy.
Pragnę wam także podziękować,
też za kilka ważnych dla mnie spraw.
Numer jeden: Za to, że
czekaliście, że nie zostawiliście mojego bloga chociaż odeszłam na tak długo.
Wiem, że może nie każda z was wróci jednak tym, które nadal pamiętają starą
Aleksję. Dziękuję za chwilę cierpliwości.
Numer dwa: Dziękuję za te
wszystkie wasze komentarze. Matko, wiecie jak mi się miło czytało, że czekacie,
że będziecie i że mam do kogo wracać? Naprawdę każde wasze słowo, dawało mi
tyle energii do pisania, ponieważ wiedziałam, że mam dla kogo to robić.
Przeprosiłam i podziękowałam
chyba za wszystko co chciałam…
Tak…
A nie! Jeszcze jedno! Chwila…
Jest jeszcze jedna osoba,
której należą się szczególne słowa.
Moja kochana Gabrysia!
Dziewczyno pragnę podziękować ci za wszystko. Za każde słowo, za to, że mnie
mobilizowałaś i wydawałaś na mnie tyle kasy przez ten miesiąc. Dziękuję Ci!
Dziękuję też za to, że pod moją nieobecność i w czasie kiedy miałam problemy z
Internetem znalazłaś chwilę żeby dodać za mnie wpis. Dziękuję, że mogę zawsze
na tobie polegać! Dziękuję ♥